[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Kiedy się spóźniam do kościoła, to jest mi gorąco i robię się taka czerwona, że wszyscy mi się przyglądają, a ja przychodzę do siebie dopiero po Ofiarowaniu – powiedziała Marianna.Stały tak na zboczu skarpy, gdy nagle za zakrętem drogi usłyszały chlupotanie i na zalanej ścieżce ukazał się Angel Clare brnąc w ich stronę przez wodę.Cztery serca jednocześnie zaczęły bić gwałtownym rytmem.Trudno sobie wyobrazić, by syn pobożnego pastora mógł wyglądać mniej niedzielnie: miał na sobie codzienne ubranie i wysokie nieprzemakalne buty, pod kapeluszem kapuściany liść chłodzący mu głowę; dla dokończenia obrazu niósł w ręce gałązkę ostu.– Nie wybiera się do kościoła – zauważyła Marianna.– Jaka szkoda! – szepnęła Tessa.W samej rzeczy Angel, słusznie czy niesłusznie (by użyć wyrażenia pewnego wykrętnego polemisty), podczas pięknej pogody w lecie przekładał kazania wygłaszane do kamieni nad kazania w kaplicach i kościołach.Zresztą tego ranka wyszedł, by się przekonać, czy siano bardzo ucierpiało na skutek przyboru wody.Przechadzając się, z daleka obserwował dziewczęta, mimo że one, zakłopotane trudnościami, jakie nastręczała dalsza droga, nie zauważyły go.Wiedział, że w tym miejscu woda bardzo przybrała i że to im przeszkodzi w dalszej wędrówce, wobec tego przyśpieszył kroku zastanawiając się niejasno, w jaki sposób mógłby im pomóc, a szczególnie jednej z nich.Cała ta czwórka o różowych buziakach i błyszczących oczach, skupiona na skarpie niby gołębie na dachu, wyglądała tak powabnie w swoich letnich jasnych sukienkach, że Angel, zanim się zbliżył, przystanął na chwilę, aby się napatrzyć.Ich powiewne spódniczki zmiatały z trawy niezliczone muszki i motylki, które nie mogąc się spod nich wydostać trzepotały się uwięzione w przezroczystej tkaninie niby w ptaszarni.Oczy Angela spoczęły wreszcie na ostatniej w szeregu Tessie; dziewczyna dusząc się ze śmiechu wobec sytuacji, w jakiej się znalazły, nie mogła się powstrzymać, by mu nie odpowiedzieć promiennym spojrzeniem.Przebrnął do nich przez wodę nie sięgającą mu wyżej butów i zatrzymał się patrząc na uwięzione muszki i motyle.– Pewnie usiłujecie przedostać się do kościoła? – zapytał Mariannę stojącą na czele, ogarniając tym pytaniem dwie następne dziewczyny, lecz nie obejmując nim Tessy.– Tak, proszę pana, ale jest już późno, a ja robię się taka czerwona.– Przeniosę was przez rozlewisko – wszystkie, jak tu jesteście.Wszystkie cztery oblały się rumieńcem, jakby biło w nich jedno serce.– Chyba pan nie da rady – powiedziała Marianna.– To jedyny sposób, byście mogły tędy się przedostać.Stójcie spokojnie.Co znowu! Nie jesteście wcale za ciężkie.Mógłbym was przenieść wszystkie cztery razem.A teraz uważaj, Marianno – mówił dalej.– Obejmij mnie ramionami za szyję, o tak.Hop! trzymaj się! Doskonale!Marianna schyliła się w jego objęcia, tak jak jej kazał, i Angel wyruszył z nią w drogę; jego smukła postać oglądana z tyłu wyglądała jak łodyga ogromnego kwiatu, którego koronę stanowiła jej suknia.Po chwili znikli za zakrętem drogi i tylko chlupot wody pod jego stopami i czubek kokardy na czepeczku Marianny wskazywały, gdzie się znajdują.Niebawem ukazał się znów.Na skarpie druga z kolei stała Iza Huett.– Już nadchodzi! – szepnęła i widać było, że ma wargi suche ze wzruszenia.– Teraz z kolei ja będę musiała objąć go za szyję i patrzyć mu w twarz jak Marianna.– To nie ma żadnego znaczenia – powiedziała żywo Tessa.– Jest czas na wszystko – ciągnęła dalej Iza nie zwracając na nią uwagi – jest czas na uściski i czas na powstrzymanie się od uścisków.Ten pierwszy czas właśnie dla mnie nadchodzi.– Wstydź się, Izo, przecież to z Pisma świętego!– Tak – odpowiedziała Iza – w kościele zawsze chętnie słucham pięknych wersetów.Angel Clare, dla którego trzy czwarte tej sceny było jedynie aktem zdawkowej uprzejmości, zbliżał się teraz do Izy.W spokojnym rozmarzeniu osunęła się w jego ramiona i Angel oddalił się z nią miarowym krokiem.Gdy wracał po raz trzeci, było niemal widoczne, że serce Retty mało nie wyskoczy z piersi.Podszedł do rudowłosego dziewczęcia i biorąc ją na ręce spojrzał na Tessę.Oczy jego wyraźniej, niż mogłyby to uczynić usta, mówiły: “A teraz będzie kolej na nas dwoje!" W odpowiedzi twarz Tessy mimo woli rozjaśniła się.Było widoczne, że się zrozumieli.Biedna mała Retty, mimo że znacznie od tamtych lżejsza, okazała się najtrudniejszym ciężarem do niesienia.Marianna niby wór mąki zwisła mu na ramieniu bezwładnym, pulchnym brzemieniem, pod którym dosłownie uginał się.Iza dała się nieść rozsądnie i spokojnie, natomiast Retty była jednym kłębkiem nerwów.Jakoś sobie jednak poradził z tym ruchliwym stworzeniem, zaniósł ją i powrócił.Tessa widziała daleko za żywopłotem wszystkie trzy stojące na najbliższym wzniesieniu, tam gdzie je zostawił.Teraz przyszła kolej na nią.Z niepokojem czuła, że wzruszenie wywołane bliskością oczu i ust Angela ogarnęło ją z większą jeszcze mocą niż jej towarzyszki, mimo że w duchu miała im to za złe.W obawie, by nie zdradzić swego sekretu, w ostatniej chwili zaczęła szukać wykrętów:– Może uda mi się samej przejść wzdłuż tej skarpy, potrafię wspinać się lepiej niż one, pan pewnie już się zmęczył.– Ależ nie, Tesso – zaprzeczył żywo i zanim się spostrzegła, spoczywała już w jego objęciach, przytulona do jego ramienia,– Przeniosłem trzy Lee po to, by zdobyć jedną Rachelę! – szepnął cicho.– One są więcej warte ode mnie – odrzekła trwając wspaniałomyślnie przy swym postanowieniu.– Nie dla mnie – mruknął Angel.Zauważył, że na te słowa zarumieniła się, i przez chwilę szedł w milczeniu.– Mam nadzieję, że nie jestem zbyt ciężka? – zapytała nieśmiało.– O, nie! Spróbowałabyś podnieść Mariannę.Co za bryła! Ty jesteś jak morska fala nagrzana słońcem.A cały ten muślin, co cię otula, jest jak piana.– To bardzo ładnie, jeśli to się panu tak wydaje.– Czy wiesz, że trzy czwarte tej pracy podjąłem jedynie dla wykonania tej ostatniej jednej czwartej?– Nie.– Nie spodziewałem się dziś podobnego zdarzenia.– Ani ja.Woda przybrała tak nagle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •