[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden centaur, ugodzony w udo, padł i został zadzgany przez żołnierzy.Alain odwróciłwzrok.Grupa z przodu, widząc, że pościg ich dogania, wstrzymała marsz i zwróciła się w stronę centaurów.Sierść So ski była śliska od potu, a z jej ust wydobywała się piana, gdy wrzeszczała w bitewnym szale,atakując linię wroga.Alain ścisnął jej boki kolanami, by utrzymać się na grzbiecie i nastawił kij jak lancę.Przeklęci uformowali szyki, trzymając włócznie i miecze w pogotowiu.Gdy przedarli się przez ich linię, Alain uniknął pchnięcia włócznią i z całej siły uderzył żołnierza wtwarz, zwalając go na ziemię.Pałka So ski zaświszczała obok, spadając na hełm Przeklętego; całe jejciało zadrżało od mocy ciosu, który zmiażdżył mężczyznie czaszkę.Ostrze upuszczone przezumierającego, który upadł pod kopyta So ski, lekko przecięło jej ramię i udo Alaina.So ska zwolniła i zpewnym wysiłkiem obróciła się, wychodząc na spotkanie nowej grupie żołnierzy.Pałka w jej dłoniachzataczała szerokie kręgi, bijąc na prawo i lewo.Alain musiał uchylać się przed jej ciosami, sam waląclaską po twarzach otaczających ich wrogów.Uderzał mocno, zbijając ich z nóg.Jeden z żołnierzy podciąłnogi So ski; wspięła się na tylne kopyta i Alain zleciał z jej grzbietu, ale, o dziwo, wylądował dośćpewnie i od razu skoczył, blokując kijem miecz żołnierza.Broń wbiła się w drewno.Alain szarpnął iuderzył przeciwnika płazem jego własnego ostrza, ogłuszając go.Uwolnił kij i przyłożył żołnierzowi.Ten padł na ziemię.Wozy musiały się zatrzymać, gdyż woznice nie radzili sobie ze spłoszonymi końmi.Najwyższy Kapłan,w tęczowym nakryciu głowy, zsuniętym niedbale na bok, wyskoczył z tyłu pierwszego wozu i ruszyłbiegiem w stronę Li'at'dano, trzymając w dłoni odrażający obsydianowy nóż.Szamanka centaurów, nadaluwiązana i bezradna, odrzuciła głowę i zarżała.Przeklęci walczyli ze wszystkich sił, by nie dopuścić doniej pozostałych centaurów do czasu, aż Kapłan ją zamorduje.Alain gorączkowo przepychał się w jejstronę, ale na miejscu każdego obalonego na ziemię przeciwnika zaraz pojawiał się następny.- Niech Ten-Który-Płonie przyjmie ofiarę! - zakrzyczał Kapłan, uderzając.Centaury ryknęły w lęku ibezradnej wściekłości.Słup światła rozdarł niebo nad nimi.Po oślepiającym błysku nastąpił wybuch, który powalił wszystkichna ziemię.Potem nastała cisza.Alain nie byłby w stanie powiedzieć, czy trwała sekundę, czy godzinę;czuł w skórze silne kłucie, które spychało na bok wszelkie inne doznania.Stopniowo wracał mu wzrok.Zjednego ucha ciekła krew.Podniósł się na kolana.Jego włosy ożyły, wijąc się jak u ludzi morza.Wiedząca nadal stała, gdyż przytrzymywały ją liny, którymi była przywiązana do wozów.Jej ciało byłospalone, a czarne włosy, grzywa i sierść osmalone.Ciało Kapłana leżało dwadzieścia kroków dalej,zwęglone, powykręcane.Na brzegu płaszcza tańczyły gasnące płomyki.Obsydianowy nóż leżał u stópszamanki, stopiony w kałużę płynnego szkła.Alain z trudem wstał i powlókł się w kierunku lasu.Zwęglone ciała pospadały z wozów.Jeden z konizaplątał się w uprząż i bezskutecznie próbował się podnieść.Alain kopnął żołnierza, również usiłującegowstać.Dotarł do Li'at'dano i przeciął krępujące ją więzy.Z wdziękiem padła na ziemię.Centaurypodnosiły się, z włosami i grzywami nastroszonymi jak u przestraszonych kotów.So ski nie było międzynimi. Przeklęci potrzebowali więcej czasu, by dojść do siebie.Niektórzy odczołgali się dalej, wielu zabiłycentaury.Alain nie potrafił pomóc żadnemu z nich.Mógł tylko pomóc wstać szamance.Z bliska widziałokropne sińce na jej tułowiu, ślady bata i poszarpany strzęp z uciętym końcem w miejscu jednego ucha.W końcu pojawiła się So ska, osmalona, lecz żywa.- Do wozu - nakazała.Nie było łatwo wprowadzić Li'at'dano do środka i ułożyć ją na łóżku przeznaczonym dla dwunogichistot, ale jakoś się udało.Centaury odwiązały od wozów oszołomione konie i zaprzęgły się na ichmiejsce.- Co ona zrobiła? - spytał Alain, opierając się o wóz, aby odetchnąć.Jego włosy powoli wracały donormalnego stanu.Na środku drogi widniała olbrzymia wyrwa.- Li'at'dano włada magią pogody - odparła So ska.- Wezwała błyskawice.Przybyła nowa grupa centaurów z pochodniami.Posługując się nimi jak pałkami, rozgoniły lub zabiłypozostałych Przeklętych.Dopiero teraz dotarły do Alaina odległe dzwięki bitwy przy forcie, zagłuszaneprzez wzmagający się wiatr, szeleszczący w pobliskich drzewach.Usłyszał też szczekanie.So ska zagwizdała.Podbiegł centaur o skórze koloru spalonego masła i lśniącej, szarej sierści.Miałałuk i kołczan pełen strzał przerzucony przez grzbiet.- Jeśli ma iść z nami, będzie musiał kogoś dosiąść - powiedziała So ska.- Nie idzie z nami - odparła Szara Sierść.- Nadjeżdżają jego towarzysze na zrebakach Ni'at.Musząwrócić do swego stada i zanieść wieści.- Przyprowadzcie go do mnie - rozległ się głos Wiedzącej.Mówiła z wysiłkiem, cicho, lecz melodyjnie.Spojrzał na nią.Szamanka podniosła głowę.- Tu jestem.- Wyciągnął dłoń i dotknął jej ręki.- Tak.- Nienormalnie mocno chwyciła jego palce.- Jesteś tu.O co chciałbyś mnie spytać?Skąd wiedziała?- Czy to ciebie zwą Liathano? Li'at'dano - poprawił się.Uśmiechnęła się lekko spuchniętymi wargami.- Tak mnie zwą.Ale ktoś inny będzie nosił to imię w przyszłości.- O Boże.Jej słowa zahuczały mu w głowie jak dzwięk dzwonu.Rozejrzał się.Centaury chciały już odejść, zabraćuratowaną szamankę w bezpieczne miejsce, by wyzdrowiała.Ale on miał tyle pytań.- Gdzie właściwie jestem?- Tutaj.- A gdzie byłem przedtem? Kiedy żyłem?- Ty żyjesz.- %7łyję gdzie? - Z trudem wypowiadał słowa, splątane i ciężkie na języku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •