[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skutek był taki, że niemal wszyscy Higieniczni – niezależnie od przynależności do zwalczających się odłamów – przeszli w stadium padliny.Sam Manna zniknął; jego końca nikt nigdy nie poznał na pewno, chociaż legenda mówiła, że następny etap jego istnienia reprezentował pewien szczególnie piękny ammp, rosnący wśród ruin największego z Miast Pustkowia.Powoli wróciło stare i sensowniejsze życie.Z pomocą utodów powracających z innych planet rodzima populacja szybko się odrodziła.Odnowiono zbiorniki wodne, pracowicie odrestaurowano bagna, utworzono gnojowiska według tradycyjnych wzorców, wszędzie ponownie posadzono ammpy.Miasta Pustkowia pozostawiono własnemu upadkowi.Żadnego utoda nie interesowała już etyka czystości.Prawo i kult nieczystości powróciły z dawną mocą.Tym niemniej niezależnie od poniesionych kosztów, przemysłowa rewolucja przyniosła też pozytywne skutki i nie o wszystkich zapomniano.Podstawowe osiągnięcia techniki niezbędne dla utrzymania podróży w gwiezdne królestwa trafiły do przedstawicieli starożytnego stanu duchownego, poświęcających się sprawie szczęścia utodów.Kapłani uprościli wszelką procedurę, zmienili ją niemal w zwyczajowy rytuał i pilnowali, by teoria lotów była przekazywana z matki na syna poprzez proces ssania mózgu, wraz z resztą tradycji ustnej gatunku.Wszystko to działo się trzy tysiące generacji i prawie równie wiele kolejnych esro temu.Całe pokolenia poznawały historię poprzez ssanie mózgu.W obu mózgach Bluga Luguga żywo tkwiło „wspomnienie” ohydnych, deprawujących poglądów Manny i innych Higienicznych.Trzeci Polita szczycił się bowiem tytułem najbrudniejszego i najzdrowszego reprezentanta stanu kapłańskiego swej generacji.A po absurdalnych frazach moralnego potępienia, które wygłosił Kosmopolita, Blug Lugug wiedział, że czystość narzucana jego staremu ciału przez cienkonogich, oddziaływuje też na jego mózgi.Najwyższy czas coś zrobić!Rozdział dziewiątySlogan wykorzystywany z takim powodzeniem na opakowaniach tabletek nasennych: „Większość ludzi prowadzi życie pełne cichej desperacji”, wymyślił pewien amerykański mędrzec jeszcze w dziewiętnastym stuleciu.Nazywał się Thoreau i nie sposób odmówić racji jego stwierdzeniu, że niepokój, a nawet nieszczęście często rodzi się w duszach osób, które na pierwszy rzut oka wydają się uosobieniem szczęścia.A jednak, ze względu na konstrukcję ludzkiej natury, odwrotna sytuacja również jest możliwa i czasem w warunkach pozornie sprzyjających wyłącznie czarnej rozpaczy, człowiek może prowadzić życie pełne cichego szczęścia.Bramy więzienia St.Alban otworzyły się i wypuściły więzienny autobus.Pojazd wytoczył się spod portalu zwieńczonego napisem na aluminiowej tablicy: „Zrozumieć znaczy wybaczyć”, po czym skierował się w stronę dzielnicy zwanej Gejowskim Gettem.Pod takim w każdym razie mianem znała ją większość londyńczyków, gdyż jej mieszkańcy używali raczej określeń Dzielnica Jąder, Joburg*, Kraina Czarów, Mineta City czy wielu mniej lub bardziej eufemistycznych nazw, jakie tylko przychodziły im do głowy.Getto założył rząd, zdając sobie sprawę, że niektóre osoby, chociaż dalekie od przestępczych intencji, nie potrafią żyć w ramach wymagającej struktury, jaką jest cywilizacja: nie podzielają na przykład celów i motywacji większości przeciętnych istot ludzkich, nie widzą sensu w pracy od dziesiątej do szesnastej w dni powszednie, by dzięki temu utrzymać małżonkę i „x” czy „n” dzieci.Tej grupie ludzi, która skupiała geniuszy i neurotyków w równych proporcjach (często wewnątrz tej samej osoby), pozwolono się osiedlić w Gejowskirn Getcie, które – ponieważ nie było w żaden sposób kontrolowane przez organa porządku publicznego – niebawem stało się również gniazdem przestępców.W tym szczególnym rezerwacie powstała unikalna wspólnota, która spoglądała na monstrualną maszynerię reszty społeczeństwa – usiłującą z zewnątrz skruszyć jego ściany – z tą samą mieszaniną strachu i moralnej dezaprobaty, z jaką tamci przyglądali się im.Więzienny pojazd zatrzymał się przy końcu stromej ulicy o klinkierowej nawierzchni.Wyskoczyło z niego dwóch świeżo zwolnionych więźniów: Rodney Walthamstone i jego ekstowarzysz z celi.Pojazd natychmiast zawrócił i odjechał, a jego drzwi zatrzasnęły się automatycznie.Walthamstone rozejrzał się z niepokojem.Niezbyt okazałe domki po obu stronach ulicy kuliły się za brudnymi ogrodzeniami, oddzielającymi je od pasa odpadów i śmieci.Za pasem odpadów i śmieci natomiast wznosił się mur Gejowskiego Getta (część tworzył rzeczywisty mur, część zaś ściśle przylegające do siebie wąskie stare domy).– Czy to tu? – spytał Walthamstone.– Dokładnie, Wal.Tu się zaczyna wolność.Tu możemy żyć tak, jak mamy ochotę.Nikt nie będzie z nas kpił.Poranne słońce, promienny stary oszust, kładło swe przelotne złoto i rozbite cienie na niezbyt zachęcające skrzydło Getta, Joburgu, Raju, Miasta Tyłków, Ulicy Pedałów, Dzielnicy Cycków.Tid ruszył ku niemu, a widząc, że Walthamstone się waha, chwycił go za rękę i pociągnął ze sobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •