[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Leciały w górę skry skrzesane żelazem, złamki drzewców, proporce, pióra strusie i pawie.Kopytarumaków obsuwały się po krwawych leżących na ziemi pancerzach i trupach końskich.Kto padł ranny,tego miażdżyły podkowy.Lecz żaden jeszcze nie padł z przedniej szych rycerzy polskich i szli przed się w zgiełku i ciasnocie,wykrzykując imiona swych patronów lub zawołania rodowe, jak idzie ogień po suchym stepie, którypożera krze i trawy.Pierwszy tam Lis z Targowiska porwał mężnego komtura z Osterody, Gamrata,któren straciwszy tarczę, zwinął w kłąb swój biały płaszcz koło ramienia i płaszczem się od ciosówzasłaniał.Ostrzem miecza przeciął Lis płaszcz i naramiennik, odwalił od pachy ramię, drugim zaś pchnięciemprzebił brzuch, aż ostrze w kość pacierzową zgrzytnęło.Krzyknęli z trwogi na widok śmierci wodzaludzie z Osterody, lecz Lis rzucił się między nich jak orzeł między żurawie, a gdy Staszko zCharbimowic i Domarat z Kobylan skoczyli mu na pomoc, poczęli ich we trzech łuskać okropnie, tak jakniedzwiedzie łuszczą strąki, gdy się na pole zasiane młodym grochem dostaną.Tamże Paszko Złodziej z Biskupic zabił sławnego brata Kun-ca Adelsbacha.Kunc, gdy ujrzał przed sobąwielkoluda z krwawym toporem w dłoni, na którym wraz z krwią przylepły kudły ludzkie, zląkł się wsercu i chciał się oddać w niewolę.Ale Paszko, nie dosłyszawszy go wśród wrzawy, podniósł się wstrzemionach i rozciął mu głowę wraz ze stalowym hełmem, jakby ktoś rozciął jabłko na dwoje.Wrazpotem zgasił Locha z Meklemburgii i Klingensteina, i Szwaba Helmsdorfa z możnego hrabiowskiegorodu, i Limpacha spod Moguncji, i Nachterwitza też z Moguncji, aż wreszcie poczęli się cofać przed nimprzerażeni Niemcy, w lewo i w prawo, on zaś bił w nich jak w walącą się ścianę i co chwila widziano go,jak wznosił się do cięcia na siodle, po czym widziano błysk topora i hełm niemiecki zapadający się w dółmiędzy konie.Tamże potężny Jędrzej z Brochocic, złamawszy miecz na głowie rycerza, który miał sowę na tarczy iprzyłbicę w kształt sowiej głowy wykutą, chwycił go za ramię, skruszył je i wydarłszy mu brzeszczot,zaraz go nim życia pozbawił.On również młodego rycerza Dynheima wziął w niewolę, którego widzącbez hełmu, pożałował zabijać, gdyż ów prawie był dzieckiem jeszcze i dziecinnymi nań spoglądałoczyma.Rzucił go tedy Andrzej giermkom swoim, nie odgadując, że zięcia sobie bierze, albowiemrycerzyk ten córkę jego wziął pózniej za żonę i na zawsze w Polsce pozostał. Natarli atoli teraz ze wściekłością Niemcy, chcąc odbić młodego Dynheima, który z możnego rodugrafów nadreńskich pochodził, lecz przedchorągiewni rycerze: Sumik z Nadbroża i dwaj bracia zPłomykowa, i Dobko z Ochwia, i Zych Pikna, osadzili ich na miejscu, jak lew osadza byka, i odepchnęliku chorągwi świętego Jerzego, szerząc wśród nich zgubę i zniszczenie.Zaś z rycerskimi gośćmi starła się chorągiew królewska nadworna, której Ciołek z %7łelechowaprzywodził.Tam Powała z Ta-czewa siłą nadludzką mający obalał ludzi i konie, kruszył żelazne hełmyjak skorupy jaj, bił sam jeden w całe gromady, a obok niego szli Leszko z Goraja, drugi Powała zWyhucza i Mści sław ze Skrzynna, i dwóch Czechów: Sokół i Zbysławek.Długo toczyła się tu walka,gdyż na tę jedną chorągiew uderzyły trzy niemieckie, lecz gdy dwudziesta siódma Jaśka z Tarnowaprzyszła w pomoc, siły zrównały się mniej więcej i odrzucono Niemców prawie na pół strzelania z kuszyod miejsca, w którym nastąpiło pierwsze spotkanie.Lecz jeszcze dalej odrzuciła ich wielka krakowska chorągiew, której sam Zyndram przywodził, a naczele między przedchorągiewnymi szedł najstraszniejszy ze wszystkich Polaków Zawisza Czarny herbuSulima.W pobok walczyli: brat jego Farurej i Florian Jelitczyk z Korytnicy, i Skarbek z Gór, i właśnie ówsławny Lis z Targowiska, i Paszko Złodziej, i Jan Nałęcz, i Stach z Charbimowic.Pod okropną rękąZawiszy ginęli bitni mężowie, jakby w tej czarnej zbroi sama śmierć szła im naprzeciw, on zaś walczył znamarszczoną brwią i ściśniętymi nozdrzami, spokojny, uważny, jakby zwykłą odbywał robotę; czasemrówno poruszał tarczą, odbijał cios, lecz każdemu błyskowi jego miecza odpowiadał krzyk strasznyporażonego męża, a on nie oglądał się nawet i szedł, pracując, naprzód jak czarna chmura, z której cochwila piorun wypada.Poznańska chorągiew, mająca w znaku orła bez korony, walczyła też na śmierć i życie, a arcybiskupia itrzy mazowieckie szły z nią w zawody.Ale i wszystkie inne przesadzały się wzajem w zawziętości inatarczywym męstwie.W sieradzkiej młody Zbyszko z Bogdańca rzucał się jak dzik w najgęstszetłumy, zaś przy boku jego szedł stary, straszny Maćko, walcząc rozważnie, jak walczy wilk, któryinaczej niż na śmierć nie ukąsi.Szukał on wszędy oczyma Kunona Lichtensteina, ale nie mogąc go w tłoku dostrzec, upatrywałtymczasem innych, takich, którzy świetniejsze mieli na sobie stroje, i nieszczęsny był każdy rycerz,któremu się z nim potkać przyszło.Niedaleko od obu rycerzy bogdanieckich ciskał się nieznośniezłowrogi Cztan z Rogowa.Po pierwszym spotkaniu rozbito mu hełm, więc walczył teraz z gołą głową,strasząc swą zakrwawioną włochatą twarzą Niemców, którym się zdało, że nie człowieka, ale jakąśpoczwarę leśną mają przed sobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •