[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcąc nie chcąc, musiałem szybko dorosnąć i zacząć konkretnie myśleć o interesach.Jedyne,co mi przyszło do głowy, to obniżenie kosztów.Dolewanie wody do alkoholu albowykorzystywanie starego jedzenia nie wchodziło jednak w grę.Wątpię, czy ktoś kląłby podnosem na oszusta.Nie jestem również pewny, czy klienci pozwoliliby mi umrzeć po zaledwietygodniu tortur.Postanowiłem obniżyć koszty dostawy.Kupców decydujących się na handel z potworamibyło niewielu, mogli więc dyktować zupełnie niekonkurencyjne ceny.Stanowili grupę ludzi,którzy z narażeniem życia przywozili nam piwo, sukno albo marcepan.Ludzi, którzy patrzącśmierci w oczy& W każdym razie zupełny absurd.Zacząłem umawiać się z nimi przy bramie, a nawet w połowie drogi do Redlum.%7ładnegoryzyka dla nich, tylko trochę więcej roboty dla mnie.Udało mi się też zaaranżować kilkatransakcji w miejscach, z których mogłem wrócić do Redlum przed zmrokiem.Zadziwiającoblisko miasta znalazłem klasztor wytwarzający rewelacyjne wino.Bardzo mili cichrześcijanie, nie wiem, czemu troll tak się ich czepiał.Teraz natomiast jechałem do bramy spotkać się z jednym ze starych dostawców.Niektórzy znich zaczynali powoli obniżać ceny, ale ten konkretny czuł się panem sytuacji.Produkowanyprzez niego samogon absolutnie nie mógł zostać zastąpiony innym trunkiem.Handlarz podawał się za jedynego powiernika receptury, przekazywanej z ojca na syna.Twierdził, że powstała na wschodzie  w kraju, gdzie zimy były tak srogie, że ludzie musielipić samogon, aby ich krew nie zamarzła i dzięki temu potrafili przetrwać wszystko, nawetzagładę.Mężczyzna zarzekał się, że przepis, a także sprzęt do produkcji trunku pochodząjeszcze z czasów starożytnych.Nie wierzyłem w te opowieści, ale dobre alkohole lubią miećswoje legendy.Z daleka dostrzegłem przy bramie kupiecką karawanę, która wyglądała raczej jak oddziałwojska.Właściciel podróżował z grupą, bagatela, trzydziestu zbrojnych.Dobrze obrazowałoto problem transportu tak cennego towaru.Uśmiechnąłem się do niego i do Synaja, który akurat pełnił służbę przy bramie.Telepataskinął głową w odpowiedzi.Handlarz natomiast pochwycił mnie w otwarte ramiona iucałował w oba policzki.Przyznam, że ten zwyczaj tolerowałem tylko dla dobra negocjacji. Panie Słodki!  zawołał wesoło. Ja słyszał, że pan teraz bogaty człowiek!  Pan wie najlepiej, jak to jest  odparłem. Duży interes, duży kłopot. Ano właśnie!  Przyklasnął, bo uwielbiał narzekać. Wszystkim tylko  daj albo  opuść ,bo oni ciężki rok mieli.A ja to niby nie?! Szlachta gnuśnieje.Teraz wina sączą albo udają, żeim ten kwas smakuje& Jak mówią na to świństwo? Szampan? Właśnie, szampan! Nikt tego nie lubi, ale się nie przyznają, bo nie wypada! I samogonu teżim pić nie wypada.Za mocny na ich szlacheckie podniebienia! A tu widać, żeście mądrzejsiod ludzi! Ja jestem prosty człowiek, panie Słodki, ale mnie się wydaje, że taki dostojnywampir albo piękny sukub to się szampanem nie będzie raczył.No może i nie, ale te rasy samogonu też raczej nie tykały, a wątpiłem, by handlarz chciałprzekonać się, jak wygląda jego wierna klientela. Sam pan wie, że nie mogę podać kiepskiego trunku  odparłem wymijająco. Ano właśnie!  ucieszył się.Ruszył w kierunku wozu, więc poszedłem za nim. Jedną sprawę mam  powiedział, ściszając głos. Kompan chciał mnie oszukać, pięciuludzi przez niego straciłem i jeden transport, na szczęście nieduży.Długo ja myślał nad karądla niego, aż żem umyślił go tutaj przywiezć.Pan znajdzie kogoś, kto się nim odpowiedniozaopiekuje?Zdaje mi się, że szef robił takie rzeczy, choć mnie w to nie wprowadzał.Chociaż niepodobał mi się ten proceder, zgodziłem się dla dobra interesu. Nie mieszamy się zazwyczaj w ludzkie porachunki, ale dla pana mogę zrobić wyjątek. Wdzięczny będę bardzo  powiedział, klepiąc mnie po plecach. A moja wdzięczność,panie Słodki, jest wiele warta  dodał, mrugając do mnie.Nie odpowiedziałem.Patrzyłem, jak przekręca klucz w masywnej kłódce i ściąga łańcuch,żeby otworzyć wielkie drzwi wozu.W środku, na sianie, pośrodku mnóstwa mniejszych iwiększych beczek, leżał związany, zakneblowany człowiek.Handlarz polecił, aby wyciągnięto więznia i długo coś do niego szeptał.Jego dobrodusznatwarz zmieniła się nie do poznania.Chciałbym powiedzieć, że nie słyszałem, co mówił.Udawałem przed nim, przed Synajem i przed samym sobą, że tak właśnie było.Sprzedawca na koniec spoliczkował związanego.Pierwszy raz widziałem, jak coś takiegorobi mężczyzna, choć muszę przyznać, że uderzenie wyglądało na silne.Potem podszedł z tymsamym szerokim uśmiechem, z jakim mnie przywitał.Odszpuntował mniejszą beczułkę inapełnił metalowy kubek, który wydawał mi się zdecydowanie zbyt duży do celówdegustacyjnych.Dotychczas nie musiałem sprawdzać jakości towaru.Przyjąłem alkohol zwymuszonym uśmiechem i, jak przystało na poważnego kupca, wypiłem jednym haustem.Tobył błąd.Może trunek rzeczywiście pochodził z czasów starożytnych, bo smakował jak płynnyogień. Lepszego pan nie znajdzie  zapewnił handlarz.Pokiwałem skwapliwie głową.Nie byłem pewien, czy alkohol nie wypalił mi strungłosowych. Aadować? Skinąłem głową.Kilku mężczyzn zeskoczyło z koni, żeby przenieść małe beczki na mój wóz.Kątem okadostrzegłem, że zabierają również związanego mężczyznę. Jesień idzie  powiedział sprzedawca, obserwując niebo. Noce u was już chłodne?Pokręciłem głową. No tak.Wy tu prawdziwych zim nie macie.Dobry klimat.Słyszałem, że żyzna ziemia.Wzruszyłem ramionami, bo z rolnictwem jak dotąd nie miałem za wiele do czynienia.Mężczyzni kończyli przeładunek, więc z szerokiego pasa spodni wyciągnąłem odliczoną kwotęi podałem handlarzowi.Rzucił okiem na monety.Podejrzewam, że to wystarczyło, by ocenić,czy wszystko się zgadza. Równo za miesiąc, panie Słodki?Skinąłem głową.Znowu mnie objął i pocałował w oba policzki.Gdy tylko uwolniłem się zuścisku, wróciłem do swojego wozu.Poczekałem, aż ta osobliwa karawana kupiecka zbierzesię do drogi.Handlarz siedział już na kozle, gdy nagle zastygł w pół ruchu, jakby coś muprzyszło do głowy. A pan nie masz tu ani ochrony, ani broni& Nie potrzebuję  powiedziałem zachrypniętym głosem i mrugnąłem do niego.Czy pół-tytan wychowany w szkole magii mógł pokonać trzydziestu ludzi? Oczywiście, żenie, ale miałem za sobą  w rozumieniu bardzo dosłownym  całe Redlum wraz z jegolegendą.Handlarz nie dokończył zdania, więc nie dowiedziałem się, o co chciał zapytać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •