[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.We trójkę przeszukali mieszkanie, zbierali dowody, które wcześniej mogły ujśćich uwagi - przecież do niedawna nie wiedzieli, że ofiara była podtruwana i, wedługAlvarez, zamordowana, choć nie do końca jeszcze rozumiała, jak do tego doszło.Fakt, w jej ciele znaleziono truciznę, ale przecież przyczyną śmierci byłyobrażenia po upadku.Czy zrobiło jej się słabo i dlatego potknęła się i runęła wprzepaść? A może zabójca był w pobliżu i nie chcąc czekać, aż trucizna zrobi swoje,pchnął ją w otchłań?Slatkin otworzył drzwiczki białej furgonetki, teraz poszarzałej od brudu, naktórym ktoś napisał palcem: UMYJ MNIE.- Muszę to mieć jak najszybciej - rzuciła Alvarez, gdy Slatkin pakował materiałdowodowy do samochodu.Zatrzasnął drzwiczki.- Też mi nowina. Tang zajęła fotel pasażera.Jej oddech unosił się białym obłoczkiem namroznym powietrzu.- Zaraz się tym zajmiemy - zapewniła.Alvarez szła do swego dżipa, gdy pod wiatę wjechał starszy model niebieskiegoplymoutha, a z auta wysiadła kobieta koło osiemdziesiątki, otulona wielkimpłaszczem.Ledwie postawiła stopy na asfalcie, z samochodu wyskoczył szaleńczoenergiczny i radosny jamnik w idiotycznym swetrze w tym samym odcieniu, coszalik jego właścicielki.Pies szarpał się na smyczy, szczekał zajadle i biegał dokołaswojej pani - a potem spojrzał na Alvarez i znieruchomiał.Ciemne ślepiaprzyglądały się jej podejrzliwie.- Grzeczny piesek, Kaiser, tak, tak.- Właścicielka uspokoiła go, otworzyłabagażnik i wyjęła torbę z zakupami.Kaiser zawarczał na Alvarez, aż właścicielka spojrzała na nią znad okularów izachichotała.- Proszę nie zwracać na niego uwagi - powiedziała.- Tylko warczy, nie gryzie.-Zatrzasnęła bagażnik i zagwizdała na psa.- Idziemy, Kaiser.- Przepraszam, czy pani tu mieszka?- Tak, w Jeden C.- Wskazała drzwi - tuż obok mieszkania Jocelyn Wallis.- Jest pani sąsiadką Jocelyn Wallis.Kobieta wykrzywiła usta w podkówkę, ściągnęła brwi nad ciemnymioprawkami okularów.- Tak jest.Biedaczka.Słyszałam, co się stało, widziałam w telewizji.Wie pani,akurat nie było mnie w mieście, byłam u Frannie.Jezu, ależ z niej beznadziejnakucharka.To moja siostra i bardzo ją kocham, ale myśli pani, że kiedykolwiekraczyła zajrzeć do książki kucharskiej albo chociaż sprawdzić przepis w Internecie?A skądże.Co roku to samo, wsadza tego nieszczęsnego indyka do pieca i trzymatam, aż wyschnie na wiór - to znaczy mięso, ale nie farsz.Jakim cudem możnawysuszyć indyka i zarazem nie dopiec farszu, który jest paskudnie lepki? - Jakbyzdała sobie sprawę, że papla bez sensu, wzięła się w garść.- Bardzo mi szkodaJocelyn.To była bardzo miła dziewczyna, to znaczy kobieta, taka trochę.- Niebardzo wiedząc, co chce powiedzieć, wzruszyła ramionami, szarpnęła smycz ipociągnęła Kaisera w stronę domu.- Bardzo panią przepraszam.- Alvarez wyjęła odznakę i przedstawiła się.- Jeślipani nie ma nic przeciwko temu, chciałabym chwilę porozmawiać o pani Wallis.- W rzeczywistości właściwie nie rozmawiali zsąsiadami, zakładali przecież, że śmierć nauczycielki była przypadkowa.- Ależ oczywiście.- Kobieta dokładnie przestudiowała jej legitymację.-Nazywam się Lois Emmerson.ale zapraszam do środka, będzie nam cieplej.-Przełożyła zakupy do drugiej ręki, podeszła do drzwi mieszkania sąsiadującego zapartamentem Jocelyn Wallis, otworzyła je i wprowadziła Alvarez do schludnegoprzedpokoju.Postawiła zakupy na kontuarze oddzielającym kuchnię od saloniku, zdjęłaKaiserowi smycz, odwiesiła na miejsce, zdjęła płaszcz, rękawiczki, szalik i czapkę.Pod wierzchnią warstwą odzieży krył się czerwony sweter w białe grochy - taki samjak psa.- Robi pani na drutach - stwierdziła Alvarez.- Namiętnie! Nie ma takiego kłębka, którego bym nie pokochała! - Pies zaglądałciekawie do spiżarni, więc dała mu psie ciasteczko i zaproponowała: - Zaparzęherbatkę.Alvarez usiłowała podziękować - na darmo.Lois Emmerson orzekła, że obiemuszą się rozgrzać i gdy podgrzewała wodę w mikrofalówce, stawało się corazbardziej jasne, że starszej pani doskwierała samotność.Była sama, nie miała dzieci,tylko Kaisera do towarzystwa i tę nieszczęsną nieumiejącą gotować Frannie zasiostrę.Wyglądało na to, że chce pogadać, więc Alvarez zdjęła kurtkę i położyłająna kuchennym stołku.- Wspominała pani, że coś w Jocelyn Wallis nie dawało jej spokoju.- Nie, właściwie nie.- Zadzwięczała mikrofalówka.Lois uwijała się jak wukropie, zwinnym gestem, przećwiczonym zapewne tysiące razy, wyjęła dzbanek zkuchenki mikrofalowej i nalała wrzącej wody do dwóch porcelanowych filiżanek,odbarwionych od niezliczonych porcji herbaty.Do swojej wrzuciła używaną jużtorebkę i zwróciła się do Alvarez: - Pomarańczowa czy earl grey?- Pomarańczowa - zdecydowała policjantka, żeby nie przerywać rozmowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •