[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem byłaś niegrzeczna i zuchwała — tutaj Maryla wpadła na zbawienny pomysł kary — pójdziesz więc do niej do mieszkania i powiesz, że jest ci bardzo przykro, żeś tak brzydko wobec niej postąpiła, i poprosisz ją o przebaczenie.— Nie uczynię tego — odpowiedziała Ania ponuro i stanowczo.— Niech mnie Maryla ukarze w jakikolwiek inny sposób.Może mnie zamknąć w ciemnym, wilgotnym lochu, zamieszkanym przez węże i jaszczurki, może za pożywienie dawać mi jedynie chleb i wodę, a nie będę się skarżyła… Ale nie mogę prosić pani Linde o przebaczenie.— Nie przywykliśmy zamykać ludzi w ciemnych, wilgotnych lochach — rzekła Maryla sucho.— Zwłaszcza że trudno byłoby je znaleźć w Avonlea.Ale powinnaś i musisz przeprosić panią Linde; w przeciwnym razie pozostaniesz w swoim pokoju do chwili, aż przyrzekniesz, że to uczynisz.— Więc pozostanę w nim na zawsze — rzekła Ania drżącymi ustami — bo nie mogę powiedzieć pani Linde, że jest mi przykro, iż tak postąpiłam.Jakże mogłabym to powiedzieć? Przecież nie jest mi przykro! Martwi mnie, żem Maryli zrobiła przykrość, ale cieszę się bardzo, że jej powiedziałam, co czuję.Sprawiło mi to zadowolenie.Nie mogę powiedzieć, że jest mi przykro, jeśli tak nie jest.Nie mogę sobie nawet wyobrazić, żeby mi było przykro.— Może wyobraźnia twoja będzie skłonniejsza do ustępstw jutro rano — rzekła Maryla zabierając się do odejścia.— Masz noc do zastanowienia się nad swoim sprawowaniem i do zmiany zdania.Przyrzekłaś mi sprawować się jak najlepiej, jeśli zatrzymam cię na Zielonym Wzgórzu.Tymczasem dziś po południu dałaś dowód, że nie pamiętasz o swej obietnicy.Maryla zeszła do kuchni stroskana i zirytowana.Była niezadowolona zarówno z Ani, jak i z siebie, gdyż ilekroć przypominała sobie niezwykle osłupiały wyraz twarzy pani Małgorzaty, usta jej drgały i odczuwała nieprzepartą ochotę roześmiać się serdecznie.X.Wyznanie winyTego wieczora Maryla nie powiedziała Mateuszowi o tym, co zaszło.Lecz kiedy i nazajutrz rano Ania trwała w swym uporze, należało wytłumaczyć mu jej nieobecność przy śniadaniu.Opowiedziała więc owo zajście, starając się położyć nacisk na niezwykle zuchwałe zachowanie się dziewczynki.— Dobrze się stało, że pani Małgorzata usłyszała kilka słów prawdy.Jest to nieznośna kumoszka, lubiąca zawsze zajmować się cudzymi sprawami — orzekł Mateusz.— Ależ, Mateuszu, zdumiewasz mnie.Wiesz dobrze, że Ania zachowała się skandalicznie, a jednak usprawiedliwiasz ją.Niedługo powiesz, że w ogóle nie zasłużyła na karę.— No, nie… niezupełnie… — rzekł Mateusz trochę niepewnym tonem.— Uznaję, że powinna otrzymać lekką karę… Ale nie bądź dla niej zbyt surowa, Marylo.Pamiętaj, że to dziecko nigdy nie miało bliskich; którzy by je uczyli tego, co słuszne.W każdym razie ty… ty jej dasz coś do jedzenia, prawda?— Czyś słyszał kiedykolwiek, abym głodem zmuszała ludzi do dobrego wychowania? — spytała Maryla urażona.— Będzie jadła o zwykłej porze dnia, ja sama jej będę usługiwać.Ale pozostanie na górze, dopóki nie zgodzi się przeprosić pani Linde.Stanowczo, Mateuszu.Śniadanie, obiad i wieczerza minęły w milczeniu… Ania bowiem była nieobecna.Za każdym razem Maryla zanosiła na facjatkę suto zapełnioną tacę, lecz potrawy wracały prawie nie tknięte.Mateusz niespokojnym okiem przypatrywał się zawartości talerzy, kiedy wieczorem zostały odniesione do kuchni.Czyżby Ania przez cały dzień nic nie jadła?Gdy Maryla tego wieczoru wyszła, by przygnać krowy z pastwiska do obory, Mateusz, który obserwował ją kręcąc się przy zabudowaniach gospodarskich, wśliznął się niczym włamywacz do domu i wszedł na schody prowadzące na facjatkę.Zazwyczaj krążył tylko pomiędzy kuchnią a swoją skromną sypialnią, rzadko kiedy odważał się wejść do bawialni, co najwyżej podczas odwiedzin rodziny pastora.Na górze zaś był po raz ostatni, gdy pomagał Maryli wyklejać tapetą pokoik gościnny.Było to jeszcze przed czterema laty.Cicho przeszedł maleńką, górną sionkę i stał parę chwil w milczeniu u progu pokoiku Ani, wreszcie odważył się zapukać i otworzywszy drzwi zajrzał do wnętrza.Ania siedziała na żółtym krześle koło okna, ponuro spoglądając na ogród.Była taka drobna i nieszczęśliwa, że serce Mateusza ścisnęło się z żalu.Cicho zamknął drzwi i na palcach podszedł do dziewczynki.— Aniu — szepnął, jakby lękając się, że go kto usłyszy — cóż ty porabiasz, dziecino? Jakże się masz?Ania uśmiechnęła się blado.— Bardzo dobrze, wyobrażam sobie wiele różnych rzeczy, a to pomaga do spędzenia czasu.Rozumie się, że jestem trochę samotna.Ale nie szkodzi, może do tego przywyknę.I uśmiechnęła się znowu, śmiało spoglądając w przyszłość długich lat samotnego zamknięcia, które — sądziła — ją oczekiwało.Mateusz przypomniał sobie, że należało szybko powiedzieć, o co mu chodzi, bo Maryla mogła nadejść w każdej chwili.— Posłuchaj, Aniu, czy nie sądzisz, że lepiej byłoby uczynić to, czego Maryla chce, i zakończyć całą sprawę? — szepnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •