[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była pełna podziwu dla jego umiejętności.Oczywiście Lausch widzi mnie w dziale sprzedaży, pomyślała.Nie miała złudzeń, że nie postawią jej za szta­lugami.Na razie na pewno nie.Ponieważ projektant nie zwracał na nią uwagi, uzna­ła, że może się rozejrzeć po pokoju.Była to maleńka klit­ka, której nigdy wcześniej nie widziała.Skorzystała z okazji, żeby obejrzeć szkice przypięte do płyty pilśnio­wej.Odkryła, że nie są to oryginały, lecz czarno-białe fotokopie.Poniżej zauważyła skórzany segregator ze zdję­ciami modeli.Puszki i pudełka.Przerzucała je najszyb­ciej, jak potrafiła.Paczki papierosów.Jedna z nich wy­dała się jej znajoma.Czyżby zaprojektowano ją w Lausch Company? Na to wyglądało.Dotarła do fotografii, która była nie wpięta, lecz jedynie luźno wsunięta między inne zdjęcia.Przedstawiała płaskie pudełko, na którym wid­niał duży napis KOCI USTĘP.Na marginesie ołówkiem ktoś napisał Dombrosio.A więc miała przed sobą pracę męża.Przez chwilę my­ślała, że to jej dzieło.Tak samo podpisywała swoje prace na zajęciach w szkole plastycznej.- Wie pan co, mam pomysł- powiedziała na głos.Projektant milczał.- Ciekawe, czemu nie nazwali go Koci Kącik, zamiast Koci Ustęp? - powiedziała.Projektant wciąż milczał.- Moim zdaniem to dobrze brzmi - stwierdziła.Po jakimś czasie projektant się odezwał:- Bo nikt nie chce, żeby jego kot załatwiał się w ką­cie.Ten wyrób jest właśnie po to.- Ach tak - odparła, czując, że ma czerwone uszy.- Ustęp do załatwiania się - rzucił projektant, pa­trząc na nią znad okularów.- Rozumie pani? - Jego głos zabrzmiał sucho, surowo, a nawet lekko ironicznie.Na­gle poczuła się nieswojo, jakby naruszyła jakieś przepi­sy.Może posunęłam się za daleko, pomyślała.Nie po­winnam była tu wchodzić.Napis na drzwiach wyraźnie tego zabraniał.- Zdaje się, że panu przeszkadzam - powiedziała.Tę uwagę projektant również zbył milczeniem.- Czy wie pan, że może będę z wami pracować?- Ach tak.Pani jest tą kobietą - rzekł projektant.- Jaką kobietą?- Tą, którą Teddy nazwał mingei-ya.- Kto to jest Teddy? - Wtem przypomniała sobie, że tak ma na imię japoński plastyk, którego zatrudnili.-Co to znaczy mingei-ya? - zapytała.- Tak w swoim języku określają kogoś takiego jak pani- wycedził po chwili projektant, nie przerywając pracy.Poczuła, że cała się czerwieni.- Może pan to szerzej wyjaśnić?- zapytała najspo­kojniej, jak potrafiła.- To chyba niezbyt pochlebne okre­ślenie, nie sądzi pan? A może się mylę?- Nic podobnego - rzucił projektant, pochłonięty pra­cą.Sprawiał wrażenie, jakby w ogóle jej nie dostrzegał.Doprowadzało ją to do szału.Podobnie zachowywał się Walt, kiedy pracował nad jakimś projektem w garażu albo na górze przy sztalugach.Najwyraźniej tacy ludzie za­mykali się w swoim prywatnym świecie, kiedy nad czymś pracowali.- Trudno to przetłumaczyć - powiedział.- Proszę spróbować.- To oznacza rękodzieło.Coś, co robi się w domu -r wyjaśnił nieco przytomniej.- Mam dość tego, co robię w domu.Chcę, tak jak wy, robić coś ważnego, coś, co się liczy.Coś twórczego.- Nie może pani.- Zaczął mieszać farby, wyciska­jąc je z tubek i rozcierając szpatułką.- Nie może pani pracować twórczo w domu?- Nie interesuje mnie sztuka dla sztuki.Miałam jej wystarczająco dużo w szkole plastycznej.- Tak, myślę, że w swoim czasie wszyscy przez to przechodziliśmy - zgodził się projektant.- Sandały, bro­dy, golfy, te sprawy,- Chcę stworzyć coś konkretnego.- Miała trudno­ści z wysłowieniem się.- Puszkę na środek odstraszający muchy - podpowie­dział projektant.Ten przykład pozbawi} jej cały wywód wzniosłości.Zdawała sobie z tego sprawę i nie zaprzeczyła.- Nowe opakowanie mydła robi się po to - podjął pro­jektant - żeby jakaś pani domu, robiąc zakupy w super­markecie, sięgnęła właśnie po nie.Po to konkretne opa­kowanie, a nie jakieś inne.- Tak - przytaknęła z podnieceniem w głosie.- Robi pani zakupy? - zapytał projektant.- Dla ro­dziny?- Owszem - potwierdziła.- Znam to uczucie, kiedy się idzie wzdłuż regału z mydłami.Zawsze wybieram to, które jest na wyprzedaży.- Chodzi o te małe karteczki przypięte pinezkami do półek.Ife, na których jest napisane „Obowiązuje limit: jedna sztuka na osobę".Skinęła głową.- Jeśli nie muszę, nigdy nie płacę więcej niż dziewięć­dziesiąt dziewięć centów za pudełko proszku do prania.- Przy wyborze kieruje się pani ceną.- Waśnie.- Nas interesuje kupowanie pod wpływem impulsu.Wtedy liczy się kolor.Miejsce, jakie towar zajmuje na półce.Oczywiście marka.Reklamy telewizyjne, które wyrabiają odruchy warunkowe.Naciśnie się odpowiedni guzik, a pani domu podskakuje.Ślini się na widok Dreftu i Fels-Naphty.- O to mi właśnie chodzi - powiedziała.Wiedziała już, jak wyrazić to, co czuje.Usiadła na krześle naprze­ciwko projektanta, kładąc torebkę i płaszcz na kolanach.Otworzyła torebkę i wyjęła papierosy.- Czytałam książ­kę o sztuce perswazji, o tym, jak się manipuluje klien­tem, żeby namówić go do kupna niechcianych rzeczy.Projektant spojrzał na nią z ironicznym zaciekawie­niem.- To mnie podnieca - oświadczyła, zapalając papie­rosa.- Słodki Jezu- mruknął projektant.- A więc chce się pani znaleźć po drugiej stronie barykady.- Na chwi­lę przerwał pracę nad rysunkiem.Poczuła przyjemny dreszcz.Lekkie mrowienie poja­wiło się w każdym zakamarku jej ciała i sprawiło, że zadrżała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •