[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spróbuje, czy pani majstrowa prawdę powiada.Ale ślusarz niechce pozwalać na tego rodzaju despekt.Ta kolej do niego należy, tym bardziej, że to jest prostelekarstwo, używane przez żonę.Po trzecim kieliszku Kaśka doznaje dziwnego uczucia.Pić musi, bo inaczej obrazi kompanię inigdy jej nie wezmą ze sobą.Ona przecież wie, co się grzeczności komu należy.Tylko ta ostatniawódka zawraca jej dziwnie w głowie.Wszystko się mięsza przed jej oczyma, drzewa, ludzie, kufle,stoły  zlewają się w jakąś bezkształtną masę.W głowie czuje jakby coś obcego, jakąś bryłę, którą35kwargiel (niem.)  mały, zgliwiały ser82 jej włożono mimo jej woli.I obiema rękami opiera się na stole, aby nadać sobie pozory zupełniepewnej siebie osoby.Tak, stanowczo ten Jan jest najpoczciwszy z ludzi, skoro się z nią tak godnieobchodzi i fetuje ją jak jaką hrabinę.Czymże ona zasłużyła na tyle dobroci i w jaki sposób mu sięodwdzięczy?Wydał na nią ze dwa papierki i teraz znów każe dawać  piołunówki , aby się jej lepiej zrobiło.Zlusarz zaś doradza herbatę z mocnym  harakiem , a ślusarka powtórzenie waniliówki.W ogólejest tam bardzo wesoło.Ludzie, powoli podnieceni odurzającymi trunkami, rozmawiają coraz gło-śniej i wybuchają co chwila bezmyślnym śmiechem.Niektórzy posiadali na stołkach, aby lepiejwidzieć orkiestrę, a Jan aż stanął na ławce, bo mówi, że mu na dole uszy po prostu zatyka.Jakiśułan, dobrze podochocony, kłóci się z piechurem, którego mundur i niedołężna mina drażnią gowidocznie.Ułan rozparł się na krześle i z junakierią wyśpiewuje piosnkę:Hułany zuchyPiją piwo w nocy,A piechury gałganyWytsescają ocy.Ochrypły głos żołnierza mięsza się z tonami orkiestry.Bliżsi goście okazują widoczne niezado-wolenie z tego niepożądanego sola, które im w słuchaniu  mużyki przeszkadza.Ale ułan urągawszystkim, coraz głośniej wykrzykuje, uderzając do taktu kuflem o brzeg stołu:Tę chusteczkę, coś mi dała,Ja za gałgan brał Cobyś sobie nie myślała,%7łem ja cię za frajlu miał.Jan uważa za stosowne wmięszać się w tę sprawę. Cicho tam, ty świecąca nędzo! Idz do kantyny wyć, a ludziom uspokojenie zostaw.Kaśka z trudnością otwiera oczy i pociąga Jana za połę  tuziurka.Po co się kłócić z jakimśpierwszym z brzega? Czy chce pójść na inspekcję?Jan, uspokojony trochę, siada i woła o cztery koniaki.Kaśka stanowczo pić nie chce, już i takdusi ją pod piersiami.Jan nalega, mówią sobie  ty i głowy ich dotykają się, tak siedzą blisko sie-bie.Zresztą mogą się nie krępować wcale, uwaga publiczności skierowana teraz na pewną familij-ną scenę, która się rozegrywa przy samym wejściu do ogródka.Jakieś małżeństwo poróżniło sięprzy ósmym kuflu piwa  teraz wzajemnie wyrzucają sobie rozmaite zdrożności popełnione.Onabroni się zawzięcie jak lwica, napełniając ciasne wnętrze ogródka trywialnym wrzaskiem na wpółpijanej rzemieślniczki. Jestem ślubne dziecko: Macierzyńska córka: Nie dam sobą poniewierać jak jaką najduchą.Mąż z równym wrzaskiem wygłasza pewne wątpliwości co do jej pochodzenia; publiczność za-czyna się niepokoić i powstaje z miejsc dokoła kłócącej się pary.Płacz dzieci, czepiających sięspódnicy rozszalałej z gniewu kobiety, dopełnia miary tego chaosu i zamieszania.Tymczasem cienie zalegają ogródek.Ponad tym wrzeszczącym, pijanym tłumem noc rozpoście-ra swą zasłonę.Tu i ówdzie pojawiają się na stołach świece, osłonięte od wiatru szklanymi klosza-mi.Zlusarka, zupełnie waniliówką pokrzepiona, staje się niezmiernie czułą i wylaną względemmęża. Słuchaj, mężu! Daj buzi, kiedy cię ślubna żona prosi.Kaśka przygasłym wzrokiem spogląda na te pieszczoty.Wie, że powinna iść do domu.Państwoczekają.Ba! ale nogi ma jakby z ołowiu, a senność ogarnia ją zupełnie.Jednak Jan wstaje i płaci kelnerowi rachunek za wypite napoje i chleb z wędzonką.Po czympodnosi prawie siłą Kaśkę i kieruje się z nią ku wyjściu.O! on ma o wiele silniejszą głowę i trzyma83 się pewniej na nogach niż ta wielka dziewczyna, która się kołysze prawie, przechodząc koło Ma-rynki.Ta ostatnia spostrzega ją nareszcie i krótką chwilę mierzą się obie pełnym znaczenia wzro-kiem.Kaśka, pomimo swej łagodności, pod wpływem podrażniających napojów czuje jakąś niena-wiść i głuchą złość do dawnej Jana kochanki.Marynka nie tai swego gniewu na widok  tłumoka ,który spaceruje tak jawnie przy boku jej dawnego kawalera.I mogłoby przyjść do jakiegoś starciapomiędzy tymi dwiema kobietami, gdyby nie interwencja Jana przeczuwającego jakiś wybuch,mogący mieć złe skutki.Za chwilę Kaśka znajduje się na ulicy, gdzie ją świeże powietrze przy-prowadza do równowagi.Ale Jan obejmuje ją wpół i prowadzi, szepcząc jej do ucha rozmaite dwu-znaczne słówka.Kaśka przecież nie poddaje się teraz tak łatwo.Tam, w ogródku, za stołem, tobyło jakoś inaczej.Muzyka, rozgrzewające napoje, gorąco, wszystko to mieszało ją i odbierałoprzytomność.Teraz przecież, dostawszy się na ulicę, choć w części przychodzi do świadomościswego położenia.O! nie, nic z tego nie będzie, nie jest przecież dziewczyną, która się zapomni dlakufelka piwa.Kolację zjeść mogła, nawet śmiać się i pożartować lubi, ale wie, gdzie jest granica  iJan, jakkolwiek przyjemny i wcale  honetny chłopak, może dać jej spokój, przynajmniej na dzi-siaj.Jan wszakże nie traci nadziei.Dochodzą już do bramy, ona zawsze odmawia, pomimo że chętniepozostałaby jeszcze w towarzystwie stróża.I prawie przemocą wyrywa się z jego ramion, którymion ją przy sobie przytrzymuje.Walczy wtedy podwójnie, z mężczyzną i z samą sobą, z tą bezsilno-ścią, która ją ogarnia teraz zwykle przy zbliżeniu się Jana.Gdy przebiegła bramę i wydostała się nadziedziniec, miała wielką ochotę zawrócić się, podziękować jeszcze Janowi za ten dzień, tak czulespędzony.Ale jakiś przestrach gnał ją na górę.Była to trwoga ściganego zwierzęcia, które czujepoza sobą śmierć pewną.Każda kobieta doświadcza tej trwogi przed swoim upadkiem.Kaśka nie była wyłączoną od tejzasady.Biegnąc po schodkach, otrzezwiała zupełnie.Jedynym jej dążeniem było dostać się dokuchni i zamknąć drzwi za sobą.Gdy wieczorem uklękła przy łóżku, jakiś niepokój owładnął jej istotę.Zapewne, bawiła się do-skonale, piła bardzo wiele dobrych rzeczy, widziała różne dziwy.Jan był dla niej bardzo  hele-ganckim , a mimo to miała dziwny niesmak w swym sercu.Przy tym wódka rozmarzyła ją doreszty.Prawie nie mogła podnieść ręki, aby się przeżegnać.I odurzona trunkiem, zmęczona wraże-niami dnia całego, zasnęła klęcząc, oparłszy głowę na złożonych na prześcieradle rękach.Spała takjuż pierwszej nocy, gdy przyszła na służbę do Budowskich, ale spała wtedy z nadmiaru pracy i wy-silenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •