[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy pani znała tę rudą Zulę? Nie wiem nawet, o kogo chodzi.W Warszawie jestem odniedawna.Przyjechałam z Katowic. I już pani zdążyła poznać tajemnice tutejszego życia. Wcale się o to nie starałam.Podobno należę dobystrych i inteligentnych, więc samo przyszło. I z Aksamitnym Rysiem też? Czuje do mnie słabość, ale wie, że nic z tego nie wyjdzie. Przepraszam, ale właściwie co pani tutaj. Teraz bawię się panem przerwała mu a na ogółnudzę się.Czy to nie ciekawe zajęcie? Nie sądzę. Nudzimy się przecież wszyscy.To taka modna choroba. Nie znam jej.Stale cierpię na brak czasu.Na przykładobecnie jestem zajęty pewną niezwykle ciekawą sprawą. Związaną z Aksamitnym Rysiem i z tą rudą modelką. Zgadła pani, ale Aksamitny chłopiec jest raczejpostacią drugoplanową.Nie znam go.Chciałbym z nimporozmawiać.Czy mogłaby mi pani to ułatwić? Oczywiście.Jeśli dzisiaj tu przyjdzie, bardzo chętnieskontaktuję z nim pana.Tylko musi pan wyjawić, w jakimcelu chce pan z nim rozmawiać? Zapewniam panią, że nie jestem ze służby śledczej aniprywatnym detektywem roześmiał się żartobliwie. Ani mi to przez myśl nie przeszło.Tylko zastanawiamnie jedno: cóż to za sprawa służbowa?Widzi pani, jestem dziennikarzem. O! wykrzyknęła zdziwiona. Szuka pan tematu.Zdaje mi się, że się pan pomylił.Tutaj łatwiej znalezć tematdo powieści kryminalnej niż do, gazety. Mówiła pani, że to szantażysta. Wysokiej klasy. I nie miał do tej pory konfliktu z milicją? Jest bardzo sprytny i przezorny.Powiedziałabym, żeartysta w tej dziedzinie.On szantażuje każdym swoimspojrzeniem, każdym gestem. Taka pani doświadczona. Cóż robić, żyjemy w takich czasach, w których ludzieszybciej dojrzewają. wzrok jej, utkwiony w gałązceczeremchy, powędrował teraz ku wejściu.Rozwarła szerzejpowieki, jak gdyby kogoś tam spostrzegła.Powiedziałacicho: O, właśnie, ma pan sławnego Rysia.Redaktor odwrócił się zwolna.W miejscu gdzie schodywychodziły na pięterko, zobaczył młodego człowieka. Jakion ładny pomyślał zaskoczony jego widokiem.Wyobrażał sobie, że Aksamitny Rysio będzie pospolitymtypem z warszawskiego półświatka.Tymczasem zobaczyłubranego z wielkim smakiem, o subtelnej urodziedalmatyńskiego chłopca.Rysio był średniego wzrostu,szczupły, delikatny.Twarz miał drobną, wejrzenie łagodne,niemal kobiece.Jego przydomek Aksamitny bardzotrafnie określał całą jego powierzchowność. Aksamitny Rysio powiódł swym aksamitnymspojrzeniem i wzrok jego zatrzymał się nagle na przygodnejtowarzyszce Napieralskiego.W oczach młodzieńca zapaliłysię cieplejsze błyski.Skinął głową i uczyniłporozumiewawczy gest ręką.Dziewczyna przywołała go ruchem głowy.Wahał się, alewnet wolnym, niedbałym krokiem podszedł do stolika. Serwus, Rysiek wyciągnęła ku niemu dłoń ruchemkoleżeńskiej zażyłości. Serwus, Dora przytrzymał dłużej jej dłoń, jakby jąchciał pieścić. Siadaj, Rysio, czekamy właśnie na ciebie.Aksamitny chłopiec spojrzał pytająco na Napieralskiego.Dziewczyna roześmiała się. To równy gość.Przygadał mnie tutaj. Aaa. mruknął Aksamitny i opanowawszy odruchzdziwienia, ukłonił się szarmancko. Maniewicz wymienił wyraznie swe nazwisko. Napieralski mruknął dziennikarz.Uścisnęli sobie dłonie.Dłoń aksamitnego chłopca byłamiękka, delikatna jak dłoń młodej panny. Ten pan ma do ciebie pewną sprawę powiedziaładziewczyna. Tak?. w głosie chłopca zadrgało znowu zdziwienie.Posłał Napieralskiemu pytające spojrzenie.Dziennikarzwyjaśnił szybko: Chciałbym z panem porozmawiać na osobności. Nie krępujcie się dziewczyna wstała, dyskretnymprzymrużeniem oka dała znak dziennikarzowi. Japosiedzę sobie sama.Lubię samotność.Rysio ujął ją za rękę. Ależ, Dora, to zupełnie zbyteczne.Chyba pan nie mażadnych tajemnic.Dziewczyna odsunęła się. Lepiej tak będzie.Zostali sami. Aksamitny Rysio przymrużył ciemne,aksamitne oczy i przyjrzał się dociekliwie Napieralskiemu. Bardzo pana przepraszam zaczął dziennikarz żeprzeszkodziłem w miłym spotkaniu.Rzeczy wiście chciałemz panem porozmawiać, a ta miła dziewczyna ułatwiła mi.Rysio jeszcze mocniej przymrużył oczy. Przepraszam.w jakiej sprawie?Redaktor postanowił mówić bez osłonek. Właśnie. zaczął wolno, a głos jego zabrzmiałrzeczowo i stanowczo chciałem z panem pomówić oZuli.W ciemnych oczach młodzieńca jak gdyby coś drgnęło.Zniada twarz pobladła, kształtne wargi zwarły się mocniej. O Zuli wyszeptał cicho ale w jakiej sprawie?Redaktor położył dłoń na stoliku.Podniósł pudełkozapałek, zagrzechotał. Czy panu wiadomo, że Zula znikła w tajemniczysposób?Rysio odchylił się, jak gdyby chciał uniknąć ciosu. Nie. powiedział z namysłem dawno jej niewidziałem. Otóż mówię panu, że Zula znikła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]