[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lone szła przed nim.Nagle zapragnął jej i natychmiast zwalczył w sobie to całkiem niestosowne pragnienie.Znaleźli się u stóp potwora z metalu.Spojrzeli na tego potwora.Obeszli go wkoło, badając wzrokiem poszarpane elementy.Mimo wysiłków Gaynes nie potrafił sobie wyobrazić, czym mogło być poprzednio to spiętrzone zimne żelastwo, którego blizny świadczyły o pożarze.Z tego, co zobaczył, wywnioskował po prostu, że maszyna rozbiła się, eksplodowała, po czym spłonęła przeorując kamienisty grunt na przestrzeni kilkuset metrów l daleko rozrzucając szczątki.Poddał się obserwacji Lone, która podczas trwania tej inspekcji czyhała na każdą, najmniejszą nawet reakcję z jego strony.- Nie - powiedział.- Naprawdę? - spytała z łagodną prośbą w głosie.- Naprawdę.Nie.To mi nic nie mówi.Czy tu rozbiło się jakaś maszyna latająca?Potaknęła westchnąwszy ze zmęczeniem.Miał wrażenie, że jest teraz do siebie niepodobna.Całą czułość, całe ciepło zawarte w jej oczach zastąpił chłód i wyraz zawodu.- Czy to tutaj miałaś mnie przyprowadzić, Lone?- Tak, tutaj.- A Lyris?- Lyris leży trochę dalej na północo-wschód.Lyris jest rzeczywiście moją wioską.Wrócę tam z pewnością któregoś dnia.- Ale nie ze mną, prawda?Nie wiedział dlaczego, był jednak przekonany, że jeśli chodzi o Lyris, to Lone mówi prawdę i to go pokrzepiło.Krucha gałąź, której się na chwilę uchwycił staczając się po stromym zboczu.- Nie ze mną, Lone, jeśli tak ci na imię? - powtórzył.- To moje imię - powiedziała Lone.- Gaynes, błagam ciel Zrobiłam to przede wszystkim dla ciebie, musisz mi wierzyć!Zapłonął straszliwym gniewem, poczuł się jak odarty ze skóry, którą ten gniew spopielił.- Tobie wierzyć, Lone? Tobie wierzyć? A tyle miałem nadziei.Wtedy, kiedy we mnie była pustka i kiedy wierzyłem we wszystko, co ty.Och, Lone! I ty teraz prosisz, żebym nadal ci wierzył, kiedy może na rozkaz kochałaś się z nędzną zjawą-Gaynesem! Myślałem, że mnie kochasz! Nędzna zjawa-Gaynes wyobrażała sobie, że ty.- Gaynes! - zawołała Lone.Wydawało się, że i ją ogarnęła złość, jak gdyby płomienie, wśród których miotał się Gaynes, przeniosły się na nią.- Nie otrzymałam żadnego rozkazu, Gaynes! - krzyknęła gwałtownie.- Nikt tu nikomu nie rozkazuje! Są tylko sugestie, które albo się przyjmuje, albo się odrzucał Spałam z tobą, Gaynes, kochaliśmy się, ponieważ tak ml się podobało, ponieważ dawało mi to przyjemności szczęście, ponieważ cenię to tak, jak ty, Gaynes.I nadal to cenię.Jest to cudowna wymiana rozkoszy między tobą a mną, wiesz o tym.Nie posługiwałam się tobą, rozumiesz? Jeżeli sądziłeś, że cię kocham.Gaynes, kocha się kogoś za jego istnienie, ponieważ jego egzystencja przynosi nam radość.Jak mogłeś myśleć, mieć nadzieję.ty nie masz egzystencji, Gaynes.Po to, żeby ci znaleźć jakąś, żebyś przestał być “widmem-Gaynesem", zrobiłam to, co zrobiłam.Chciałam ci pomóc, chcę ci pomóc mimo ryzyka, że kiedykolwiek to, o czym myślimy, okaże się prawdą.Dygotała.Ostatnie zdanie wymówiła szeptem i zadyszana wbiła w twarz Gaynesa wzrok pełen gniewu i rozpaczy.Niezaprzeczalnie był w tym akcent prawdy - ale ileż razy do tej pory stosowała tę intonację?Gaynes odchrząknął.Kocha się kogoś za to, że istnieje, Gaynes, a ty nie istniejesz.Oczywiście.Reszta zwie się, litością albo czymkolwiek innym kryjącym się pod maską egoizmu.- Dobrze - powiedział ochryple.- A zatem musisz wyjaśnić mi wszystko, i to szybko.Bardzo szybko, Lone, bardzo.Czy to jest latająca maszyna?Przygryzła wargi.Trzymając ręce w kieszeniach kurtki, zrobiła parę kroków i obróciła się twarzą do Gaynesa.- To pojazd kosmiczny.Pojazd kosmiczny, który nie pochodzi z Gayhirny.Jest skądinąd.- Skąd?- Nikt nie wie tego dokładnie.Wszystko, co wiemy, da się ująć w paru słowach.Statek ten, kierowany ku Gayhirnie, został wytropiony i kiedy podchodził do lądowania, coś się stało na pokładzie.Jakaś awaria.Opadł siłą bezwładu i rozbił się właśnie tutaj.Tutaj i jeszcze gdzie indziej, dalej w górach.Ci, którzy pierwsi przybyli na miejsce katastrofy, pięć, sześć godzin po wypadku, znaleźli ocalałego członka załogi, mężczyznę w skafandrze kosmicznym, który w jakiś sposób został wyrzucony z pojazdu.Żył jeszcze kilka sekund w ramionach tych, którzy go znaleźli.Tyle, że zdążył wypowiedzieć jedno słowo.- Jedno słowo?- Gaynes - powiedziała Lone.Ciarki przeszły po plecach Gaynesa.Lone mówiła dalej, nadal uważnie go obserwując.- Fonetycznie brzmiało ono “gaynes".I to wszystko - Miałbym przylecieć w tym.- usłyszał swoje mamrotanie Gaynes,.- Poczekaj - przerwała mu Lone.- Oprócz tego człowieka w szczątkach statku znaleźliśmy zwłoki drugiego Żadnych innych wskazówek, które pozwoliłyby wywnioskować, skąd statek pochodzi.Ani jaki był jego cel.Możemy tylko snuć domysły.I z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczamy, że ci dwaj osobnicy, których odnaleźliśmy, nie byli sami.Statek miał blisko sto metrów średnicy.Po drugiej stronie gór, kilka dni po wypadku, znaleziono trzecie ciało, tym razem kobiece [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •