[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ogólnie spokój.Perspektywa zastąpienia go nie była zachęcająca.Nie mogłem jednak odmówić.Kto wie, może i ja będę potrzebował rewanżu?- Dobra, załatwione.- Peters, wielkie dzięki.Zgłoszę na centrali, że mnie zastępujesz, i wracam jak najszybciej.Jeszcze raz dziękuję.Odkładając słuchawkę, pomyślałem, że gdybym miał brać udział w jakimś zabiegu, odmówiłbym.Byłem święcie przekonany, że umarłbym fizycznie albo psychicznie, gdybym miał jakąś długą operację, szczególnie z kimś takim jak Doładowara, Herkules albo Wszechmocny.Na wszelki wypadek przebrałem się na biało, żywiąc nadzieję, że odpędzi to złe przeznaczenie.Zadzwoniłem do Karen, ale nikt nie odpowiadał.Przypomniałem sobie, że mówiła coś o jedenastej, ale nie pamiętałem dokładnie.Nie miałem nic do roboty, więc położyłem się i otworzyłem podręcznik chirurgii, opierając go na klatce piersiowej.Był strasznie ciężki.Trochę utrudniał oddychanie.Nie bardzo mogłem się skupić na książce, więc wróciłem myślami do Karen.Co robi o siódmej, jeśli nie jest ze swoim chłopakiem? Nie powiem, żebym miał powody, żeby jej ufać.A właściwie co rozumiem przez zaufanie? Po co w ogóle używać tego słowa? Mówienie o zaufaniu brzmiało trochę młodzieńczo, gdy po prostu chodziło o naszą wygodę.Myśli te ukołysały mnie do snu, ale zadzwonił telefon i obudził mnie.Ciągle miałem ciężką księgę na piersi i oddychałem dzięki mięśniom brzucha.To było NW.- Doktorze Peters, tu siostra Shippen.Centrala mówi, że zastępuje pan doktora Greera.- Tak, to prawda - stwierdziłem bez entuzjazmu.- Stażysta, który jest tu na dyżurze, nie daje sobie rady ze wszystkimi pacjentami.Czy mógłby pan tu przyjść i pomóc?- Ile kart czeka?- Dziewięć.Nie, dziesięć.- Czy stażysta prosił o pomoc?Cholera, w każdy piątek czy sobotę, gdy byłem na NW, miałem dziesięciu pacjentów w kolejce.- Nie, ale idzie mu powoli i.- Gdy będzie miał z piętnastu pacjentów i jeśli sam poprosi, żebym przyszedł, niech pani wtedy przedzwoni.Odłożyłem słuchawkę.Te gówniane pielęgniarki z NW zawsze chcą grać pierwsze skrzypce i decydować o wszystkim.NW było akurat działką tamtego stażysty i mógłby się wkurzyć na mój widok.Była w tym odrobina prawdy i okruch rozsądku.Gdy ja byłem przez dwa miesiące na NW, nigdy nie prosiłem o pomoc dyżurnego stażystę.Nie mogłem sobie wyobrazić, by akurat w środę był aż taki tłum, że nie można go opanować.Próbowałem jeszcze czytać, ale nie posuwałem się do przodu i byłem coraz bardziej zdenerwowany.Gdy przytrzymywałem podręcznik, zauważyłem, że zaczęły mi się trząść ręce - coś nowego.Moje myśli biegały chaotycznie od chirurgii do Karen i do ostatniego pływania na desce.I znów do chirurgii.Poszedłem do toalety.Miałem lekkie rozwolnienie - nic dziwnego w tych dniach.Gdy znów zadzwonił telefon, usłyszałem tę samą gorliwą pielęgniarkę; mówiła z satysfakcją w głosie, że stażysta poprosił o pomoc.Wkurzyło mnie to tak, że nic nie odpowiedziałem i trzasnąłem słuchawką.Zanim zdążyłem wyjść z pokoju, ponownie zadzwonił telefon.Ta sama pielęgniarka ośmielała się pytać, czy przyjdę, czy nie.Kąśliwie powiedziałem, że jeśli sobie dadzą radę, zanim założę buty, to zaraz będę.Nie wywarło to na niej żadnego wrażenia.Nie dała się obrazić.Nie chciało mi się wcale spieszyć.Może, gdy już tam dojdę, wszystko się uspokoi.Nie miałbym nic przeciwko założeniu paru szwów lub czemuś w tym rodzaju.Byłem jednak przekonany, że zwali się na mnie jakaś ofiara wypadku drogowego albo ktoś, kto ma konwulsje.Deszcz ustał i między czarnofioletowymi kłębami niskich chmur pojawiło się kilka migocących gwiazd.Wiatr zmienił się.Gdy dotarłem na NW, musiałem przyznać, że nie było tak spokojnie.Stażysta i dwóch lekarzy zajmowało się robotą.Dodatkowo czterech czy pięciu innych badało swych prywatnych pacjentów.Jedna z pielęgniarek dała mi kartę i powiedziała, że facet czeka już jakiś czas; nie mogli się skontaktować z jego prywatnym lekarzem.Wziąłem kartę i czytałem, idąc do pokoju badań.Główna dolegliwość: nerwowość, brak tabletek.Niemożliwe! Zatrzymałem się i spojrzałem dokładniej.Prywatny lekarz był psychiatrą; nic dziwnego, że nie mogli go znaleźć.Pacjent, mężczyzna w wieku 31 lat, był w gabinecie psychiatrycznym.To było z drugiej strony, na prawo.Ale traf, mam świrusa.Czemu nie rozcięta głowa, coś, co mógłbym załatwić, zamiast jakiegoś wewnątrzmózgowego przypadku?Wszedłem do gabinetu i usiadłem zwrócony w stronę młodego z wyglądu mężczyzny, który siedział na łóżku.Łóżko i krzesło z prostym oparciem, były jedynymi meblami w tym pustym pokoju o białych ścianach.Zarówno jedno, jak i drugie przymocowano do podłogi.Było nieskazitelnie czysto i jasno od świetlówek wbudowanych w sufit.Rzuciłem okiem na kartę i spojrzałem na niego.Był w miarę przystojnym szatynem, miał brązowe oczy i starannie przycięte włosy.Splecione ręce trzymał przed sobą.Ich ruchy, przypominające ugniatanie gliny, były jedyną oznaką nerwowości.- Nie czujemy się dobrze? - zapytałem.- Nie, a właściwie tak.Nie czuję się dobrze - odpowiedział, kładąc ręce na kolanach i odwracając ode mnie wzrok.- Jest pan stażystą, jak przypuszczam.Czy mój lekarz nie przyjdzie?Przyglądałem się mu przez chwilę.Uczono mnie, że najlepiej dać takim możliwość wygadania się.Ten jednak wyraźnie czekał na odpowiedź.- Tak, jestem stażystą - powiedziałem, zajmując pozycję obronną.- Nie, nie możemy się z nim skontaktować.Ale mam nadzieję, że możemy teraz panu w czymś pomóc, a z lekarzem zobaczy się pan później, choćby jutro.- Jest mi potrzebny teraz - nalegał i wyjął papierosa.Pozwoliłem mu zapalić.Świry mogły palić, jeśli chciały.W pokoju nie było butli z tlenem.- Może mi pan powie, co panu jest, a wtedy ktoś będzie mógł pomóc.Wiedziałem, że nie da się tu ściągnąć psychiatry, ale prawdopodobnie dodzwonię się do niego.- Jestem nerwowy - powiedział.- Jestem cały zdenerwowany, nie mogę spokojnie siedzieć.Boję się, że coś zrobię.Nastąpiła chwila przerwy.Patrzył znów na mnie.Nie podniósł zapalonego papierosa do ust, ale trzymał go między palcami, a smuga dymu wiła się ku jego twarzy.Jego szeroko otwarte oczy miały rozszerzone źrenice.Nad czołem skrzyły się kropelki potu.- Czego się pan boi zrobić? - Chciałem złapać z nimi jakiś kontakt.Poza tym nie obchodziło mnie już, że siedzę tu zbyt długo.Inne przypadki w tym piekle NW zostaną opanowane beze mnie.Pełniłem pożyteczną funkcję, zajmując się świrem.- Nie wiem, co mogę zrobić.To połowa problemu.Jak coś zacznę, nie mogę opanować myśli.myśli.Myśli.Skierował wzrok przed siebie, na białą ścianę; gapił się bez mrużenia oczu.Później zrobił nagły grymas; ściśnięte usta utworzyły cienką kreskę.- Od kiedy ma pan tego typu problemy? - zapytałem, aby przerwać odrętwienie i zmusić go do mówienia.- Od jak dawna jest pan pod opieką psychiatry?Początkowo sprawiał wrażenie, że mnie w ogóle nie słucha i już chciałem powtórzyć pytanie, gdy odwrócił się w moją stronę.- Od około ośmiu lat.Stwierdzono, że jestem osobnikiem paranoidalnym i schizofrenicznym.Byłem dwa razy w szpitalu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •