[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Micaela do dziś chodzi przygnębiona losem brata - nonszalanta.Spuścili go do zsuwni, jak tylko postawił pierwszy krok w monadzie.Cóż, rozumie się, że komuś takiemu nie można pozwolić żyć w miastowcu jak gdyby nigdy nic.Malkontent, roznoszący truciznę jawnej niebłogosławienności i niezadowolenia.Tym niemniej Micaela na pewno ciężko to przeżyła.Zawsze powtarzała, że byli ze sobą bardzo blisko.Bliźnięta.Uważa, że ci z Louisville powinni byli osądzić go przynajmniej formalnie.Ale przecież tak właśnie było.Micaela może nie wierzyć, lecz jej brat został skazany legalnie.Siegmund pamięta, że widział dokumenty.Wyrok podpisał Nissim Shawke.“Jeżeli zbiegły mężczyzna wróci kiedykolwiek do Monady 116, należy go natychmiast zlikwidować".Biedna Micaela.Kto wie, może między rodzeństwem istniał jakiś niezdrowy układ? Mógłbym wybadać Jasona.Może go spytam.Ale dokąd teraz?Uświadamia sobie, że stoi przy tym oknie już od ponad pół godziny.Doczłapawszy do schodów, zbiega dwanaście poziomów w dół, na własne piętro.Mattern i Mamelon śpią jedno obok drugiego.Siegmund rozbiera się i kładzie przy nich na platformie.Oderwanie.Zwichnięcie duszy.W końcu usypia.Spotka się z błogosławiennym.Może religia da mu oparcie.Kaplica, mieszcząca się na siedemset siedemdziesiątym piętrze, to mały pokój na tyłach arkady handlowej pełen ozdób w kształcie symboli płodności oraz inkrustacji, podświetlanych przyćmionym światłem.Wchodząc do środka, czuje się jak intruz.Nigdy wcześniej nie objawiał żadnych skłonności religijnych.Wprawdzie dziadek matki Siegmunda został chrystusowcem, ale cała rodzina przypisywała to raczej antycznym ciągotom staruszka.Starożytne religie mają zaledwie garstkę wyznawców; według ostatnich danych, jakie Siegmund przeglądał, nawet kult boskiej błogosławienności, cieszący się oficjalnym poparciem Louisville, zrzesza nie więcej niż jedną trzecią dorosłych mieszkańców monady.Chociaż niewykluczone, że ostatnio coś się zmieniło.- Szczęść boże - pozdrawia go błogosławienny.- Co cię dręczy?To pulchny mężczyzna, o gładkiej karnacji, z okrągłą, zadowoloną z siebie fizjonomią i błyszczącymi pogodą oczami.Ma co najmniej czterdzieści lat.Co on może wiedzieć o udrękach Siegmunda?- Czuję, jakbym się odrywał - odzywa się Siegmund.- Nie jestem pewny, czego chcę w przyszłości.Zaczynam się odłączać.Wszystko nagle straciło sens.Mam wrażenie, że jestem wydrążony w środku.- Oho.Angst.Anomia.Rozkojarzenie.Kryzys tożsamości.Typowe niepokoje, mój synu.Ile masz lat?- Skończyłem piętnaście.- Profil zawodowy?- Szanghaj, przyszły rezydent Louisville.Może pan o mnie słyszał? Nazywam się Siegmund Kluver.Błogosławienny ściąga usta.Jego wzrok jakby skrył się za zasłoną.Zaczyna bawić się świętymi insygniami przyczepionymi do kołnierza tuniki.O tak, słyszał o Siegmundzie.- Czy czujesz się spełniony w małżeństwie? - pyta.- Mam najbardziej błogosławienną żonę, jaką można sobie wymarzyć.- Dzieci?- Chłopiec i dziewczynka.W przyszłym roku będziemy mieć drugą dziewczynkę.- Masz dużo przyjaciół?- Sporo - odpowiada Siegmund.- Prześladuje mnie wizja rozkładu.Czasami mam wrażenie, jakby swędziło mnie całe ciało.Po monadzie latają obumarłe warstwy mojej skóry, owijają się wokół mnie.Nie mogę się uspokoić.Co się ze mną dzieje?- Czasem zdarza się - mówi błogosławienny - że mieszkańcy monad przechodzą tak zwany kryzys duchowej ciasnoty.Granice naszego świata, czyli miastowca, wydają im się wtedy zbyt wąskie.Nasze wewnętrzne zasoby przestają wystarczać.Czujemy się boleśnie rozczarowani związkami z tymi, których zawsze podziwialiśmy i kochaliśmy.Niekiedy taki kryzys ma gwałtowny przebieg: stąd biorą się nonszalanci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]