[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A więc wszystko w porządku, przypomniała sobie w samą porę.Niewiele jednak brakowało, żeby zapomniała.Przepełniło ją poczucie winy.Jak mogła prawie przez cały dzieńnie poświęcić ani jednej myśli swojej rodzinie? Na którą przygotować obiad, milady?  spytała pani Thirkell. Och.O.o zwykłej porze.Wrócę niedługo.Zamknęła drzwi sypialni.Usiadła na fotelu z telefonem na kolanach i zamknęła oczy.Mogła dokładnie wyobrazićsobie swój dom, pocętkowany plamami cienia rosnących przed nim dębów.Widziała kuchnię, która w słońcu miałakolor miodu, i swoje dzieci, chwytające w przelocie książki i pudełka z lunchem przed wyjściem do szkoły.Widziałaplecy swojego męża, który oddalał się w stronę kampusu.Gdzie może być Sabriną? Jest teraz sama i zapewnepenetruje dom.To może być pierwszy telefon, jaki odbierze.Stefania uśmiechnęła się przebiegle, podając centraliswój numer w Evanston. Czy to pani domu? Mówi lady Longworth z Londynu.Chciałabym rozmawiać z. Stefania!  krzyknęła Sabriną, oddzielona szerokością oceanu. Jak to cudownie!Stefania podwinęła pod siebie nogi, jak zawsze robiła, gdy zasiadały do dłuższej rozmowy, i zaczęła zadawaćpytania na temat Gartha i dzieci, odpowiadając jednocześnie na pytania Sabriny. Sabrino  przypomniała sobie nagle  czy mówiłaś mi kiedyś o tym, że chowasz zegarek na noc do tegopudełeczka na toaletce? Możliwe, nie pamiętam.Dlaczego pytasz? Musiałaś chyba mówić.Odłożyłam go tam wczoraj wieczorem, gdy snułam się po pokoju kompletniewykończona i objedzona po uszy biszkoptem pani Thirkell.Sabriną wybuchnęła śmiechem. Jest z niego niesamowicie dumna.I wie, że za nim przepadam.Pewnie znów go upiecze na twoje urodziny. Czy powinnam dzwonić do ciebie w dniu urodzin? Ty zawsze tak robisz i Garth mógłby się zdziwić. Powiem mu, że złożyłaś mi życzenia, gdy zadzwoniłaś, żeby spytać, jak dotarłam.Baw się dobrze przez tentydzień, nie zawracaj sobie głowy telefonami.Stefania dosłyszała w głosie Sabriny nutę zniecierpliwienia. Tak, to go przekona.Czy spieszysz się gdzieś? Nie, chodzi o to, że czeka mnie tyle roboty! Porządki i zakupy.Stefania znała to na pamięć: sprawunki,domowe zajęcia, codzienna187 porcja obowiązków.Gdy się pożegnały, wyobraziła sobie Sabrinę, jak krząta się po jej pokojach, gotuje w jejkuchni, rozmawia z jej rodziną, je śniadanie z Garthem, siedzi naprzeciwko niego przy obiedzie.Miała ochotę zadzwonić znowu i porozmawiać jeszcze, lecz Sabriną była wyraznie zniecierpliwiona.Ostatecznieto jest teraz jej dom, nie powinnam się wtrącać.Ona nie miesza się do moich spraw.Skoczyła na równe nogi i zbiegłapo trzech kondygnacjach schodów do drzwi frontowych.Tydzień minie jak z bicza trząsł; czas już zaznajomić się zsąsiedztwem.Okrążywszy park poszła na Sloan Square, uśmiechając się na widok kontrastu, jaki stanowił stary gmachKrólewskiego Teatru Dworskiego naprzeciw nowoczesnego domu towarowego Petera Jonesa.Na placu pośrodkufontanna, której płaskorzezby przedstawiały beztroskie zaloty Karola II i jego metresy, Neli Gwynne.Czcigodny,sędziwy Londyn.Niech turyści myślą, co im się podoba.W Chicago bardziej jest widoczny wysiłek podobania się,pomyślała.Wypatrywała różnic, aby głębiej przeżyć swą przygodę.Przeszedłszy na drugą stronę Sloan Street, podziwiaławąskie witryny sklepowe z dziełami sztuki, antykami, konfekcją, butami, biżuterią i książkami.W duchu uczyniłasurowe postanowienie, że nie będzie robić żadnych zakupów, zdecydowana oszczędzać, lecz w końcu pokusaokazała się zbyt silna i wstąpiła do Bendicks po torebkę domowych cukierków i do Taylor of London, gdzie kupiłamałą flaszeczkę perfum.Pogryzając cukierka, szła przed siebie powolnym krokiem.Czuła się lekka i niczym nie skrępowana, jakbypłynęła nad ziemią.Było to dziwne uczucie, lecz gdy minęła sklep z zabawkami, uświadomiła sobie jego zródło.N ik t n i e w ie , g d z i e o n a j e s t.Nikt jej nie oczekuje.Była osobą samotną, anonimową i to dawało jej poczuciewolności.Mijali ją przechodnie z zamkniętymi, obcymi twarzami.Niektórzy otwarcie podziwiali jej urodę, lecz większośćbyła pochłonięta własnymi sprawami.Nikt też nie patrzył na nią jak na obcą i nagle przestała się czuć nieswojo.Kupiła czasopismo i kierując się znakami rozpoznawczymi szybko odnalazła drogę do domu.Klucz do drzwifrontowych obrócił się gładko w zamku już za pierwszym razem.Pani Thirkell powiadomiła ją, że poczta leży nabiurku w gabinecie i przyjrzała się badawczo jej twarzy, pytając, czy naprawdę grypa mija.Nic nie wskazywało nato, iż podejrzewa, że stojąca przed nią osoba nie dorasta do pięt prawdziwej lady Longworth.Stefania, pełna wewnętrznej radości, weszła do gabinetu na drugim188 piętrze.Nie ma nic, czego nie mogłabym zrobić, pomyślała znowu.I w duchu podziękowała Sabrinie. Milady, zapomniałam panią powiadomić  powiedziała pani Thirkell przez telefon wewnętrzny. Od kiedypani wróciła, znów zaczęto przysyłać kwiaty. Kwiaty  powtórzyła ostrożnie. Postawiłam je w salonie, jak zwykle. Dobrze.Dziękuję. Stefania zeszła piętro niżej i od progu uderzył ją ich widok.W pokoju królowały trzytuziny czerwonych róż w kryształowej kuli, zapierających dech, absurdalnych.Pomiędzy nimi tkwiło jak skrawkilśniącego księżycowego światła dwanaście wielkich białych orchidei.Nigdy nie widziała czegoś podobnego.Zapach róż docierał do niej przez całą szerokość pokoju, gdy podchodziłado stołu, myśląc, jak śmieszne jest robienie czegokolwiek na taką skalę: cóż to za niebywała rozrzutność  i jakie torobi wrażenie! Przeczytała liścik.Witaj w domu, moja śliczna Sabrino.Prosiłaś, żebym nie dzwonił, więc dotrzymuję obietnicy.Lecz w przyszłymtygodniu wracam do Londynu i liczę, że twoja dobroć i wspomnienie miłych godzin, jakie razem spędziliśmy, skłonią cię,abyś poświęciła mi wieczór i nareszcie oddała mi swoją rękę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •