[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dociera do mnie fala uderzeniowa, która mnie popy chai pomaga w skoku.Przetaczam się w ognisty m kurzu, wśród płonący ch, powoli się obracający chszczątków.Ciężki płat metalu wbija się w dach i rozsiewa dookoła grad gorący ch odłamków. Zasłaniam się rękami, ale niewiele to daje.Boli rozdarta skóra na ramionach i przedramionach.Frin naty chmiast blokuje ból.Na granicy świadomości dociera do mnie, że to nie skutek zderzeniamy śliwca z budy nkiem.W grunt, o ile można na tej planecie mówić o gruncie, uderzy łpancernik, a to jest jego fragment! Dookoła lecą niczy m okruchy sztuczny ch ogni bolidy, ciągnącza sobą wijące się ogniste kity zakończone czarny mi warkoczami dy mu.Jest ich tak dużo, żeledwie cokolwiek przez nie widzę, w dy mach giną nawet wszechobecne serafy i wciąż opadającemy śliwce.Psiakrew, szkoda, że ty lko ludzie dostrzegają te skrzy dlate paskudztwa.Przy dałoby się,żeby i obcy m zasłaniały widok.Pancerniki obcy ch jeden po drugim uderzają o dachy czarno-czerwonej megapolii.Huk jest zwielokrotniony, walą jak werble na paradzie.Pod stopami czujędrżenie, które przenosi się wzdłuż budowli niczy m drganie po szarpnięciu struny gitary.Przy trzy muję się iglicy, kucam i czekam, aż przejdą pełne kurzu i smrodu fale uderzeniowepchające mnie jak morskie fale.Huk wreszcie ustaje, do spadający ch my śliwców już sięprzy zwy czajam.Frin śledzi ich trajektorie i ustala, że żaden we mnie nie uderzy.To mnieuspokaja.Ty lko ten kurz, wszędzie różowa mgła&Pałac króla musiał przenieść nas wszy stkich nad powierzchnię tego globu.Errusa, wrogówi sprzy mierzeńców.Zerkam w górę.Widmo Opętany ch wisi nad planetą nietknięte.Oczy wiście.Czarni dali sobie radę z ty m skokiem.Król musi mieć tutaj swoją teleportacy jną kotwę albostanowisko obronne.Mam nadzieję, że sy stemy nawigacy jne Nemezis działają, bo jeśli nie, niebędziemy wiedzieli, gdzie jesteśmy, i wtedy Tell nie będzie mógł nadać namiarów! O ile Smokprzeży ł.Właśnie.Kto przeży ł?! Wy dawałoby się, że spędziłem w ty m miejscu mnóstwo czasu,lecz to ty lko czas subiekty wny, w przy spieszeniu.Obiekty wnie cała moja eskapada trwała możedziesięć cetni. Tell! %7łyjesz?  odzy wam się totowo, uży wając zwy kłej falowej komunikacji.Tutaj, zezrozumiały ch względów, sieć nie działa. %7łyję, przyjacielu.Cieszę się, że pytasz.Jestem z Quai w pałacu tego padalca. Jest tam Angie? %7łyje, podobnie jak twój Zrodkowy.Baranek Boży, zdaje się, przyleciał na swoje podwórko&Ty, jak zdążyłem zauważyć, brałeś udział w katastrofie.U nas nic złego się nie stało.Prawdopodobnie skurczybyk specjalnie poczekał na swoich wrogów, żeby ich zwabić, a potemrozsmarować na tej planecie.My byliśmy na dostawkę.Patrząc na tę ohydną mordę, zaczynam sięzastanawiać, czy nie użył nas jako przynęty& Tell, uważaj na siebie! Mam wrażenie, że jestem tu w miarę bezpieczny.Chociaż coś zaczyna drżeć& Angie Sin! Angie Dex! Nie teraz, Torkil!  wrzeszczą obie.  Kapitanie Colter! Kapitanie Colter!Jeśli on nie przeży ł, nie wrócimy ! Pies z powrotem, to i tak by ła samobójcza misja, ale miłoby by ło, gdy by jednak& Jestem, Torkilu.Poza statkiem, ale jestem.Dzięki filtrowi podczerwieni w miarę dobrzewszystko widzę.Już się gramolę w górę.Muszę się dostać z powrotem& Imperatorka? To bogini.Nic jej nie jest.Tkwi wciąż we wraku Nemezis, doprawdy nie wiem, jakim cudem.Nowłaśnie.Cudem. Inżynierowie? Nie mam pojęcia.Ale najpierw to, co najważniejsze: jesteśmy w zupełnie nowym miejscu, więcsugeruję nieprzerwany ogień ImBuCanów.Zarówno z ocalałych dział Nemezis, jak i przez was,Anioły.Do wyczerpania magazynków. To dobry pomysł  dociera do mnie men Felixa, Nexusa i Mbele, wszy stkie w ty m samy mczasie.Na moich naramiennikach nie otwierają się sloty mały ch dział, bo po pierwsze, Poom jakojeden z nieliczny ch pancerzy Way Empire nie ma ImBuCanów, a po drugie, ta zbroja to jużprakty cznie złom& Majorze Garibaldi?  znowu głos Coltera i podgląd jego oliwkowej gęby na tle czernii czerwieni. Jestem, jestem.Proszę mi nie przeszkadzać, naprawiamy tę brykę! Chłopaki, nie mazgaić się,do roboty! Do roboty! Tajest!Dawaj kablaDawaj gwintTu przekładniaA tam nitTryby trybiąWali młotZwidry dybiąNa twój tłok!Tej piosenki z pewnością nie napisał Diego, chociaż poziomem go przy pomina.By ć może zewzględu na archaiczność pojęć i pry mity wizm formy by ła popularna wśród %7łuków.No cóż, codekuria, to oby czaj. Inży nierowi są niesamowici.Spadają pancerniki, my śliwce lecą niczy m ognisty grad,wszy stko dookoła wy gląda jak apokalipsa odtwarzana w zwolniony m tempie, Nemezis jest niemalrozpruty, a oni śpiewają!Oddałem menowy salut dzielny m Błękitny m i zadałem sobie py tanie: Co robić?Rozum podpowiadał, żeby udać się na pokład statku.A insty nkt? Co mówił insty nkt? Copodpowiadał tarotowy Księży c?Nie.Nie wracać.Do diabła, nie wracać.Iść naprzód.Naprzód! W tę ognistą zamieć!Warknąłem, rzuciłem się do przodu, na najbliższy czerwono-czarny mur i zacząłem sięwdrapy wać.Zupełnie jak jakaś małpa, postanowiłem wejść wy żej, nad kurzawę, by się lepiejrozejrzeć.Nemezis nie wy strzelił jeszcze kamer, a mój Poom już ich nie miał.Druga fala uderzeniowa, pełna gorąca i kurzu, mało nie zdmuchnęła mnie z muru, a hukpewnie ponadry wał bębenki.Pierś zadrżała od wibracji, ale się utrzy małem.Po niej przy jdąz pewnością następne, ale będą słabsze.Niech przy chodzą.Krew już zakrzepła na moichprzedramionach i bokach.Frin zgłaszał, że organizm osiągnął homeostazę.Na razie.Gdy by łem dostatecznie wy soko, zobaczy łem, jak na tle powolnego ognistego deszczumy śliwców kilkanaście kolejny ch pancerników wroga uderza w grunt i rozbija się, wzniecającgrzy by eksplozji i precle kurzu rozchodzące się niczy m fale na jeziorze.Wiele budowli pochy liłosię czy obróciło w ruinę, ale miasto, jeśli mogę tak nazwać miejsce, w który m się znalezliśmy,by ło tak rozległe, że nie widziałem jego granic.Jak okiem sięgnąć rozpościerał się dy wan wieżprawie tej samej wy sokości, coś jak zielony dach dżungli, ty lko tutaj wszy stko by ło czarno-karmazy nowe.W oddali majaczy ło w drżący m powietrzu kilka wielkich, wy sokich na całekilometry wulkanów.Wszy stkie by ły czy nne i buchały w niebo podświetlony mi od spoduobłokami dy mu.Otaczały je cienkie pierścienie wzmocnień i masy wne metaliczne pasybiegnące od podstawy do krawędzi krateru, co upodabniało je do piramid.Wy glądały trochę jakfabry ki, a nie naturalne twory.Na zamglony m bury m niebie zataczały kręgi demony i anieliceErrusa, ciągnąc za sobą zawirowania smogu.Sporo z nich leciało promieniście, oddalało się napodobieństwo skautów mający ch ustanowić pery metry.Spojrzałem w przeciwny m kierunku i zobaczy łem poznaczony dziwaczny mi jasnoczerwony mirurami kulisty pałac króla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •