[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Między życiem a śmiercią, przyjemnością a bólem wciąż znać różnicę, ale to wszystko.Odcięty od kontaktu ze światem zewnętrznym, a także z prze­szłością, obywatel Oceanii przypomina człowieka zawieszonego w przestrzeni międzygwiezdnej; jak on nie potrafi stwierdzić, gdzie jest góra, a gdzie dół.Rządzący takim państwem mają władzę absolutną, o jakiej nawet nie marzyli faraonowie czy rzymscy cesarze.Muszą się troszczyć o to, aby nie zagłodzić na śmierć zbyt wielkiej rzeszy poddanych, gdyż mogłoby to mieć negatywne skutki dla kraju, muszą też utrzymywać swój arsenał na tak samo niskim poziomie technicznym jak rywale; lecz zadbawszy o to minimum, mogą wyczyniać z rzeczywistością, co im się żywnie podoba.Tak więc obecna wojna, jeśli stosować do niej miarę dawnych wojen, jest zwyczajną fikcją.Przypomina walki toczone przez samce pewnych parzystokopytnych gatunków, których rogi wyrastają pod takim kątem, iż zwierzęta nie mogą wyrządzić sobie krzywdy.Ale chociaż jest fikcyjna, nie znaczy to, że nie odgrywa żadnej roli.Likwiduje nawis produkcyjny i pomaga utrzymać psychozę niezbędną do prawidłowego funkcjonowa­nia systemu.Wojna, jak to wykażemy w dalszej części wywodu, obecnie stała się wyłącznie wewnętrzną sprawą państwa.W przeszłości grupy rządzące poszczególnych krajów wojowały ze sobą i zwycięzca zawsze łupił pokonanego, aczkolwiek świadomość wspólnoty interesów powstrzymywała go od nadmiernego szerzenia zniszczeń.W dzisiejszych czasach grupy te nie walczą ze sobą wcale.Teraz wojnę toczy rząd przeciwko obywatelom własnego państwa, a jej celem nie są korzyści terytorialne lub zapobieżenie grabieży, lecz zachowanie panują­cego ustroju w nie zmienionej formie.Sam termin „wojna” stał się więc mylący.Właściwie można rzec, nie mijając się z prawdą, iż z chwilą przeobrażenia się w ciągłą, wojna przestała istnieć.Nacisk, jaki jej groźba wywierała na społeczność ludzką pomiędzy neolitem a początkiem dwudziestego wieku, znikł; obecnie mamy do czynienia z czymś zupełnie innym.Skutek byłby identyczny, gdyby zamiast ze sobą walczyć, trzy mocarstwa zgodziły się zawrzeć wieczny pokój i zagwarantować sobie nienaruszalność granic.W tym wypadku każde z nich nadal byłoby zamkniętym światem, wolnym od jakiegokolwiek otrze­źwiającego zagrożenia z zewnątrz.Trwały pokój niczym by się nie różnił od ciągłej wojny.Taki właśnie - choć ogromna większość członków Partii uświadamia sobie tylko jego powie­rzchowne znaczenie - jest ukryty sens partyjnego hasła Wojna to Pokój.Winston na chwilę oderwał się od lektury.Gdzieś w oddali rozległ się huk pocisku rakietowego.Fakt czytania zakazanej książki w samotności, w pomieszczeniu bez teleekranów, wciąż napawał go błogością.Samotność i poczucie bezpieczeństwa odbierał jako takie same do­znania fizyczne jak zmęczenie mięśni, miękkość fotela lub łagodny powiew wiatru wpadający przez okno.Był zachwycony książką; a może raczej tym, że potwierdza jego własne przemyślenia.Nie dowiedział się z niej właściwie nic nowego, lecz to jedynie zwiększało jej atrakcyjność.Słowa, które czytał, mógłby napisać sam, gdyby tylko zdołał uporządkować swoje rozproszone myśli.Książkę stworzył ktoś o podobnym umyśle, ale znacznie potężniejszym, bardziej systematycznym, mniej strachliwym.Winston doszedł do wniosku, że najlepszymi książkami są te, które mówią nam, co już sami wiemy.Otworzył tom na początku pierwszego rozdziału, gdy nagle usłyszał na schodach kroki Julii.Poderwał się z fotela, żeby ją przywitać.Cisnęła na podłogę brązową torbę z narzędziami i rzuciła mu się na szyję.Nie widzieli się przeszło tydzień.- Mam Księgę - oznajmił, jak tylko wypuścił ją z objęć.- Tak, naprawdę? Świetnie - odparła i nie okazując większego zainteresowania uklękła przy prymusie, aby zaparzyć kawę.Następne pół godziny spędzili w łóżku; w tym czasie nie wracali do tematu książki.Pod wieczór lekko się ochłodzi­ło, przykryli się więc kapą.Z dołu dochodził znajomy śpiew i odgłosy butów szurających o bruk.Krzepka kobieta o czerwonych rękach, którą Winston widział, kiedy pierwszy raz czekał tu na Julię, dosłownie nie opuszczała podwórka.O każdej porze dnia krążyła nie­ustannie między balią a sznurem, to zatykając sobie usta spinaczami do bielizny, to śpiewając na całe gardło.Julia ułożyła się wygodniej i powoli zapadała w sen.Winston sięgnął po książkę, która leżała na podłodze, i usiadł na łóżku, oparty o wezgłowie.- Musimy ją przeczytać - rzekł.- Oboje.Wszyscy członkowie Braterstwa muszą ją znać.- Przeczytaj pierwszy - odpowiedziała nie otwierając oczu.- Najlepiej czytaj na głos.Wtedy będziesz mógł mi wyjaśniać trudniejsze fragmenty.Wskazówki zegara wskazywały szóstą, czyli osiemnas­tą.Mieli przed sobą trzy, cztery godziny.Winston oparł książkę o kolana i zaczął czytać.Rozdział IIgnorancja to SiłaOd początku czasów historycznych, a prawdopodobnie już od końca neolitu, na świecie istnieją trzy warstwy ludzi: górna, średnia i dolna.Wprowadzano najrozmaitsze podziały i wymyślano dla każdej z grup niezliczone określenia, a zarówno ich względna liczebność, jak i wzajemne stosunki zmieniały się w różnych epokach; jednakże podstawowa struktura społeczeństwa pozostała ta sama [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •