[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Uśmiechnęłam się mimowolnie.- Czyucięłabym sobie rękę? Gdyby znowu zaistniała taka okoliczność, zaryzykowałabym.Wierzcie mi.- Więc nie możemy ufać Rashidowi? Przypomniałam sobie, co powiedziała mi Wyrocznia.- Nie ma czegoś takiego jak bezgraniczne zaufanie - odparłam.- Możemy ufać mu do momentu, w którym stanie się toniemożliwe.Jak każdemu innemu.Luis wskazał brodą Turnera, siedzącego z Jensenami.- Jak jemu?- Jak każdemu - powtórzyłam.- Nawet tobie.Nawet mnie.Bo przy końcu gry, Luis, mnie też nie będziesz w staniezaufać.Ani ja tobie.Pokręcił głową, jakby nie potrafił się z tym pogodzić, ale ja wiedziałam, że mu się to uda.W głębi duszy byłpragmatyczny.Znał ludzką naturę.Reszta podróży upłynęła w pełnym zamyślenia milczeniu.Wylądowaliśmy w Kalifornii wcześnie rano.Było cicho, chociaż miałam wrażenie, że rasa ludzka nigdy na długo niemilknie.Zwiatła migotały, samochody poruszały się po drogach.Tu i ówdzie sklepiki były otwarte.Wzięliśmy bagaże i zJensenami wysiedliśmy za agentem Tunerem z samolotu do czekających na nas dwóch czarnych sedanów FBI.Jeden zubranych na czarno kierowców sprawdził nasze dokumenty i zaprosił Jensenów do pierwszego samochodu, a agentaTurnera i nas dwoje -do drugiego.Ku mojemu zaskoczeniu samochód FBI pachniał nowością, która lekko drażniłapowonienie, jak większość innych pojazdów, z których dotąd korzystałam.Czułam się mniej klaustrofobicznie niżzwykle.Przejażdżka niemal sprawiła mi radość.Niemal.Wóz FBI krążył po śpiącym mieście, a mnie migał przed oczami przepastny, ciemny ocean, niestrudzone faledopływające do brzegu.Zatrzymaliśmy się przed olbrzymim, dobrze oświetlonym, starym budynkiem szpitala.- Chodz, w którymś pokoju jest Gloria - oznajmił Turner.Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy do wejścia do szpitala.Usłyszałam zbliżające się wycie syren - karetka,przewożąca chorego na oddział ratunkowy na tyłach budynku.yródłem nieustannego zadziwienia było dla mnie to, żeludzie, mimo całej swojej skłonności i talentu do stosowania przemocy, potrafili zbudować coś tak rozsądnego jak systemochrony chorych czy rannych i poświęcić temu tyle czasu i energii.Usłyszałam nagły pisk opon, kiedy karetka zmieniła kierunek.Rozejrzałam się i zobaczyłam masywny metalowy pojazdwpadający na chodnik, dziko podskakujący, kierujący się wprost na nas.Mocno odepchnęłam Luisa i Turnera na bok.Nie miałam nawet czasu zerknąć, gdzie wylądowali, bo karetkagwałtownie skręciła i ruszyła w moją stronę.Za szybą widziałam kierowcę, który szaleńczo starał się zatrzymać samochódalbo skręcić kierownicą, ale nie panował nad pojazdem.Podobnie jak pasażer z tyłu i drugi ratownik był zdany całkowiciena łaskę siły, która zawładnęła jego samochodem.Odwróciłam się i puściłam pędem po czarnym asfalcie.Na szczęście nie było po drodze samochodów, a ja, kiedy niemiałam wyjścia, potrafiłam osiągać prędkości, które nawet dla mnie samej były zaskakujące.Karetka została w tyle, alenagle usłyszałam ryk silnika, kiedy zaczęła przyspieszać.Dzieląca nas odległość zmniejszała się.Słyszałam ponury hukoceanu i jeszcze głośniejsze dudnienie mojego serca.W biegu dmuchnęłam mocą we wszystkie cztery koła.Rozległo siępotworne  bum!" Karetka w jednej chwili wylądowała z hukiem na nagich metalowych felgach, a popękana gumarozprysnęła się we wszystkie strony pod wpływem siły pędu.Auto straciło prędkość, ale wyczuwałam, że to, co gna je doprzodu, nie podda się łatwo.Ja też nie.Dotarłam do końca parkingu.Znajdowało się tam ogrodzenie z siatki, na szczycie stromego stoku porośniętego kocimpazurem; wspięłam się na trzymetrowe wzniesienie i zaczęłam się wspinać na płot.Kiedy znalazłam się na jego szczycie, karetka wjechała na krawężnik i siłą ruszyła na wzgórze w moją stronę.Jednakbez opon metalowe felgi zaryły w ziemi.Nie znajdując oparcia, samochód zaczął się ześlizgiwać w dół.Słychać było tylkoryk silnika.Zeskoczyłam z płotu na dach karetki.Ukucnęłam i z tego dogodnego punktu obserwacyjnego rozejrzałam się wciemności.- Jesteś blisko - wyszeptałam.- Wiem to.Wystawiając się na cel, miałam nadzieję, że namierzę atak, zanim nastąpi.W ułamku sekundy poczułam, jak eter zaczyna zalewać siła, czerwono-czarny puls, kierujący się w moją stronę i zcałych sił starałam się określić rodzaj ataku.Tym razem nie były to ziemskie siły.Ogień.Pojawił się jako gorący strumień światła, wielki jak ludzka głowa, lśniący rozpaloną bielą, niosący płomienie i dym.Prawą dłonią wyczułam miejsce, gdzie dach karetki łączył się z przednią szybą i go oderwałam.Następnie zeskoczyłam naziemię przy tylnych drzwiach.Zdarłam dach całkowicie, otwierając karetkę jak wielką puszkę sardynek.Dach karetki spadłna ziemię z donośnym hukiem.Nadal był jednak połączony z karetką u samej góry, tworząc osłonę nad moją głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •