[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy Martin słuchał instrukcji Kelleya, Jack przesunął się i oparł o stół laboratoryjny.Richard tymczasem stał jak wmurowany, ciągle trzymając swoją tacę z wymazami.W czasie monologu szefa Martin pozwolił sobie jedynie na kilka przytaknięć i zakończył rozmowę ostatnim: „Tak jest, proszę pana”.Odkładając słuchawkę, obdarzył Jacka lekceważącym uśmiechem.- Pan Kelley kazał mi pana poinformować - oświadczył z wyższością - że osobiście zadzwoni do burmistrza, do pańskiego szefa i wszystkich stosownych władz.Złoży oficjalną skargę na pana za uporczywe nękanie personelu szpitalnego, który dokłada wszelkich starań, aby zapanować nad nadzwyczajnie trudną sytuacją.Kazał także powiedzieć, że za chwilę nasza straż szpitalna wyprowadzi pana poza teren szpitala.- To niezwykle uprzejme z jego strony - odparł Jack.- Ale doprawdy nie trzeba mi wskazywać drogi do wyjścia.Prawdę powiedziawszy, to właśnie wychodziłem, kiedy się spotkaliśmy.Życzę panom miłego dnia.Rozdział 25Poniedziałek, godzina 15.15, 25 marca 1996 roku- Tak się rzeczy mają - powiedziała Teresa, spoglądając na zespół pracujący nad zamówieniem National Health.Do tej prezentacji Teresa i Colleen wciągnęły najlepszych pracowników, zwalniając ich od bieżących zadań.- Wszystko jasne? - zapytała Teresa.Wszyscy stali ściśnięci w biurze Colleen.Stłoczeni jak sardynki, głowa przy głowie.Teresa wyjaśniła, że nowy pomysł, który zaprezentowały, bazuje na sugestiach Jacka.- Mamy na to tylko dwa dni? - zapytała Alice.- Obawiam się, że tak.Może uda mi się wydębić jeszcze dzień, ale nie liczyłabym na to.Musimy dać z siebie wszystko.Rozległy się pomruki niedowierzania w powodzenie.- Wiem, że proszę o wiele, ale fakty są takie, jak już wam mówiłam, że spotkaliśmy się z sabotażem działu finansowego.Otrzymałyśmy nawet poufną wiadomość, że po naszym blamażu mają zamiar wystąpić z „gadającymi głowami”, że zaprosili nawet kogoś znanego z programu telewizyjnego.Czekają więc na naszą kompromitację, ale nie wiedzą, że wystąpimy z nowym pomysłem - wyjaśniła Teresa.- Jeśli o mnie chodzi, to pomysł z czekaniem i tak wydaje się lepszy od tego z czystością - stwierdziła Alice.- Byliśmy zmuszeni do zbyt technicznego potraktowania problemu i to całe zawracanie głowy z aseptyką.Ludzie na pewno uznają, że oszczędność czasu to lepszy pomysł.- Poza tym można potraktować problem na wesoło - dodał ktoś inny.- Mnie także bardziej podoba się ten pomysł z czekaniem; sama nie znoszę czekać u ginekologa.Zanim mnie przyjmie, jestem napięta jak struna w banjo - wtrąciła jedna z projektantek, wywołując ogólny śmiech.- O to mi chodziło.To do roboty, moi drodzy.Pokażmy im, że przyparci do muru, potrafimy się bronić.Wszyscy ruszyli do wyjścia, aby bez dalszej zwłoki zacząć pracę przy deskach.- Chwileczkę! - zawołała nagle za nimi Teresa.- Jeszcze jedna sprawa.Obowiązuje nas tajemnica.Nie informujcie nawet kolegów zaangażowanych w inne projekty, nad czym pracujecie, jeżeli nie będzie to absolutnie konieczne.Nie chcę, żeby ktoś nabrał najmniejszych podejrzeń, że sprawy nie idą po ich myśli.Jasne?Odpowiedział jej pomruk akceptacji i zrozumienia.- Świetnie.Dłużej was nie zatrzymuję.Pokój opustoszał, jakby ogłoszono alarm pożarowy.Teresa opadła na fotel Colleen, wyczerpana emocjami całego dnia.Jak co dzień pracę w reklamie zaczynała wcześnie rano na wysokich obrotach, by pod koniec padać z nóg.Teraz znajdowała się gdzieś pośrodku.- Zapalili się.Byłaś świetna.Szkoda, że nie było przy tym kogoś z National Health - pochwaliła Teresę Colleen.- Cóż, to dobry pomysł na kampanię reklamową.Pytanie tylko, czy zdołają z tego coś skleić.- Postarają się z całych sił.Pobudziłaś w nich prawdziwą motywację.- Boże, mam nadzieję, że się nie mylisz.Nie mogę pozwolić Barkerowi na wystawienie jakichś głupawych „gadających głów”.Cofnęlibyśmy się do czasów barbarzyńskich.Musielibyśmy się mocno wstydzić, gdyby klientowi spodobało się coś takiego i trzeba by zamówienie wykonać.- Boże broń - wyraziła gorące życzenie Colleen.- W takim wypadku wypadłybyśmy z tego interesu -stwierdziła Teresa.- Nie popadajmy w skrajny pesymizm.- Och, co za dzień.Na dodatek pogniewałam się na Jacka.- Za co?- Oznajmił, że jedzie do Manhattan General.- Ho, ho - skomentowała Colleen.- Czy nie przed tym właśnie ostrzegał go ten gang?- No właśnie.Ale spróbuj dogadać się z Bykiem.Jest tak cholernie uparty i lekkomyślny.Nie musiał tam iść.Mają specjalnych ludzi do chodzenia po szpitalach i sprawdzania wszystkiego.Pewnie w grę wchodzi jakaś samcza duma, musi odgrywać bohatera czy co.Sama nie wiem.Nie rozumiem go.- Czyżbyś zaczęła się do niego przywiązywać? - zapytała z ożywieniem Colleen, zdając sobie sprawę, że temat dla Teresy jest drażliwy.Wiedziała dość o szefowej, aby mieć pewność, że unika romantycznych pułapek, chociaż chyba sama nie potrafiłaby powiedzieć dlaczego.Teresa jedynie westchnęła.- Coś mnie do niego ciągnie i równocześnie odpycha.Pomieszał moje szyki obronne, ale i mnie udało się go nieco odblokować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •