[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inni mieli więcej szczęścia.Ledwo znaleźli się między swoimi, zaczynali dyskretną akcję dywersyjną.Korzystali przy tym z dostarczonych im przez Ziemian i Hivistahmów materiałów poglądowych.Najbardziej opornych przekonywali, demonstrując swe nowe możliwości na Aszreganach i Krygolitach.W miarę upływu tygodni strategia Randżiego potwierdziła się w całej rozciągłości.Pierwszoliniowe jednostki Gromady coraz częściej zawiadamiały dowództwo o przypadkach poddawania się mniej lub bardziej licznych grup Aszreganów.Zbrojne konwoje odwoziły ich potem do centrum medycznego w pobliżu stolicy.Odzyskani z pierwszej grupy, chociaż wyczerpani, mieli powody do zadowolenia.Nowo przybyli trafiali pod opiekę zespołu lekarskiego pod przywództwem Pierwszego, który zdołał wreszcie dotrzeć z Omafil.Rozmowom i dyskusjom z wcześniej „wyzwolonymi” kolegami nie było końca.Pod koniec miejscowego roku grupa odzyskanych liczyła prawie dwa tysiące osób.Wszyscy przeszli operacje i z wolna coraz bardziej identyfikowali się z rodzajem ludzkim.Umiejętnie prowadzona akcja nie wzbudziła, jak dotąd, żadnych podejrzeń u nieprzyjacielskich dowódców, szczególnie, że siły inwazyjne ponosiły wciąż ciężkie straty.Regularne jednostki Aszreganów i Krygolitów wracały niekiedy z pola wręcz zdziesiątkowane.Nie wszystkich dało się uratować.Ponad setka Kossutczyków zginęła lub odniosła rany na tyle ciężkie, że ewakuowano ich z planety.Randżi bolał nad każdym utraconym.Z czasem obrońcy Ulaluable zaczęli wypierać wroga ku jego bazom, powstałym zaraz po wylądowaniu.Uzupełnienia napływały nieregularnie, coraz częściej zdarzało się, że transportowce i lądowniki Wspólnoty ulegały modyfikowanemu nieustannie orbitalnemu systemowi obrony.Skutkiem takiego rozwoju sytuacji była decyzja o przeprowadzeniu desantu na planetarny sztab generalny Wspólnoty, rozległy kompleks umieszczony nad brzegiem wielkiego, słodkowodnego jeziora w północno-centralnym rejonie kontynentu.Istniały poważne przesłanki, że operacja może się udać i tym samym przyczyni się do uzyskania przewagi strategicznej.Mimo wysokiego stopnia ryzyka Waisowie poparli pomysł wręcz żywiołowo.Jak większość nie cierpiących walki ras, niczego tak nie pragnęli, jak wymazania przeciwnika z powierzchni globu.Chcieli jak najszybciej zakończyć wojnę na własnym podwórku, choćby miało to oznaczać walkę do ostatniego Massuda i człowieka.Liczna grupa Kossutczyków zażądała włączenia ich w skład sił uderzeniowych.Z początku dowództwo nie chciało o tym słyszeć.Dowodzono, że nie wszyscy odzyskani zakończyli konieczny okres rekonwalescencji.Randżi i jego koledzy argumentowali zaś, że nikt nie poprowadzi tak niebezpiecznego ataku lepiej niż niedawni sojusznicy Wspólnoty.Po długiej dyskusji przystano w końcu na propozycję.Dużo później członkowie sztabu sami nie kryli zdumienia dla własnej, odważnej decyzji, uznali jednak że działali w najlepszej wierze i zgodnie z podsuwanymi im licznymi sugestiami.Rozdział 22Wszyscy znali dobrze technikę wojskową Gromady, jako że uczyli się o niej na Kossut, ale nie przywykli jeszcze do typowo ludzkiej broni.Równie osobliwym i nowym doświadczeniem była walka po tej samej stronie, co Ziemianie i Massudzi, a nie przeciwko nim.Zmienił się też ich status.Dotąd traktowano ich w szczególny sposób, ich oddział specjalny zaliczał się do elity sił zbrojnych.Jako członkowie ziemskiej dywizji stali się jednymi z wielu; tutaj przeciętny żołnierz nie ustępował w niczym nawet najlepszym spośród Kossutczyków.Z drugiej strony miło było znaleźć się w zbiorowości takich samych istot, nie wyróżniać się nieustannie.Niektórzy oficerowie znali całą historię i wiedzieli, jakim cudem świeżo przybyła w ramach uzupełnień grupa mówi biegle po aszregańsku, inni tkwili w nieświadomości, wszyscy jednak błyskawicznie zaakceptowali nowych towarzyszy broni.To ostatnie było dla Kossutczyków zupełnie nowym i nader miłym doświadczeniem.W armiach Wspólnoty więzi nieformalne ograniczone były do minimum.Szybko uznali, że warto być człowiekiem, i zaczęli niecierpliwie wypatrywać coraz bliższej bitwy.Wiedzieli już, że tym razem przyjdzie im walczyć o coś więcej niż tylko o wątpliwego autoramentu, abstrakcyjną ideę.Saguio zgłosił się na ochotnika wraz z wszystkimi, ale Randżi sprzeciwił się stanowczo.Stwierdził, że nie mogą obaj jednocześnie narażać się na śmierć.Saguio protestował, ale nic nie wskórał.Został w Usilavy.Dowództwo zatwierdziło ostatecznie plan uderzenia na obiekt raz tylko, za to całą siłą.Z wahaniem, wszyscy bowiem byli świadomi, iż w wypadku niepowodzenia trzeba będzie błyskawicznie ewakuować cały oddział.Dodatkowo niezbyt mądrym wydawał się pomysł wystawienia odzyskanych na trudy boju, szczególnie że niektórzy odczuwali jeszcze skutki operacji kosmetycznych.Nie chciano też ryzykować, że trafią z powrotem w ręce Ampliturów.Zewnętrznie byli obecnie nie do odróżnienia od zwykłych Ziemian.Ponieważ nikt nie objawiał żadnych aszregańskich ciągotek, pozwolono im dobierać się w pododdziały według woli, zachowali też własną, wewnętrzną strukturę dowodzenia.Uznano, że rozpraszanie odzyskanych po innych jednostkach byłoby błędem, mogłoby zaowocować niepotrzebną alienacją.Słusznie zakładano, że mając u boku znajomych towarzyszy broni, będą lepiej walczyć, łatwiej też nawiążą kontakty z przedstawicielami innych jednostek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •