[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Floyd mocno wciskał włócznię pod brodę Ljotura, unosząc drugą ręką jego głowę.- Nie chcesz pogadać z przyjemniaczkiem? - zapytał.-Czy niech spoczywa razem z tamtymi?- Nie mam nic do powiedzenia.- Nie gadać.Śpij.Nim skończyłem mówić, bezwładny Ljotur dołączył do reszty śpiącego patrolu.- A co z tym? - spytał Floyd, układając palce w łuk i pokazując na strażnika zdrajcę.- Chwileczkę! On to wszystko zaczął.Musi mieć jakiś powód.- Mam - oznajmił wojownik tym samym, chrapliwym głosem.- Chcę wam powiedzieć kilka rzeczy.Nie będziecie się śmiać z niczego, co wam powiem - zrozumiano?- Nie mamy zamiaru się śmiać! - odparłem.- Wspa­niale, chłopie, dzięki za pomoc.Masz jakiś plan?- Po pierwsze - pamiętajcie o śmiechu! Nie jestem facetem, jestem dziewczyną.Czy nie wyginacie warg?- Skądże! - wykrzyknąłem dla ukrycia faktu, że lekki grymas wzruszenia faktycznie pojawił się w kącikach moich ust.- Uratowałaś nas.Jesteśmy twoimi dłużnikami.Nie śmiejemy się.Opowiedz nam o tym.- Dobrze.Ale odciągnijcie najpierw z drogi tych tak zwanych żołnierzy.Wtedy możemy iść dalej.Był rozkaz przyprowadzić was do Żelaznego Johna i zamierzam go wykonać.Wasz przyjaciel jest w niebezpieczeństwie.Nie wykonujcie żadnych pospiesznych ruchów.Naprzód.Poszliśmy.Nastawieni sceptycznie, ale do przodu.Floyd otworzył usta, lecz podniosłem dłoń.- Daruj sobie dyskusje.Wyjaśnienia przydadzą się po tym, jak wyciągniemy Stinga z kłopotów.Słuchaj, Floyd -przerwij mi, jeśli się mylę - czy widziałem, jak załatwiasz pięciu drani, kiedy się rozprawiałem z dwoma?- Nie widziałeś.Zanim się odwróciłeś i spojrzałeś, było już po wszystkim.Ten sam stary, wyluzowany Floyd - ale czyż do jego słów nie wkradł się ton stanowczości? To był dzień nie­spodzianek.I miał rację - nie widziałem go przy robocie, zobaczyłem tylko rezultaty.W pole widzenia wpłynął ceglany pałac.Najwyraźniej nie wszystkie oddziały były powiadomione, że przestaliśmy być herosami, bo gwardia przy wejściu strzeliła obcasami na baczność i oddała honory, gdy ją mijaliśmy.- Stać! - zawołał(a) nasz(a) nowy(a) przyjaciel(ółka).Zatrzymaliśmy się przed strażą na wprost drzwi.- Mam rozkaz doprowadzić tych dwóch do Żelaznego Johna.Możemy wejść?- Wchodzić! - krzyknął dowódca gwardii.Wrota roz­warły się i zamknęły za nami.Zobaczyliśmy obszerną izbę, a w środku Żelaznego Johna.I jeszcze kogoś.Stinga.Leżał pod ścianą cały we krwi i ranach.Jedno oko spuchnięte.Chciał się odezwać, ale udało mu się tylko wykrztusić coś bez związku.- Jesteście tu teraz wszyscy - odezwał się Żelazny.-Żołnierzu -pilnuj wejścia.Nikomu nie wolno wchodzić ani wychodzić.Mam porachunki z tymi intruzami.Ponieważ zmieniłem zdanie na temat tajemnicy w tej sprawie.Po­słuchałem doradców i bardzo tego żałuję.Dyskrecja dobie­ga końca i bluźniercom zostanie wymierzona sprawied­liwość.Oto, co się stanie.Najpierw zabiję tego podstarzałe­go diabła, który mówił plugastwa.Wy będziecie patrzeć.A później zabiję i was.Ruszył w kierunku Stinga, rudy olbrzym tryskający energią.Wyciągający ręce, aby zabijać.ROZDZIAŁ 19- Dawaj włócznię! - krzyknąłem do strażniczki przy drzwiach.Potrząsnęła w milczeniu głową i powiedziałagłośno:- Mam rozkazy.- Z tej strony nie należało się spodzie­wać pomocy.Żelazny John skręcił w kierunku Stinga.Zrobiłem dwa ciche kroki w jego stronę i wystrzeliłem w powietrze, by go rąbnąć w kark z góry.Wyciągniętą piętą, morderczy cios.Nagle padłem jak od uderzenia młotem.Żelazny John był równie szybki, jak ciężki.Kiedy znajdowałem się w po­wietrzu, wykonał obrót i machnął ręką.Odrzucił mnie na bok; runąłem jak kłoda na posadzkę.Usłyszałem jego głęboki, złowieszczy bas, niczym dalekiego wulkanu.- Chcesz iść na pierwszy ogień, gnojku? Pragniesz, aby przyglądali się twej zgubie? Zresztą, może to nawet sprawie­dliwe, skoro jesteś ich przywódcą.Kroczył bez pośpiechu w moją stronę.Czułem, że cały drżę ze strachu.Ze strachu? Tak, bo on nie był człowiekiem, był czymś więcej.To Żelazny John, część legendy życia, nie zdołałbym wyrządzić mu krzywdy.Nieprawda! Podźwignąłem się mimo bólu nogi i odszedłem na bok.On był dużo większy, szerszy, silniej­szy ode mnie.Ale nie, nie był wcale mitem.To żywy ;'| człowiek.- Tłusty, rudy dupek! - wrzasnąłem.- Włochaty oszust!Wybałuszył oczy, przekrwione i dzikie.Wyciągnęły się ku mnie jego zagięte palce.Dałem mu fangę w podbródek, ale drań się odsunął i zablokował cios.Nie przerywałem obrotu i poczęstowałem go kopniakiem nie do obrony w kolano.Doszedł - ale sukinsyn nawet nie próbował go umknąć.Poczułem ból stopy.Jego kolano i rzepka wyglądały na całe i zdrowe.- Jestem Żelazny John! - krzyknął.- Żelazny, że-la-zny!Cofałem się, nie było ucieczki.Wyprowadziłem dyszla ze skrętem, którego przyjął na bicepsy.Jakbym walił w skałę.Potem jego pięść trafiła mnie w żebra, zatoczyłem się i upadłem.Kiedy walczyłem o oddech, ból rozsadzał mi piersi.Czułem, że coś mi tam pękło.Wstawaj, Jim! Uniosłem się na kolana, a wtedy ruszył na mnie.Zamrugałem na widok pary ramion, które chwyciły Johna za nogi i sprawiły, że się potknął.John wierzgnął stopą.To był Stingo.Podczołgał się z tyłu i próbował zwalić tamtego z nóg.A teraz wpadał z hukiem na ścianę.Osunął się i znieruchomiał.Ledwo zdałem sobie z tego sprawę, bo gdy tylko Żelazny John spuścił mnie z oczu, skoczyłem.Złapałem go za szyję i założyłem nelsona.Cisnąłem przedramieniem na gardło, bo chciałem mu zmiażdżyć krtań, odciąć dopływ krwi i powietrza.Chwyt, który zabija na miejscu.Miałem twarz wbitą w jego bujną rudą sierść i ciągnąłem, szar­pałem, zaciskałem mocno jak nigdy w życiu.Nadaremnie.Czułem, jak ścięgna jego szyi sztywnieją niczym stalowe pręty, przejmując ucisk, który powinien zmiażdżyć mu gardło.Powoli uniósł jedną rękę i zatopił palce w moim ciele.i cisnął mną z łoskotem o przeciwległą ścianę.Zwalił z nóg.Uświadomiłem sobie, że jęczący z bólu głos jest moim własnym.Nie mogłem się poruszyć.Strażniczka przy drzwiach rzuciła mi szybkie spojrzenie i odwróciła wzrok.Stingo leżał w bezruchu po tym jednym, straszliwym ude­rzeniu.Ja też mógłbym się najwyżej czołgać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •