[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za popielniczkę słu\yła muszla.Staliśmy chwilęzakłopotani, jak ludzie, którzy ju\ od nazbyt dawna, czekali na taką chwilę.Julie miała rozpuszczone włosy,koszula sięgała jej a\ po kostki.Rozejrzała się po pokoju, jakby chciała go zobaczyć moimi oczyma, jakby nie byłapewna, czy nie wzgardzę jego prostotą, skrzywiła się.Uśmiechnąłem się, ale jej nieśmiałość była zarazliwa, no, ita nagła zmiana, to, co nazwała  końcem czarów , czyli skończyły się ucieczki, skończyło się zwodzenie mnie. Przez parę sekund cała ta przeszłość wydawała mi się czymś paradoksalnie niewinnym; Adam i Ewa sprzedpierworodnego grzechu.Na szczęście przyszedł nam z pomocy świat zewnętrzny.Oślepiająca błyskawica.Lampa zamigotała izgasła.Ogarnęła nas czarna jak smoła ciemność.Niemal natychmiastowy huk pioruna.Zanim jeszcze umilkł, Julieznalazła się w moich ramionach i zaczęliśmy się łapczywie całować.Znów błyskawica i piorun uderzył.Julieprzylgnęła do mnie jak dziecko.Ucałowałem jej włosy i poklepałem po plecach szepcząc: - Rozbiorę cię, poło\ędo łó\ka i będę mocno trzymał, dobrze?- Jestem taka zdenerwowana.Usiądę ci na chwilę na kolanach.Zaprowadziła mnie po ciemku do krzesła stojącego obok łó\ka.Usiadła mi na kolanach i znówzaczęliśmy się całować.Oparła się o mnie wygodnie, wzięła mnie za rękę i nasze palce się splotły.- Opowiedz mi o swojej przyjaciółce.Co się naprawdę stało?Opowiedziałem jej to samo co przed paroma minutami jej siostrze.- Zdecydowałem się zupełnie nagle.Byłem wściekły na Maurice'a.Na ciebie.Nie mogłem znieść myśli o samotnym weekendzie na wyspie.- Powiedziałeś jej o mnie?- Powiedziałem tylko, \e kogoś poznałem.- Przejęła się?- Gdyby to okazała! Gdyby się tak świetnie nie maskowała!Uścisnęła moją dłoń.- I ani przez chwilę jej nie pragnąłeś?- Było mi jej \al.Ale ona nawet się specjalnie nie zdziwiła.- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.Uśmiechnąłem się w ciemnościach, więc a\ tak nie potrafi ukryć, i\ jej czysto kobieca ciekawość walczyze współczuciem.- Cały czas myślałem, o ile bardziej wolałbym być z tobą.- Biedaczka.Mogę sobie wyobrazić, co czuła.- Była zupełnie inna ni\ ty.Niczego nie traktowała serio.A ju\ najmniej mę\czyzn.- Ale ciebie, na końcu, potraktowała powa\nie.To zdanie nie zaskoczyło mnie.- Widzisz, Julie, wydaje mi się, \e stałem się dla niej pewnego rodzajusymbolem.Symbolem wszystkich jej niepowodzeń.To było przysłowiowe ostatnie zdzbło.- Coście robili w Atenach?- Trochę zwiedzania.Obiad.Kolacja.Rozmowy.I za du\o wypiliśmy.Ale wszystko odbywało się wbardzo cywilizowany sposób.A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.Wbiła mi w rękę paznokcie.- Zało\ę się, \e się, z nią przespałeś.- Byłabyś o to zła?Pokręciła głową.- Nie.Zasłu\yłam na to.I zrozumiałabym.- Wzięła mnie za rękę i ucałowała ją.-Chciałabym, \ebyś wyznał mi prawdę.- Dlaczego jesteś taka ciekawa?- Bo tylu rzeczy o tobie nie wiem.Zaczerpnąłem głęboki oddech.- Mo\e powinienem był się z nią przespać.Mo\e by jeszcze \yła. Nastąpiło krótkie milczenie, potem Julie pocałowała mnie w policzek.- Staram się tylko wybadać, czyspędzam noc z gruboskórnym łajdakiem, czy ze zranionym aniołem.- Mo\esz się tego dowiedzieć tylko w jeden jedyny sposób.- Tak sądzisz?Jeszcze jeden leciutki pocałunek, potem wyswobodziła się z moich ramion i odsunęła.W pokoju byłociemno, nic nie widziałem.Ale przez szpary w okiennicach przedostał się blask błyskawic.I przez sekundę widziałem, jak stojąc obok cassone zdejmuje przez głowę koszulę.Potem usłyszałem, jakpo omacku do mnie wraca, potem grzmot, jej przera\one westchnienie.Wyciągnąłem rękę i przyciągnąłem jąznów do siebie.Nasze usta spotkały się i wyruszyłem w podró\ po jej ciele: piersi, gładki brzuch, kępka włosów, uda.Chciałbym mieć tuzin rąk.\eby nareszcie mi się poddała, uległa, była moja.Odsunęła się, wstała, usiadła miokrakiem na kolanach i zaczęła rozpinać moją koszulę.Znów błyskawica pozwoliła mi zobaczyć wyraz jej twarzy,pełna napięcia powaga jak u dziewczynki, która rozbiera lalkę.Zdjęła ze mnie kurtkę i koszulę.Potem splotła ręcena moim karku, tak jak wtedy w morzu, i odchyliła się w tył.- Jesteś najpiękniejsza.- Przecie\ mnie nie widzisz.- Ale czuję.Nachyliłem się, ucałowałem jej piersi, potem znów przytuliłem ją do siebie i poszukałem ust.Pachniaładziwnymi perfumami, pi\mo, coś z pomarańczy, coś z pierwiosnka, pasowały i do jej niewinności, i dozmysłowości; poddawała się biernie pasji i równocześnie starała się być taka, jaką według niej chciałbym jąwidzieć - rozgorączkowana, napięta, powa\na.Jakby wyczerpana oderwała usta od moich ust.I szepnęła:- Otwórzmy okiennice.Kocham zapach deszczu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •