[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Irlandczycy to wiedzą, lecz oni są białymi Murzynami Boga i kto wie, być może znajdują się o krok przed nami.Chcę napisać o piciu i diable.Pamiętacie Wyspę Skarbów? Starego wilka morskiego w Admirale Benbow.- Jeszcze ich dostaniemy, Jacky!Założę się, że ten zgorzkniały stary kutas naprawdę w to wierzył.Pełny rumu - czy ryżówki - jesteś w stanie uwierzyć we wszystko.Picie i diabeł.W porządku.Czasami zastanawiam się, ile czasu zajęłoby mi opublikowanie choć części tego, co tak piszę po nocach.Aby rzucić odrobinę światła na szkielety ukryte w szafie Derry.Istnieje coś takiego, jak Zarząd Dyrektorów.Jest ich jedenastka.Jeden to siedemdziesięcioletni pisarz, który dwa lata temu przebył atak serca, a teraz często potrzebuje pomocy, by odnaleźć własne nazwisko na każdym z formularzy spotkań (i który czasami wydłubuje sobie z nosa zaschnięte smarki i wkłada je do uszu, jakby chciał je zachować).Drugą jest energiczna kobieta, która przybyła tu z Nowego Jorku wraz ze swym mężem lekarzem i która prowadzi nieustannie jękliwy monolog na temat prowincjonalności Derry i tego, że nikt tutaj nie rozumie doświadczeń Żydów, a poza tym ona przecież musi pojechać do Bostonu i kupić sobie jakieś nowe ciuchy, no bo w czym się pokaże na kolejnym zebraniu.Ostatnim razem ta anoreksyjna baba odezwała się do mnie bez pośrednika podczas przyjęcia z okazji Gwiazdki półtora roku temu.Wypiła sporą dawkę dżinu i zapytała mnie, czy ktokolwiek w Derry zrozumiał doświadczenia czarnych.Ja też wypiłem wtedy sporo dżinu i odpowiedziałem:- Pani Gladry, Żydzi mogą być wielką niewiadomą, ale co się tyczy czarnych, rozumie ich cały świat.Zaczęła krztusić się swoim drinkiem i odwróciła się tak szybko, że przez chwilę pod unoszącą się spódnicą widać jej było majtki (niezbyt ciekawy widok - szkoda, że to nie była Carole Danner!) i na tym skończyła się moja ostatnia nieformalna pogawędka z panią Ruth Gladry.Niewielka strata.Pozostali członkowie zarządu są potomkami baronów przemysłu drzewnego.Ich wsparcie dla biblioteki jest aktem swoistej pokuty za grzechy przodków.Zgwałcili lasy, a teraz zajmują się książkami, tak jak przed wiekami libertyn w średnim wieku mógł nagle zapałać miłością do bękartów, owoców jego młodzieńczych uciech.To ich dziadowie i pradziadowie rozłożyli szeroko nogi lasów na północy Derry i Bangor, a potem zgwałcili te spowite w zieleń dziewice toporami i piłami.Cięli, piłowali i rżnęli pnie na deski bez odrobiny zastanowienia.Rozerwali błonę dziewiczą tych wielkich lasów, kiedy prezydentem był Grover Cleveland, i zakończyli pracę, zanim jeszcze Woodrow Wilson dostał ataku serca.Ci bezwzględni łotrzy zgwałcili olbrzymią puszczę, zapładniając ją stosami zwalonych drzew, przemieniając Derry z małego stoczniowego miasteczka w hałaśliwą dziurę, gdzie knajpy były otwarte dwadzieścia cztery godziny na dobę, a dziwki pracowały praktycznie na okrągło.Jeden stary pracownik kompanii, Egbert Thoroughgood - obecnie liczący sobie dziewięćdziesiąt trzy lata - powiedział mi, że zarwał kiedyś na Baker Street (ta ulica już nie istnieje - obecnie w miejscu, gdzie kiedyś znajdowała się tętniąca życiem Baker Street, stoi osiedle domków dla ludzi z middle-class) prostytutkę tak młodą, że praktycznie było to jeszcze dziecko.Była chuda i płaska jak deska.- Dopiero jak się spuściłem, zdałem sobie sprawę, że leżę w wielkiej kałuży spermy, głębokiej na mniej więcej cal.To świństwo zmieniło się już w galaretę.„Dziewczyno, czy ty w ogóle nie dbasz o siebie?” - pytam.Ona patrzy na mnie i mówi: „Jeżeli chcesz jeszcze raz, mogę zmienić prześcieradło.Mam dwa świeże w kredensie.Do dziewiątej - dziesiątej wiem, na czym leżę, ale koło północy moja cipka robi się tak odrętwiała, że równie dobrze mogłaby się znajdować w Ellsworth’’.I tak właśnie było w Derry w pierwszych dwudziestu latach dwudziestego stulecia - praca, picie i pieprzenie - niekoniecznie w tej kolejności.Od kwietnia - kiedy następowała odwilż - do listopada, kiedy to rzeki skuwał lód, Penobscot i Kenduskeag były pełne spławianych kłód drewna.W latach dwudziestych interes zaczął nieco podupadać, a w czasie Kryzysu został kompletnie zastopowany.Baronowie przemysłu drzewnego wpłacili swoje pieniądze do banków w Nowym Jorku i Bostonie (tych, które przetrwały Kryzys) i pozostawili ekonomię Derry na pastwę losu.Wycofali się do swych wspaniałych domów przy West Broadway i wysłali swoje dzieci do prywatnych szkół w New Hampshire, Massachusetts i Nowym Jorku.Żyli, ciągnąc zysk ze swoich interesów i politycznych koneksji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •