[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Znowu się roześmiała, tym razem głośniej.– Jakbym miała zamiar to zrobić.Tylko głupiec próbowałby wejść między Toblakai a jego bogów.– W tym prostym wojowniku nie ma nic prostego – wyszeptał L’oric.– Tak samo jak ty nie jesteś po prostu wielkim magiem – stwierdziła dziewczyna.– Wkrótce będziesz musiał zacząć działać.Podjąć decyzje.Jeśli będziesz się wahał zbyt długo, inni podejmą je za ciebie, a to ci się z pewnością nie spodoba.– Ja mógłbym to samo powiedzieć o tobie.– No cóż, wygląda na to, że musimy tej nocy omówić jeszcze wiele spraw.Ale najpierw coś zjedzmy, bo inaczej upijemy się tym winem.*Sha’ik wzdrygnęła się, zatoczyła o krok do tyłu.Głośno jęknęła z bólu i strachu.Wokół siedziby Heborica wirował cały zastęp osłon, które wciąż jeszcze migotały, pobudzone zetknięciem z jej ciałem.Powstrzymała gniew, starając się przemawiać cicho.– Wiesz, kto do ciebie przyszedł, Heboric.Wpuść mnie.Jeśli mnie nie posłuchasz, zaraz spadnie na ciebie gniew bogini.Przez chwilę panowała cisza.– Wejdź – odezwał się wreszcie.Postąpiła krok naprzód.Poczuła chwilowy nacisk, a potem osunęła się w dół i uderzyła w rozsypujący się murek.Nagle poczuła.nieobecność.Przerażającą nieobecność, która lśniła niczym oślepiające światło tam, gdzie jeszcze przed chwilą panowała nieprzenikniona ciemność.Osierocona.ale wolna.Bogowie, jestem wolna.światło.– Widmoworęki! – wydyszała.– Co uczyniłeś?– Bogini, która w tobie przebywa, sha’ik – padły słowa Heborica – nie jest mile widziana w mojej świątyni.W świątyni?Narastał w niej ryk chaosu, rozległe obszary jej umysłu, gdzie przebywała Bogini Tornada, nagle opustoszały i zalał je gwałtowny strumień ciemności, niosący ze sobą.wszystko, czym byłam.Gorzka wściekłość szerzyła się w niej niczym pożar, gdy wspomnienia zaatakowały ją z demoniczną furią.Beneth.Ty sukinsynu.Zacisnąłeś łapska na dziecku, ale to, co ukształtowałeś, nie było bynajmniej kobietą.Było zabawką.Niewolnicą – twoją i twojego wypaczonego, brutalnego świata.Często patrzyłam na nóż w twoich dłoniach, na to jak bawiłeś się nim od niechcenia.Tego właśnie mnie nauczyłeś, nieprawdaż? Ranić dla zabawy, cieszyć się widokiem krwi.I, och, jakże ich raniłam.Baudina, Kulpa, Heborica.Wyczuła czyjąś bliskość, dotyk materialnych dłoni – nefrytowozielonych, poprzeszywanych czarnymi pręgami – przysadzistą, szeroką postać, która wyglądała, jakby padał na nią cień palmowych liści.nie, to były tatuaże.Heboric.– Wejdź do środka, dziewczyno.Jesteś teraz.osierocona.To nieprzewidziana konsekwencja zmuszenia bogini do opuszczenia twej duszy.Chodź.Zaprowadził ją w głąb namiotu.Panowały tu wilgoć i chłód, a ciemność rozpraszała tylko jedna lampka oliwna.Jej płomień zamigotał nagle, gdy Heboric uniósł lampkę i postawił ją na piecyku, by od płonącego oleju zapalić bryłki nawozu.– Nie potrzebuję zbyt wiele światła.– mówił.– Upływ czasu.nim zlecono mi poświęcenie prowizorycznej świątyni.co ja właściwie wiem o Treachu?Siedziała na poduszce, grzejąc drżące dłonie przed piecykiem, w którym płonął coraz jaśniejszy ogień.Spowijały ją futra.Usłyszawszy imię „Treach”, poderwała się nagle i uniosła wzrok.Heboric przykucnął obok niej.Tak samo jak tego dnia, tak dawno temu, na Rondzie Sądu.Gdy przybyły do niego duszki Kaptura.by przepowiedzieć upadek Fenera.Muchy nie chciały dotknąć jego spiralnych tatuaży.Pamiętam to.A przecież we wszystkich innych miejscach kłębiły się jak szalone.A teraz w tych tatuażach zaszła zmiana.– Treach.Spojrzał na nią, mrużąc powieki.To kocie oczy.On widzi!– Został teraz bogiem, sha’ik.– Nie nazywaj mnie tak.Jestem Felisin Paran z rodu Paranów.– Oplotła się nagle rękami.– Sha’ik czeka na mnie.na zewnątrz, pod namiotem.Za twoimi osłonami.– I chcesz wrócić w jej objęcia, dziewczyno?– Nie mam wyboru, Heboric – wyszeptała, wpatrując się w płomienie.– Ehe, pewnie nie masz.Wyprostowała się nagle, porażona straszliwym szokiem.– Felisin!– Słucham?– Felisin Młodsza! Nie.nie widziałam jej.Od wielu dni? Tygodni? Co.gdzie ona jest?!Heboric wyprostował się kocim ruchem, płynnym i precyzyjnym.– Bogini z pewnością o tym wie, dziewczyno.– Jeśli nawet wie, o niczym mi nie powiedziała!– Ale dlaczego miałaby.Ujrzała w jego oczach nagły błysk zrozumienia.Przeszyło ją ukłucie strachu.– Heboric, co.Poprowadził ją w stronę wyjścia z namiotu, mówiąc:– Odbyliśmy rozmowę i wszystko jest w porządku.Nie masz powodów do niepokoju.Zbliża się przyboczna ze swymi legionami i masz mnóstwo roboty.Musisz też uważać na knowania Febryla i do tego potrzebny ci jest Bidithal.– Heboric! – Opierała się mu, ale nie ustępował.Gdy dotarli do wyjścia, wypchnął ją na zewnątrz.– Co ty.Zatoczyła się do tyłu i wypadła z namiotu.Przeleciała przez palące osłony.Sha’ik wyprostowała się powoli.Na pewno się potknęła.Och, tak, miałam porozmawiać z Widmoworękim.Wszystko jest w porządku.To wielka ulga.Mogę się zająć ważniejszymi sprawami.Na przykład tym moim gniazdem zdrajców.Muszę dziś w nocy znowu pomówić z Bidithalem.Tak jest.Odwróciła się od namiotu byłego kapłana i ruszyła z powrotem do pałacu.Gwiazdy pustynnego nieba nad jej głową zamigotały nagle.Często tak się działo, gdy bogini była blisko.Sha’ik zastanawiała się, co przyciągnęło ją tym razem.Być może po prostu czuwała nad bezpieczeństwem swojej Wybranej.Podobnie jak jej bogini, sha’ik nie zauważyła ledwie dostrzegalnego kształtu, który wymknął się z namiotu Heborica i popędził ku najbliższemu cieniowi.Nie zwróciła też uwagi na woń, za jaką podążała pręgowana postać.Która pognała na zachód, ku granicy miasta, a potem weszła na ścieżkę, wijącą się między kamiennymi drzewami ku odległej polanie.*Bidithal siedział pośród kipiących cieni.Znowu został sam, choć z jego zwiędłej twarzy nie znikał uśmiech.Febryl miał swoje gierki, ale to samo można było powiedzieć o byłym wielkim kapłanie kultu Cienia.Nawet zdrajcy mogli paść ofiarą zdrady, gdy trzymany w dłoni nóż zwracał się nagle w drugą stronę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •