[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawieźli go do Florka, po czym, nie mając się gdzie podziać, przyjęli zaproszenie do ursynowskiej willi.Nie żerowali zby­tnio na Ludwice, robili, co mogli.Ojciec rodziny zatrudnił się w ursynowskim gospodarstwie rolni­czym, czternastoletni syn kradł węgiel z wagonów kolejowych i rozprowadzał żółwie, a matka robiła swetry na drutach i przerabiała ludziom starą odzież.Zaprzyjaźnili się na amen.Pięcioletnie dziecko Andzi, Jędruś, mimo młodego wieku, z talentem hodo­wało króliki.Nieco późniejsze, a z biegiem czasu coraz liczniej­sze, pobyty w tym azylu chłopców z lasu oraz skład broni pod posadzką kwiatowego tarasu, umknęły uwadze okupanta, Niemców mylił wiek właścicielki, niedorosła dziewczyna, w dodatku z pochodzenia francuska hrabianka, gdzie jej było do polskiej kon­spiracji! Oddalenie od miasta zniechęcało niemiec­kich dostojników do zagarnięcia willi na własne po­trzeby i jakoś uchowało się wszystko.Komunikację z miastem ułatwiały rowery, z któ­rych korzystali wszyscy mieszkańcy willi, a także ursynowska bryczka, służąca ich potrzebom nie cał­kiem legalnie.Wzorcowym obiektem rolniczym za­rządzali Niemcy i na ich konto dużo można było wykręcić.Florek dożył końca wojny bez większych prze­szkód.W wieku lat siedemdziesięciu dwóch trzy­mał się znakomicie i filozoficznym, acz nieco posęp­nym okiem patrzył na parcelację dóbr państwa Przyleskich, sam niczym nie zagrożony, bo do pięć­dziesięciu hektarów było mu daleko.Nie zgłupiał na starość, połapał się w trudnościach ustrojowych i w kwestii własnej ziemi podjął decyzję.Uczynił mianowicie darowiznę na rzecz siost­rzeńca.Jędruś Andzi kończył wprawdzie dopiero lat jedenaście, ale Florek miał nadzieję jeszcze trochę pożyć i doczekać chwili jego pełnoletności.Wyglą­dało na to, że chłopak lubi wieś i woli ją od miasta, a co do szkoły, to siedem klas mu starczy.I tak już wiedzę posiadał olbrzymią, bo z jednej strony cie­kawiło go wzorcowe ursynowskie gospodarstwo, a z drugiej chował się razem z Ludwiką, wśród jej książek i pod okiem nauczycielki, krewnej owych sąsiadów Marcinka, również pozbawionej własnego domu.Do szkoły dla świętego spokoju mógł jeszcze pochodzić, od późnej wiosny jednakże aż do wczes­nej jesieni Florek zabierał go do siebie i przyuczał jak należy.Andzia nie protestowała, widząc w tym przyszłość dla syna, i chętnie zatwierdzała warunki dodatkowe.Warunkiem dodatkowym zaś, wyjawionym i po­stawionym przez Florka prywatnie, był udział w darowiźnie Ludwiki.Miała prawo bywać, mieszkać, korzystać i do niej właściwie zawartość domu nale­żała, bo pełno tam było pamiątek po przodkach.Jedne wyniesione zostały i uratowane z dworu pani Przyleskiej, polskiej prababki Ludwiki, drugie zaś przybyły z Noirmont, siedziby prababek francus­kich.Zarówno Andzi, jak i Jędrusiowi kazał uroczyś­cie przysiąc, że temu zastrzeżeniu wiary dochowają, a gdyby coś spaskudzili, Pan Bóg ich skarżę.Zarów­no Andzia, sama zakochana w panience, jak i dziko przejęty uroczystością Jędruś, przysięgę złożyli ucz­ciwie.Karolina dopadła córki dopiero na jesieni, nara­żając się nowym władzom, które widziały w niej wyłącznie potomkinię przedwojennych dziedziców i z przyjemnością robiły jej na przekór.Nie zdołała zabrać ze sobą do Francji dziecka z polską metryką i polskim obywatelstwem, a ucieczki przez zieloną granicę Ludwika odmówiła ze zdumiewającą stanow­czością.Może i działał w niej rozbudzony przez okupację patriotyzm, ale główna przyczyna oporu miała charakter uczuciowy, co matka nie od razu wykryła.Otóż z jednej strony Ludwika żywiła do matki głęboką, nieuświadomioną, irracjonalną urazę.Całą wojnę rodzice przetrwali bezpiecznie i w luksusach, ją zaś pozostawiono na pastwę losu.Na głowę le­ciały jej bomby, zagrażały jej łapanki, przy każdej świni, przywożonej od Florka, narażona była na karę śmierci, przeżyła prawie sześć koszmarnych lat.Wydoroślała przez ten czas, można powiedzieć, pod­wójnie, nauczyła się życia, pokochała znękany kraj ojczysty, przywykła do samodzielności absolutnej, a teraz chcą ją nagle wychowywać, rządzić nią, nie­wątpliwie dla własnej przyjemności.O tak, teraz łatwo.A chała.Tu nastaje równość i sprawiedliwość, a oni niech tam sobie gniją w kapitalizmie.Nie ułat­wili jej świeżo minionej egzystencji i ona im też nie ułatwi, niech się utopią w wyrzutach sumienia!Tęskniąc na początku wojny zgoła bez granic do obecności i opieki rodziców, w jakimś momencie przekroczyła własną wytrzymałość.Paniczny, dławią­cy lęk, codzienna udręka, rozmaite okropności, gniot patriotyczny, zmuszający do narażania się na śmierć przez tę broń, amunicję i chłopców z lasu to było zbyt wiele w obliczu kontrastu: przecudownego poczucia bezpieczeństwa w Anglii pod skrzydłami rodziny.Mogła wszak znajdować się tam, a nie tu.Bomby na Londyn, cha, cha, wielkie mi co.Ograniczenia żywnoś­ciowe, kartki, cha, cha.Było zostać w Polsce, zobaczyć, jak naprawdę wygląda wojna i okupacja!W rezultacie miała do wyboru: przełamać się albo zwariować.Jej charakter wybrał to pierwsze.Przełamała się zatem i powstanie dopadło już jed­nostki zacietrzewionej i niezłomnej.Po zakradaniu się na Sadybę z pożywieniem i napojem nic już nie było jej straszne.Upragniona rodzina przestała być upragniona, wojnę szlag trafił, nastał czas szczęścia.W nosie miała obce kraje, tu chciała wreszcie prze­żyć tę ulgę niebiańską, bomby nie lecą, nikt nie strzela, nikt na ulicach nie łapie, przeżyła kataklizm bez pomocy matki i ojca i dalej będzie żyła bez nich i po swojemu!Z drugiej zaś strony w grę weszła wielka miłość, do której Ludwika nie przyznałaby się nikomu i za skarby świata.Wylęgła się już wcześniej i rozkwitła niczym dżungla po deszczu.Otóż Zbyszek, syn zaprzyjaźnionych na amen by­łych sąsiadów Marcinka, był bohaterem.I węgiel kradł, i w konspiracji brał udział, i do lasu tuż przed powstaniem musiał uciec, żeby nie narazić rodziny, i ranny został, i tuż po wyzwoleniu Warszawy willę przed rabunkiem ocalił, i w ogóle.„W ogóle” zawie­rało w sobie tak jego zalety wewnętrzne, jak i wygląd zewnętrzny.Karolina w nieźle wyrośniętym i sym­patycznym, ale ogromnie piegowatym chłopcu nic szczególnego nie widziała, wielka miłość córki nie przyszła jej zatem do głowy.Zbytnio przesądna nie była, chociaż Justyna zdołała wmówić w nią biblio­teczną klątwę, na wszelki wypadek wolała jednak nie nalegać na wyjazd nielegalny.Uszanowała silnie eksponowany patriotyzm, stwierdziła godną podzi­wu opiekę Andzi, dała spokój namowom i odjechała, mąż bowiem również wymagał jej starań.Ruch Opo­ru nie przeszedł bezboleśnie, jedna ręka została mu prawie bezwładna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •