[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I pomyślałam sobie: „Skoro już tu jestem, wpadnę do pani Blythe i poproszę, aby napisała epitafę dla Antoniego”.— Epitafium? — spytała zaskoczona Ania.— Aha… to, co drukują w gazetach o zmarłych ludziach, wie pani — wyjaśniła pani Mitchell.— Chcę, żeby Antoni miał naprawdę ładną.Coś takiego niezwykłego.Pani przecież pisuje różne rzeczy, prawda?— Od czasu do czasu zdarza mi się napisać jakieś drobne opowiadanie — przyznała Ania.— Ale przy szóstce dzieci rzadko znajduję na to czas.Kiedyś marzyłam o sławie, ale obecnie obawiam się, że moje nazwisko nigdy się nie znajdzie w „Who is who”*.Poza tym nigdy w życiu nie pisałam epitafium.— O, to chyba nic trudnego.Stary wuj Charlie Bates pisze większość epitaf dla Dolnego Glen.Ale nie mają one w sobie żadnej poetyczności, a ja chcę, żeby mój Antoni dostał kawałek prawdziwego wiersza.Bardzo lubił poezję.W zeszłym tygodniu słyszałam pani wykład w szkole w Glen na temat bandażowania ran i pomyślałam sobie „Ktoś, kto umie tyle mówić, i to tak gładko, z pewnością napisze prawdziwie poetycką epitafę”.Zrobi to pani dla mnie, prawda, pani Blythe? Antoni by się z tego cieszył.Zawsze panią podziwiał.Kiedyś powiedział, że gdy pani wchodzi do pokoju, wszystkie inne kobiety wydają się całkiem zwyczajne i niedystyngowane.Widzi pani, czasem wyrażał się poetycko, ale nie miał nic złego na myśli.Czytałam wiele epitaf… Mam duży notes z wypisanymi z gazet epitafami, ale nie sądzę, by Antoniemu któraś się spodobała.Zawsze się z nich wyśmiewał.A już najwyższy czas coś zrobić, bo przecież umarł dwa miesiące temu.Długo nie mógł rozstać się ze światem, ale za to nie cierpiał.To kłopotliwe, gdy ktoś umiera na wiosnę, pani Blythe, lecz jakoś sobie poradziłam.Wuj Charlie będzie urażony, że poprosiłam o epitafę kogoś innego, ale nie dbam o to.Wuj Charlie jest wygadany, lecz nie żył z Antonim w zbytniej zgodzie, więc nie zamierzam prosić go o epitafę.Byłam żoną Antoniego, pani Blythe, kochającą i wierną żoną, przez trzydzieści pięć lat.Tak, pani Blythe, trzydzieści pięć lat — powtórzyła, jakby w obawie, że Ania pomyśli, iż tylko przez trzydzieści cztery lata — i chcę, aby miał epitafę, która spodobałaby mu się, gdyby żył.Tak właśnie powiedziała moja córka, Serafina; wyszła za mąż i przeniosła się do Lowbridge.Ładne imię, Serafina, nieprawda? Znalazłam je na czyimś nagrobku.Antoniemu się nie podobało.Chciał ją nazwać Judyta, po swojej matce.Ale powiedziałam, że Judyta brzmi zbyt uroczyście, i łatwo dał się przekonać.Nie umiał się kłócić, chociaż zawsze wołał na nią „Seraf” O czym to ja mówiłam?— Że pani córka powiedziała…— O, właśnie.Serafina powiedziała mi: „Mamo, proszę cię, załatw dla taty ładną epitafę”.Była bardzo zżyta z ojcem, chociaż często się z niej wyśmiewał, tak jak i ze mnie… czasami.No więc jak, pani Blythe?— Ależ ja doprawdy tak mało wiem o pani mężu, pani Mitchell.— O, mogę pani wszystko o nim opowiedzieć.Nie pamiętam tylko, jakiego koloru miał oczy.Czy pani uwierzy, że gdy rozmawiałam z Serafina po pogrzebie, nie umiałam powiedzieć, jakie miał oczy! Chociaż żyłam z nim trzydzieści pięć lat! W każdym razie były to oczy łagodne i rozmarzone.Tak błagalnie nimi spoglądał, gdy się o mnie starał.Nie było mu łatwo mnie zdobyć, pani Blythe.Całe lata za mną szalał.A ja miałam zielono w głowie i chciałam wybierać, przebierać.Historia mojego życia byłaby niezwykle interesującym tematem.Mogłaby pani wykorzystać ją w jednym ze swoich opowiadań.No tak, minęły te czasy.Miałam tylu starających się, że nie dałoby się wcisnąć między nich szpilki.Ale wszyscy oni przychodzili i odchodzili, a Antoni został.Wyglądał całkiem przyzwoicie, taki miły, szczupły mężczyzna.Nie znoszę otyłych mężczyzn.„Jeśli wyjdziesz za Mitchella, będzie to dls Plummerów krok w górę” — powiedziała moja matka, bo jego rodzina była bardziej szacowna niż moja.Ja jestem Plummer z domu, pani Blythe, córka Jana Plummera.Antoni mówił mi takie romantyczne komplementy.Kiedyś powiedział, że mam w sobie eteryczny uroki księżycowego światła.Wiem, że to miało być coś miłego, chociaż niej mam pojęcia, co znaczy „eteryczny”.Zamierzałam sprawdzić to’ w słowniku, ale jakoś zapomniałam.No cóż, w końcu dałam mu słowo, że będę jego.To jest… to znaczy… że za niego wyjdę.Mój Boże, szkoda, że mnie pani nie widziała w ślubnej sukni.Wszyscy mówili, że wyglądałam jak obrazek.Byłam szczupła, z włosami jaśniejszymi od złota i śliczną cerą.Och, jak okrutnie obchodzi się z nami czas! Z panią nie jest jeszcze tak źle, pani Blythe.Jest pani ciągle naprawdę ładna i na dodatek wysoko edukowana.No cóż, nie wszystkie możemy być wykształcone Niektóre z nas muszą zajmować się gospodarstwem.Pani sukienka jest doprawdy śliczna, paniu Blythe.Zauważyłam, że nigdy nie ubiera się pani na czarno.Bardzo słusznie.I tak zbyt wcześnie przyjdzie pani nosić żałobę.Wszystko ma swój koniec, powiadam zawsze.O czym to mówiłam?— Pani… Pani próbowała mi opowiedzieć coś o panu Mitchellu.’— Ach, prawda.No więc pobraliśmy się.Tej nocy na niebie była wielka kometa.Widziałam ją, jak jechaliśmy do domu.Szkoda, że n mogła pani zobaczyć tej komety, pani Blythe.Była naprawdę ładna.Czy mogłaby pani o niej wspomnieć w epitafie?— To… To byłoby chyba trudne…— Ach tak — pani Mitchell z westchnieniem zrezygnowała z komety — Musi pani napisać to najlepiej, jak pani potrafi.Jego życie nie byk specjalnie ciekawe.Raz się upił.Powiedział, że po prostu chcę wiedzieć, jak człowiek się wtedy czuje.Zawsze miał taki dociekliwi umysł.O tym zdarzeniu oczywiście nie może pani wspomnieć w epitafie.Nic innego, godnego uwagi nie zdarzyło się w jego życiu.Nie chciałabym się żalić, ale muszę stwierdzić, że był niefrasobliwy i trochę niezaradnyj Godzinami wysiadywał, wpatrując się w malwy.Bardzo lubił kwiaty.Niechętnie kosił trawę, jeśli rosły w niej bratki.Kiedy nadchodziła pora żniw, bardziej interesował się polnymi kwiatami w zbożu niż obfitością zbiorów.A drzewa… Ten jego sad… Zawsze żartowałam, że więcej dba o drzewa niż o mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •