[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Annie spoglądała na Saultera z nieukrywaną wściekłością w oczach i w sercu.Jego słowa brzmiały przerażająco prawdziwie.Wuj Ambrose doskonale znał się na łodziach, poza tym tamtej nocy nic mu przecież nie dolegało.- O mój Boże.Saulter wykrzywił wargi.- Wielka niespodzianka, co? Tak ma pani zamiar to rozegrać.Może jednak powinna pani zostać aktorką.W przypadku doktor Kearney już się nie udało wszystkiego tak zgrabnie powtórzyć.To zupełnie oczywiste, dlaczego musiała się pani jej pozbyć.Annie poczuła nagle, jakby znalazła się u podnóża czynnego wul­kanu i obserwowała potoki rozżarzonej lawy, nieubłaganie zmierza­jące w jej kierunku.- Tego nie rozegrała pani dobrze.Zbyt wielu osobom opowie­działa pani, jakim to wspaniałym człowiekiem okazała się doktor Jill, która nie pozwoliła użyć sukcynylocholiny do uśpienia pani ko­ta, bo to byłoby zbyt okrutne.A stać i patrzeć, jak Elliot Morgan się dusi, to nie było okrutne?- Przecież został zabity strzałką - powiedziała Annie z upo­rem.- Jasne.Strzałką, która miała na końcu tampon nasycony Sucostrinem.A to jest, droga pani, handlowa nazwa sukcynylocholiny.Na tej cholernej wyspie nikt nawet nie słyszał o podobnym specyfi­ku, dopóki pani nie opowiedziała o nim wszystkim dookoła.Annie poczuta nagły przypływ adrenaliny do krwi.Rozpoznała zbliżające się niebezpieczeństwo.W ułamku sekundy przypomniała sobie kryminał Agathy Christie “Pani McGinty nie żyje"'.Gdyby nie Herkules Poirot, lokator zostałby powieszony za morderstwo, którego nie popełnił.Dowody materialne mogą mieć zabójczą siłę.Ale Annie w niczym nie przypominała lokatora z tej powieści.Saulter trafił na ofiarę, która będzie walczyć.- Może gdy opowie mi pani o wszystkim, poczuje się pani lepiej.Zacznijmy od morderstwa popełnionego na pani wuju.W jaki spo­sób pani tego dokonała, panno Laurance?Wiedziała, że każdy obdarzony choć odrobiną zdrowego rozsąd­ku człowiek nie pisnąłby w tej sytuacji ani słowa, ale gniew przewa­żył.Ten obrzydliwiec nie będzie jej oskarżał o śmierć wuja.Już ona mu powie i to bez ogródek, co.- Moja klientka nie ma nic więcej do powiedzenia.Annie i Saulter aż podskoczyli.W otwartych drzwiach zaplecza stał Max.Annie zamknęła usta.- Pańska klientka? - dopytywał się Saulter.Max przytaknął, dając Annie znaki oczami, by siedziała cicho.- Panna Laurance ma prawo do korzystania ze wskazówek ad­wokata, a moja wskazówka brzmi: odmówić dalszych zeznań.- Pańska klientka będzie zeznawać albo pójdzie na posterunek.Ale Max nie dał się zastraszyć.- Panna Laurance nigdzie nie pójdzie.Czy ma pan nakaz aresz­towania?Max kochał oczy Annie.Fascynowały go.Ciemnoszare, ze złotymi punkcikami, czasami promieniowały zmysłowością niczym obrazy Rubensa, czasami, roześmiane i beztroskie, kojarzyły się z atmosferą popołudniowego pikniku.W tej chwili - pałające furią - przypomi­nały mu raczej błysk u wylotu lufy pistoletu.- Uspokój się, kochanie.Nigdy nie trać panowania nad sobą.W ten sposób dajesz przewagę swoim oponentom.- Jestem zbyt wściekła, by myśleć o ostrożności.- Kochanie, podczas balansowania na linie o grubości włosa, za­wieszonej nad przepaścią, naprawdę trzeba zachowywać ostrożność.- Był bardzo zaniepokojony, że Annie zareagowała z taką gwałtow­nością, wiedział bowiem, że za wszelką cenę powinna unikać prowo­kowania Saultera.Sam też musiał się powstrzymywać, by nic rzucić się na coś z pięściami.Najchętniej rozkwasiłby tępą gębę jednego gli­niarza.Jego Annie, jego krnąbrna, złota dziewczyna, z włosami jak­by muśniętymi promieniami słońca, piegowatymi policzkami i kol­czastą, niezależną, wybuchową naturą.- On się nie odczepi od tego pomysłu.- Annie przejechała dłonią po włosach.- Mój Boże, Max, ktoś zamordował wuja Ambrose.- Jej twarz była bardzo poważna.- Saulter chce mnie w to wrobić.W tej sytuacji sami musimy wykryć, co naprawdę zaszło.- Jasne.I zrobimy to.Ale nie prowokuj Saultera, Annie.- Nie pozwolę, żeby ten facet się na mnie wyżywał.- Oczywiście, że nie, ale proszę trzymać buzię na kłódkę, droga panno Laurance, dobrze?Zapomniawszy na chwilę o przyczynie swojej wściekłości, Annie powiedziała z ożywieniem.- Słuchaj, to było znakomite.Bardzo mi pomogłeś.Ale na two­im miejscu nie podtrzymywałabym dłużej tej fikcji, że jesteś prawni­kiem.Jeszcze cię posadzą z tego powodu.- Sprawdzenie w pięćdziesięciu jeden stanach, gdzie zrobiłem aplikację, zajęłoby Saulterowi cholernie dużo czasu.- Natomiast telefon do Amerykańskiego Stowarzyszenia Adwo­katów zająłby mu najwyżej pięć minut.Max, to nie są żarty.Chociaż założę się, że Saulter jest o wiele bardziej zainteresowany wsadze­niem mnie za kratki niż sprawdzaniem ciebie.- Racja.Oczy Annie znowu zamigotały gniewnie.Max pożałował, że nie ugryzł się w język.Jeśli Annie znowu za­cznie szaleć.- Posłuchaj, naszym zadaniem jest dowiedzieć się prawdy i to za­nim którekolwiek z nas wyląduje za kratkami.Musimy zbadać spra­wę śmierci twojego wuja.Czy ktoś mógłby mieć jakiś powód, aby go zamordować?Katamaran przechylił się odrobinę.Max wyprostował rumpel.Annie przytrzymała się burty.Głęboko wcięty, biały kostium ką­pielowy podkreślał piękną opaleniznę.Max poczuł nagle.- Wuj Ambrose zamordowany, co za absurd.Lewy kadłub katamaranu uniósł się w górę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •