[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeszcze niżej.Dzikus zerwał się nagle na równe nogi.- Dlatego - powiedział odwróciwszy twarz - chciałem najpierw coś zrobić.To znaczy okazać się ciebie godnym.Nigdy naprawdę wart ciebie nie będę.Ale przynajmniej okażę, że nie jestem zupełnie b e z wartości.Chciałem coś zrobić.- No, skoro uważasz to za konieczne.- zaczęła Lenina, ale nie dokończyła zdania.W jej głosie pobrzmiewała irytacja.Kiedy człowiek się pochyła, coraz niżej, z rozchylonymi ustami, by stwierdzić nagle, gdy jakiś niezguła zrywa się na równe nogi, że człowiek pochyla się na darmo - no to jest chyba powód, nawet z pół gramem somy cyrkulującym krwiobiegu, prawdziwy powód do irytacji.- W Malpais - bełkotał nieskładnie Dzikus - trzeba było przynieść skórę lwa górskiego, to znaczy, gdy.się chciało kogoś poślubić.Albo wilka.- W Angli nie ma lwów - Lenina wręcz warknęła.- A nawet gdyby były - dorzucił z nagłą, pogardliwą niechęcią - ludzie zabijaliby je zapewne z helikopterów, gazem trującym albo czymś takim.Tego, Lenino, nie chciałbym robić.- Wyprostował się, odważył spojrzeć na nią i napotkał wyraz poirytowanego niezrozumienia.Speszony, mówił coraz bardziej nieskładnie: - Zrobię coś.Wszystko, co rozkażesz.Bo wiesz, pewne czyny przydają cierpienia.Lecz nagrodą jest radość, jakiej dostarcza ich wypełnienie.Oto co czuję.To jest, będę zmiatał pył przed tobą.- Ależ my tu mamy odkurzacze - zdumiała się Lenina.- To nie jest konieczne.- Tak, oczywiście że nie jest konieczne.Ale pewne poniżenia znaczą szlachetność.Czyż nie?- No ale skoro są odkurzacze.- Nie w tym rzecz.- I epsilony półkretyni, którzy je obsługują - mówiła dalej - no to po co, po co?- Po co? Ależ dla ciebie, dla ciebie.Żeby pokazać, że ja.- I co mają odkurzacze do lwów.- Pokazać, jak bardzo.- Albo lwy do radości oglądania mnie.- Była coraz bardziej zirytowana.- Jak bardzo cię kocham, Lenino! - zawołał niemal z rozpaczą.Wskutek fali wewnętrznego poruszenia krew uderzyła do twarzy Leniny.- Naprawdę, John?- Ale nie chciałem tego mówić - krzyczał Dzikus zaciskając ręce aż do bólu.- Dopóki nie,.Posłuchaj, Lenino, w Malpais ludzie biorą ślub.- Biorą co? - irytacja znów pojawiła się w jej głosie.O czym teraz on mówi?- Na zawsze.Ślubują sobie żyć razem na zawsze.- Cóż za straszny pomysł! - Lenina była szczerze wstrząśnięta.- Przeżywając przejawy piękna duszą, co szybciej się odradza, niźli stygnie krew.- Słucham?- To też jest z Szekspira.Jeżeli odbierzesz jej dziewiczy wianek, nim wszystkie święte ceremonie w całej pełni obrzędu.- Na Forda, John, mówże do rzeczy.Nie rozumiem ani słowa.Najpierw te odkurzacze, a teraz jakieś wianki.Zwariuję przy tobie.- Zerwała się i jakby w obawie, że on wymknie się jej fizycznie, tak jak wymykał się duchowo, schwyciła go za nadgarstek.- Odpowiedz mi na jedno pytanie: czy ja ci się podobam, czy nie?Przez chwilę trwała cisza, potem on odrzekł nadzwyczaj cichym tonem:- Kocham cię bardziej niż cokolwiek na świecie.- No to czemu u licha nie mówiłeś od razu? - zawołała, a jej irytacja była tak wielka, że wbiła paznokcie w jego nadgarstek.- Zamiast pleść o wiankach, odkurzaczach i lwach i dręczyć mnie całymi tygodniami.Puściła jego rękę i odepchnęła ją od siebie ze złością.- Gdyby nie to, że tak mi się podobasz, byłabym na ciebie zła.I oto jej ramiona otaczają jego szyję, a on czuje jej delikatne wargi na swoich.Tak cudownie delikatne, tak gorące i elektryzujące, że mimowolnie musiał wspomnieć pocałunki z Trzech tygodni w helikopterze.Ooch! ooch! stereoskopowej blondynki i aach! Murzyna bardziej niż realnego.Straszne, straszne, straszne., usiłował się wyrwać, ale Lenina objęła go jeszcze mocniej.- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - szepnęła odchylając głowę, by nań spojrzeć.Jej oczy patrzyły z tkliwym wyrzutem.„Choć pokój mroczny, okazja jedyna (poetycko rozbrzmiewał w nim głos sumienia), chociaż zły duch kusi, nigdy mój honor rozpustą, się nie splami.Nigdy, nigdy!”, postanowił.- Ty głuptasie - mówiła.- Tak cię pragnęłam.A ty skoro też mnie pragnąłeś, dlaczego nie.?- Ależ, Lenino - zaczął protestować, a gdy ona natychmiast rozplotła ręce odstąpiwszy od niego, pomyślał, że zrozumiała to, czego on jeszcze nie zdążył wyrzec.Gdy jednak odpięła swój biały patentowany pas myśliwski i powiesiła go starannie na poręczy fotela, zaczął podejrzewać, że się omylił.- Lenino! - powtórzył z przerażeniem.Sięgnęła dłonią do szyi.i wykonała długi ruch ku dołowi; biała bluza marynarska rozpruła się aż po sam skraj; podejrzenie zestaliło się w twardą, twardą pewność.- Lenino, co ty robisz?Zip, zip! Bezsłowna odpowiedź.Zdjęła obszyte u spodu dzwoneczkami spodnie.Jej dessous było bladoróżowe.Złote T, podarunek archiśpiewaka wspólnotowego, lśniło na jej piersi.„Te mlecznobiałe grona, co zza okna krat wyjrzały ku światu.” Śpiewne, dźwięczące, czarodziejskie słowa czyniły ją w dwojnasób niebezpieczną, kuszącą.Ciche, łagodne, ale jakże przeszywające! Wdzierają się, wczepiają w umysł, drążą tunele w postanowieniu.„Najmocniejsze śluby najchętniej trawi pożar krwi.Bądź bardziej przytomny, bo inaczej.”Zip! Krągła różowość rozdwoiła się jak rozcięte jabłko.Jeden ruch ramion, unie sienie najpierw prawej, potem lewej nogi: i oto dessous leży na podłodze, martwe i jakby przywiędłe.Ciągle jeszcze w butach, pończoszkach i okrągłej białej czapce zawadiacko nałożonej ruszyła ku niemu.- Kochanie! Kochanie! Gdybyś był tylko powiedział! - Wyciągnęła ramiona.A Dzikus zamiast też powiedzieć „kochanie” i wyciągnąć swoje ramiona, cofnął się przerażony, machając na nią rękami, jak gdyby usiłował odpędzić jakieś napastujące go niebezpieczne zwierzę.Cztery kroki w tył i natrafił na ścianę.- Słodki! - powiedziała Lenina i ogarnąwszy go ramionami przywarła do jego ciała.- Obejmij mnie - poleciła.- Tul mnie z całej siły.- Ona też miała poezję do dyspozycji, znała śpiewne słowa, słowa-zaśpiewy, słowa jak odgłosy bębnów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •