[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego też kara, jaką na panią nałożyłem, nie będziezbyt surowa!- Kara?- Pani paryski pałac już do pani nie należy.Od dawna już pani niejest panią d'Asselnat de Villeneuve.Pałac pani rodziny należy teraz dopani kuzynki, Adelajdy d'Asselnat!579RS Gardło Marianny ścisnęło się.Spuściła wzrok, by nie dojrzał w nimogarniającego ją smutku, i powiedziała cicho:- Czy to oznacza.że Paryż jest odtąd dla mnie zamknięty, żezostałam wygnana?- Zabawne słowo dla emigrantki wychowanej w Anglii! Niech panitylko nie pomyśli, że chcę panią odesłać do Selton Hall.Nie została paniwygnana, lecz nie ma już pani prawa zamieszkiwać na stałe w Paryżu.Nie zakazuję pani krótkich wizyt, ale odtąd będzie pani mieszkać tam,gdzie pani miejsce.- To znaczy?- Niech pani nie udaje, że nie rozumie! Jest pani księżną Sant Anna ibędzie pani mieszkać z mężem i synem.Każde inne miejsce pobytu wcesarstwie jest dla pani zakazane!- Sire!- Ani słowa! Przecież złożyła mi pani obietnicę.Niech pani połączysię z księciem Corradem.Jest godny miłości, nawet jeżeli.kolor jegoskóry jest inny, niż można by oczekiwać u takiego człowieka.- Kolor.jego skóry? Wasza Wysokość wie.- Tak, pani, wiem! Nie chcąc stwarzać pani kłopotów z rozwodem,książę Sant Anna zdał się na mnie i powierzył mi swą tajemnicę.WMoskwie otrzymałem od niego list.Postąpił tak, miał nadzieję na to, żelepiej panią zrozumiem i że wybaczę pani, iż stacza się pani po równipochyłej, prowadzącej do Stanów Zjednoczonych.Teraz wiem, kogopani poślubiła.Zbliżył się powoli do łóżka, położył dłoń na ramieniu młodej kobiety,która słuchała go z opuszczoną głową, ogarnięta wymykającym się spodkontroli wzruszeniem.Mówił teraz głosem bardzo łagodnym:- Spróbuj go pokochać, Marianno! Nikt na to bardziej nie zasługujeod niego.Jeżeli chcesz, bym ci całkowicie wybaczył, okaż się dobrąmałżonką i.wróć, wraz z nim, na mój dwór.Człowiek o takichprzymiotach nie powinien żyć na uboczu.Powiedz mu to.Powiedz muteż, że przyjmę go w sposób, który odbierze wszystkim jakąkolwiekchęć do śmiechu.580RS Po policzkach młodej kobiety płynęły teraz łzy, ale były to łzy niosąceukojenie, ulgę, łzy czułości.Odwracając szybko głowę, przycisnęła swewilgotne usta do jego bladej dłoni trzymającej jej ramię, ale nie mogławydusić z siebie słowa.Przez chwilę pozostawali tak nieruchomo, poczym Napoleon cofnął powoli dłoń i skierował się do uchylonych drzwi.- Constant! - zawołał.- Gotowe?Kamerdyner pojawił się prawie natychmiast, niosąc dokumenty iportfel, które złożył na ręce Marianny.-.Jest tu - wyjaśnił cesarz - paszport, nakaz rekwizycji pojazdu,zezwolenie na branie koni pocztowych, no i pieniądze! Proszę odpocząć!Proszę leczyć się, a po kilku dniach spokojnie wyruszyć do Francji.Wyjeżdżając stąd lepiej wziąć sanie.Ja również pojadę dalej saniami.- Wasza Wysokość już wyjeżdża? - zapytała nieśmiało Marianna.- Tak.Muszę wrócić jak najprędzej.Dowiedziałem się, że podczasmojej nieobecności jakiś szaleniec, niejaki Malet, ogłosił moją śmierć.Jego zamach stanu omal nie zakończył się powodzeniem, z powoduniedbalstwa i głupoty tych, którym powierzyłem opiekę nad Paryżem.Wyjeżdżam natychmiast.- Odwracając się do Constanta, który stojąctuż za nim, oczekiwał rozkazów, dodał: - Czy wybrano już dalszą drogę?Królewiec czy Warszawa?- Książe Vicenzy posłał gońca aż do Gusiewa, by zobaczył, jakwygląda droga na Królewiec, z pewnością krótsza.- Dobrze.Ruszajmy, na rozstaju zobaczymy, którą drogę wybrać.Być może lepiej ominąć Prusy.Adieu, pani! Mam nadzieję, że spotkamysię jeszcze w mniej dramatycznych okolicznościach.Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu Marianna zdobyła się nauśmiech.- Do widzenia, sire! Jeżeli Bóg chronić będzie Waszą Wysokość tak,jak ja będę modlić się za pana, podróż odbędzie się bez żadnejprzeszkody.Lecz zanim odjedziesz, sire, powiedz mi.czy armia.czyto było naprawdę tak straszne, jak mówiono?Piękną, zmęczoną twarz cesarza wykrzywił grymas, jakby słowa teprzyprawiły go o cierpienie.Jego stanowczy wzrok wypełnił się takimbólem, o jaki Marianna nigdy nawet by go nie podejrzewała.581RS - Było jeszcze gorzej, pani - powiedział głosem pełnym boleści.-Moje biedne dzieci!.Zmasakrowano je, i to z mojej winy! Niepowinienem był pozostawać tak długo w Moskwie! To przeklęte słońcemnie zwiodło.a teraz muszę opuścić moje dzieci, opuścić je, gdy mnietak bardzo potrzebują!Marianna myślała, że się rozpłacze, ale Constant zbliżył się cicho doswego pana i z szacunkiem dotknął jego ręki.- Mają dowódców, sire! Tak długo, jak Ney, Poniatowski, Oudinot,Davout, Murat będą nimi dowodzić, nie zostaną sami!.- Constant ma rację, sire! - powiedziała gorliwie Marianna.- Pozatym potrzebuje pana całe cesarstwo.my wszyscy.Proszę mi wybaczyć,że odnowiłam nie zabliznioną ranę.Gestem pokazał, że nie szkodzi, przetarł twarz drżącą dłonią iuśmiechając się lekko do młodej kobiety, wyszedł z pokoju.Constantzamknął cicho drzwi.Po chwili hałas ruszających pojazdów połączył sięz porannymi odgłosami budzącego się miasta.Wstawał już dzień,zapowiadała się ładna pogoda.Trzy dni pózniej, w dormezie na płozach, zaprzężonej w dwa konie,Marianna i Baśka opuszczały Kowno, zjeżdżając po stromym zboczu uwyjazdu z miasta prowadzącym do Mariampola.Podczas gdy młodakobieta odpoczywała u Włocha, Baśka wyruszyła na poszukiwanieIcchaka Lewina, któremu przekazała list od kuzyna, perły i konika, atakże wskazała mu, gdzie może odzyskać uszkodzoną kibitkę.Z tejwizyty powróciła z nowymi ubraniami, nie tylko ciepłymi, ale i godnymirangi tej, która miała prawo znów stać się sobą.Zajmując miejsce obokMarianny w wygodnej dormezie, Polka zauważyła z satysfakcją:- Miałam rację, sądząc, że szczęście się do nas uśmiechnie pewnegodnia, choć nie myślałam, że tak szybko! Księżna nie musi się już o nicmartwić.Wielka przygoda już się skończyła.Marianna spojrzała na nią i zza grubej mufki z czarnego lisauśmiechnęła się do niej z lekką ironią, jak za dawnych dni.- Tak sądzisz? Obawiam się, że należę do kobiet, których przygodykończą się z chwilą ich śmierci, moja Basiu.Ale mam nadzieję, że niebędziesz już musiała tak cierpieć jak w trakcie tej piekielnej drogi.582RS Na stacji pocztowej w Mariampolu dowiedziały się, że cesarzzrezygnował z bezpośredniej drogi przez Królewiec i Gdańsk i pojechałprzez Warszawę, by swą obecnością rozpalić entuzjazm polskichprzyjaciół, przygasły na skutek wieści o poniesionych klęskach.LeczMarianna nie miała żadnego powodu, by zmieniać trasę, i posuwała sięnadal ku Bałtykowi, pomimo śnieżnych zasp utrudniających jazdę.Podczas tej długiej drogi Marianna niejeden raz błogosławiła Napoleona,że pozwolił jej podróżować w tak komfortowych warunkach.- Wydaje mi się, że naszą kibitką nigdy byśmy tu nie dojechały! -zwierzyła się Baśce.- No, gdzieś w końcu byśmy dojechały.Ale mogę się założyć, żechyba do raju.Regularnie zmieniając konie i zatrzymując się w gospodach, by zjeśćcokolwiek, podróżniczki dotarły do Gdańska w tydzień [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •