[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Leland wszedł na klatkę schodową.- Tony, naprawdę potrafisz blagować.Ludzie, których musiałeś przekonać, to twoi ludzie.Nie jesteś wcale taki dobry, mały.Karl chce przejąć inicjatywę, czy nie tak? Popełniłeś błąd.Pozwoliłeś Karlowi, aby cię nacisnął.Kiedy dochodzi do tego, że musisz pokazać własnym ludziom, jaki z ciebie twardziel, to jesteś skończony.Tony, jesteś już chodzącym trupem.Przyzwyczaj się do myśli, że już nie żyjesz.- Można pana poprosić na słówko, panie Le­land? - Włączył się “Hollenbeck” ze swoim miłym sposobem mówienia.- Zamierzałem się wyłączyć.- Dobry plan.Odbieramy mnóstwo rozmów po niemiecku na kanale trzydziestym.Leland wyłączył radio i zaczął wspinać się po schodach.ROZDZIAŁ 12Godzina 3.10Szedł dalej na górę.Karl chyba postawił na swoim i teraz skoncentrowali się na poszukiwaniu Lelanda.Jeśli się go pozbędą, znowu odzyskają kontrolę nad sytuacją.Mięśnie nóg zupełnie już wysiadały.Starał się odzyskać trochę energii w sposób zalecany policjan­tom na szkoleniach zawodowych.Ale ta zabawa trwała już ponad osiem godzin i było to coraz trudniej­sze.Najbardziej pomogłaby mu rozmowa, ale nie miał się do kogo odezwać.Przypomniał sobie swoją cessnę-310.W dwudziestym wieku, kiedy zawodzą przy­jaźnie, człowiek pociesza się przedmiotami.Jemu nigdy to nic nie dawało, dlatego znowu wrócił myślami do Karen.Chciał o niej pamiętać.Jakaś głęboko ukryta część osobowości Lelanda nigdy nie mogła pogodzić się z faktem, że Karen i tak by umarła, nawet gdyby udało im się znaleźć sposób na przedłużenie wspólnego życia.Musi spróbować dostać się na dach - jeśli tylko zdoła tam dotrzeć, zanim go zastrzelą.Miał cichą nadzieję, że stali się mniej ostrożni, ale tak naprawdę nie było żadnych podstaw do takiego przekonania.Wiedzieli, ze jest ranny.Jeśli dostanie się na dach, powie o tym “Hollenbeckowi”.Może policja będzie potrafiła wykorzystać sytuację i dostanie się do budyn­ku.Usłyszał szmer otwieranych drzwi, piętro czy dwa niżej.Znajdował się pomiędzy trzydziestą dziewiątą a czterdziestą kondygnacją i musiał jeszcze przejść do schodów prowadzących na dach.Chwileczkę! “Hollenbeck” w radiu? Może Robinson znajdował się gdzie indziej, ponieważ policja planowała nowy atak.Prze­jęli rozmowy po niemiecku i może zrozumieli ich znaczenie.Może będzie miał wreszcie chwilę na odpo­czynek! Hej! Hej! Chciał krzyknąć na całe gardło.Usłyszał kroki kogoś ostrożnie stąpającego po betonie.Nie wiedział, czy facet na dole go słyszał.Oddychał cicho.Gdyby tamten zbliżył się bardziej, zamierzał strzelać w ściany, aby trafić go rykoszetem.Omal nie dostali jego w ten sam sposób, kiedy wrzucał krzesło do szybu windowego.Zaczynał się gubić i nie pamiętał, co już zrobił i w jakiej kolejności.Chłopak spadający na Wilshire Boulevard.Dziewczyna przy sejfie.Facet, którego wysłał im windą.Ten był pierwszy.I jeszcze facet przy oknie, który nie dał się nabrać na stary numer.Długa noc.Nie miał nawet komu przedłożyć rachunku za nadgodziny.Leland przypomniał sobie, że ma dodatkową broń na dachu - automatyczny pistolet chłopaka i torbę z amunicją.Razem miał prawie sto trzydzieści naboi.Gdyby zajął odpowiednią pozycję, mógłby ich trzymać w nieskończoność.Ruszył, chcąc jak najszybciej znaleźć się na czter­dziestym piętrze.Kiedy obrócił klamkę, rozległ się wyraźny trzask zamka.Musiał się pospieszyć.Nie miał pewności, czy ta druga osoba zrozumie odgłos i przyj­mie to jako coś normalnego, czy też przygotuje pułapkę.Miał jeszcze jedną przewagę: znał drogę do schodów na dach.Ostrzelali także ten obszar.Teraz powinien uważać.Musi być ostrożny.Zaszedł już tak daleko, że chciał przebyć całą drogę.Dosyć już pomógł.Kiedy wzejdzie słońce, świat zobaczy, iż terroryści wcale nie byli tak sprytni czy niepokonani, jak w to wierzyli i usiłowali wmówić innym.Po­wstrzymał ich jeden człowiek.To wystarczyło.Był w pojedynkę, a mimo to wszystko wyglądało inaczej dzięki niemu.Za nim trzasnęły drzwi na klatkę schodową.Zaczął biec - potknął się, stracił równowagę i upadł na biurko.Ktoś strzelił - usłyszał brzęk pękającej szyby.Gdyby teraz odpowiedział, ujawniłby tylko swoją pozycję.Ile pokoi musi jeszcze przejść, zanim dotrze do schodów na dach? Dwa? Trzy? Jeszcze dwa?Bardzo daleko pod nim, zaczęła się strzelanina i słyszał pistolety maszynowe.Dobrze! W holu paliło się światło, ale musiał zaryzykować.Kiedy był w poło­wie drogi, usłyszał za plecami śmiech dziewczyny.Zatrzymał się.- Rzuć broń!Zrobił to.- Teraz się obróć!Dziewczyna była niewysoka i nosiła za dużą kurtkę wojskową, a w obu rękach trzymała pistolet maszynowy.Jej oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyła jego odznakę.- Jesteś policjantem? Gdzie są detonatory? Szybko, mów!- Na dachu.- Ach, tak, rozumiem.Dwoma palcami, tylko ostrożnie, wyjmij, proszę, pistolet.Wysunął pistolet i podał, a dziewczyna wrzuciła go do torby.- Powiedz mi, gdzie na dachu.- Musisz iść naokoło w prawo.Dalej są schody do szybu windowego i naprzeciw aluminiowe pudełko.Skinęła pistoletem.- Pokaż mi.Otworzył drzwi.Trzymała się z tyłu, gdy szli na górę.W kryjówce zostało tylko kilka świetlówek.Błąd numer jeden [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •