[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stała nieruchomo.„Trzeba się ruszyć” - podpowiadał rozsądek.Skierowała światło latarki do wnętrza skrzyni.Było tam mnóstwo pudeł, jakieś koperty, paczki.Na samym dnie zobaczyła też dwie niebieskie kasetki owinięte czerwoną wstążką, „Dwie! Przecież powinna być jedna!” - zamrugała i dwie kasetki zlały się w jedną.Wszystkie przedmioty rozpływały się w jakiejś świetlistej mgle.Wyjąwszy pudełko ze skrzyni, sięgnęła do kieszeni po duplikat.Gdy trzymała oba pudełka w dłoniach, chwyciły ją mdłości.Zacisnęła powieki, próbując przeczekać atak.Chciała włożyć do skrzyni pudełko, które wyjęła z kieszeni, ale zapomniała, które to było.Przyglądała się dwóm identycznym pudełkom.Czy trzymała diamenty w prawej, czy w lewej ręce?Samolot szybko wytracał szybkość.Lada chwila wyląduje.Włożyła do kontenera jedno z pudełek, rozpaczliwie modląc się, żeby okazało się ono tym właściwym.Z kieszeni płaszcza wyjęła zwój linki.„Trzeba coś zrobić z tym sznurkiem”.Szum w głowie uniemożliwił jej myślenie.Przypominała sobie: „Po przecięciu linki schowaj ją do kieszeni, a tę, którą masz, owiń kilka razy wokół skrzyni De Beers.Wewnątrz samolotu nie zostawiaj niczego, co mogłoby naprowadzić policję na trop”.Wtedy, w ciepłych promieniach słońca na pokładzie bateau mouche, wydawało się to takie proste.Teraz było niewykonalne.Siły opuściły ją zupełnie.Strażnicy znajdą poprzecinaną linkę i przeszukają kontenery, a potem ją złapią.Coś wewnątrz Tracy zakrzyczało: „Nie! Nie! Nie!”Resztkami sił owijała linę wokół skrzyni.Zachwiała się, gdy samolot dotknął ziemi, a następny potężny wstrząs zwalił ją z nóg.Poleciała do tyłu, kiedy samolot zaczął hamować.Trzasnęła głową o podłogę i straciła przytomność.Boeing znowu nabierał szybkości, kołując w kierunku ter­minalu.Tracy leżała bezwładnie na podłodze, włosy przesłaniały jej poszarzałą twarz.Cisza, która zapanowała, gdy wyłączono silniki, przywróciła jej przytomność.Samolot zatrzymał się.Podparła głowę łokciem i powoli uklękła, a potem wstała jak w hipnotycznym śnie, opierając się o ścianę skrzyni, żeby nie upaść.Przycisnęła do piersi kasetkę z diamentami i zataczając się podeszła do swojej kryjówki.Gdy już znalazła się w środku, długo siedziała, pokryta kroplami potu, ciężko dysząc.„Udało się”.Ale musiała przecież jeszcze coś zrobić.Coś ważnego.„Co? Połączyć taśmą klejącą dwa kawałki linki, którą przecięła, wychodząc ze swej kryjówki”.Sięgnęła do kieszeni spodni, szukając taśmy.Nie było jej tam.Znowu poczuła duszności.Wydawało jej się, że słyszy z zewnątrz jakieś dźwięki, więc wstrzymała oddech i wsłuchiwała się.Tak.Znowu coś usłyszała.Czyjś śmiech.Za chwilę otworzą drzwi ładowni i rozpocznie się rozładunek.Zobaczą przeciętą linę, zajrzą do środka kontenera i odkryją ją.Musiała w jakiś sposób połączyć przecięte kawałki linki.Uklękła i w tej samej chwili zmacała ręką rolkę taśmy maskującej, która musiała wypaść jej z kieszeni.Uniosła płótno, po omacku szukając dwóch koń­ców przeciętej liny.Trzymała ją w jednej ręce, drugą odwijając taśmę.Nic nie widziała.Pot zalewał jej oczy.Zerwała apaszkę z szyi i wytarła twarz.Już lepiej.Owinęła linkę taśmą i opuściła płótno z powrotem; teraz pozostawało tylko czekać.Dotknęła ręką czoła.Było bardziej rozpalone niż rano.„Muszę poszukać cienia - pomyślała.Tropikalne upały są szkodliwe”.Spędzała wakacje gdzieś na Karaibach.Jeff przybył tam, żeby podarować jej kilka diamentów, ale wskoczył do morza i zniknął.Wyciągnęła rękę, żeby mu pomóc, ale niestety, wymknął się.Woda zalewała jej twarz.Tonęła.Usłyszała głos robotników, wchodzących do ładowni.- Ratunku! - krzyknęła.- Proszę, pomóżcie mi! - Ale jej krzyk był tylko szeptem, którego nikt nie usłyszał.Ogromne kontenery wyładowywano z samolotu.Tracy nie wiedziała, kiedy jej skrzynię załadowano na ciężarówkę „Brucere et Cie”.Na podłodze samolotu leżała porzucona apasz­ka - prezent od Jeffa.Tracy obudziła się, gdy blask światła wdarł się do wnętrza ciężarówki, ktoś uniósł płócienną pokrywę kontenera.Powoli otwierała oczy.Ciężarówka stała w garażu.Jeff patrzył na nią i uśmiechał się.- Wszystko w porządku - powiedział.- Jesteś cudowna, Tracy.Weźmiemy teraz to pudełko.- Patrzyła na niego otępiałym wzrokiem.Pudełko leżało obok niej.Podniósł je.- Zobaczymy się w Lizbonie.- Zrobił parę kroków w kierunku wyjścia, ale nagle przystanął i spojrzał na nią jeszcze raz.- Wyglądasz okropnie, Tracy.Czy dobrze się czujesz?- Jeff, ja.- zaledwie mogła wyszeptać.Zniknął.Z tego, co wydarzyło się potem, Tracy niewiele pamiętała.Przebierała się w nowe ubranie na zapleczu magazynu, a jakaś kobieta mówiła:- Pani jest chyba chora, mademoiselle.Czy mam wezwać lekarza?- Nie, żadnych lekarzy - szepnęła Tracy.„W okienku Swissair odbierzesz bilet na samolot do Genewy.Uciekaj z Amsterdamu jak najszybciej.Gdy tylko policja dowie się o rabunku, natychmiast zaczną kontrolować turystów opuszczają­cych miasto.Wszystko pójdzie dobrze, ale na wszelki wypadek masz tu adres i klucz do bezpiecznego domu w Amsterdamie, Jest pusty”.Lotnisko.Musi dostać się na lotnisko.- Taxi! - wymamrotała.- Taxi!Kobieta wahała się przez chwilę, potem wzruszyła ramionami.- Dobrze.Wezwę taksówkę.Proszę poczekać.Wznosiła się teraz wyżej i wyżej, w stronę palącego słońca.- Przyjechała taksówka - powiedział jakiś mężczyzna.Tak bardzo pragnęła, żeby ludzie przestali się nią interesować.Potrzebowała tylko snu.- Dokąd chce pani jechać, mademoiselle? - zapytał kierowca.„W okienku Swissair odbierzesz bilet na samolot do Genewy” [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •