[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No, bądzże spokojna.- mówił.- Boisz się głosu naszych trąb.Alboż one wtedy złą były wróżbą?.- Panie - odezwała się Sara - ja wiem, że oni cię tam zatrzymają.Więc zrób mi ostatnią łaskę.Damci - mówiła szlochając - dam ci klatkę gołąbków.One tu urodziły się i porosły.Więc.ile razywspomnisz o słudze twej, otwórz klatkę i wypuść jednego ptaka.On mi wiadomość przyniesie odciebie, a ja.ucałuję go.upieszczę, jak.jak.No, już idz! Książę uścisnął ją i wyszedł do statku polecając swojemu Murzynowi, aby zaczekał na gołębie Sary idopędził go w lekkim czółnie.Na widok następcy odezwały się bębny i piszczałki, a osada podniosła wielki krzyk.Znalazłszy sięmiędzy żołnierzami, książę głęboko odetchnął i przeciągnął ręce, jakby uwolnione z powrozów.- No - rzekł do Tutmozisa - dokuczyły mi już baby, i %7łydzi.Ozirisie!.lepiej każ mnie natychmiastupiec przy wolnym ogniu, ale nie osadzaj drugi raz na folwarku.- Tak - potwierdził Tutmozis - miłość jest jak miód: ze smakiem można jej kosztować, ale niepodobnakąpać się w niej.Brr!.aż mnie ciarki przechodzą, kiedy pomyślę, żeś blisko dwa miesiące spędziłkarmiony pocałunkami wieczór, daktylami z rana, a oślim mlekiem w południe.- Sara jest bardzo dobra dziewczyna - wtrącił książę.- Ja też nie mówię o niej, tylko o tych %7łydach, którzy obsiedli folwark jak papyrus moczary.Czywidzisz, że jeszcze wyglądają za tobą, a może nawet zasyłają ci pozdrowienia.- prawił pochlebca.Książę z niechęcią odwrócił się w inną stronę, a Tutmozis wesoło mrugnął na oficerów, jakby chciał imdać do zrozumienia, że Ramzes nieprędko rzuci ich towarzystwo.Im bardziej posuwali się w górę rzeki, tym gęściej było ludu na obu brzegach i czółen na Nilu, tymwięcej płynęło kwiatów, wieńców i bukietów rzucanych pod statek faraona.O milę za Memfisem stały ciżby z chorągwiami, bogami i muzyką i rozlegał się wielki gwar, podobny dozgiełku burzy.- Otóż i jego świątobliwość! - zawołał radośnie Tutmozis.Oczom patrzących ukazał się jedyny widok.Zrodkiem szerokiego zakrętu płynęła ogromna łódzfaraona, z przodem podniesionym jak łabędz.Z prawej i lewej strony, niby dwa olbrzymie skrzydła,sunęły niezliczone łódki poddanych, a z tyłu, niby bogaty wachlarz, roztaczał się orszak władcy Egiptu.Kto żył - krzyczał, śpiewał, klaskał lub rzucał kwiaty do stóp panu, którego nawet nikt nie widział.Dośćbyło, że nad złocistym namiotem i pękami strusich piór powiewała czerwono-niebieska chorągiew, znakobecności faraona.Ludzie w łódkach byli jak pijani, ludzie na brzegu jak oszaleli.Co chwilę jakieś czółno potrącało lubwywracało inne i ktoś wpadał w wodę, z której na szczęście uciekły krokodyle spłoszone niebywałymhałasem.Na brzegach popychano się, nikt bowiem nie patrzył na sąsiada, na ojca, na dziecko, aleobłąkane oczy wlepiał w złocisty dziób łodzi i namiot królewski.Nawet ludzie tratowani, którymrozhukany tłum bezmyślnie gniótł żebra i skręcał stawy, nie mieli innego okrzyku nad ten:- %7łyj wiecznie, władco nasz.Zwieć, słońce Egiptu!.Szał powitalny niebawem udzielił się i łodzi następcy tronu: oficerowie, żołnierze i wioślarze, zbici wjeden tłum, krzyczeli na wyścigi, a Tutmozis zapominając o następcy tronu wdarł się na wysoki przódstatku i o mało nie wleciał w wodę.Wtem z królewskiej łodzi zatrąbiono i po chwili odpowiedziała trąbka ze statku Ramzesa.Drugi sygnał i- czółno następcy przybiło do wielkiej łodzi faraona.Jakiś urzędnik wezwał Ramzesa.Między statkirzucono cedrowy mostek z rzezbionymi poręczami i - książę znalazł się wobec ojca.Widok faraona czy burza okrzyków huczących dookoła tak oszołomiły księcia, że nie mógł wypowiedziećani słowa.Upadł ojcu do nóg, a pan świata przycisnął go do swej boskiej piersi.W chwilę pózniej podniesiono boczne ściany namiotu i cały lud z obu brzegów Nilu ujrzał swego władcęna tronie, a na najwyższym stopniu klęczącego, z głową na ojcowskich piersiach, księcia Ramzesa.Stała się taka cisza, że było słychać szelest chorągiewek na statkach.I nagle wybuchnął ogromnykrzyk, większy aniżeli wszystkie dotychczasowe.Uczcił nim lud egipski pojednanie ojca z synem, pozdrawiał obecnego, witał przyszłego pana.Jeżeli ktokolwiek rachował na niesnaski w świętej rodzinie faraona, mógł dziś przekonać się, że nowagałąz królewska mocno trzyma się pnia.Jego świątobliwość wyglądał bardzo mizernie.Po czułymprzywitaniu syna kazał mu usiąść obok tronu i rzekł:- Dusza moja rwała się do ciebie, Ramzesie, tym goręcej, im lepsze miałem wieści o tobie.Dziś widzę,że jesteś nie tylko młodzianem o lwim sercu, ale i mężem pełnym roztropności, który umie oceniaćwłasne postępki, potrafi hamowć się i ma poczucie interesów państwowych.A gdy wzruszony książę milczał i całował ojcowskie nogi, pan mówił dalej:- Dobrze postąpiłeś zrzekając się dwu pułków greckich, należy ci się bowiem korpus Menfi, którego oddzisiaj jesteś wodzem.- Ojcze mój!.- szepnął drżący następca.- Nadto w Dolnym Egipcie, z trzech stron otwartym na ataki nieprzyjaciół, potrzebny mi jest mążdzielny i rozumny, który by wszystko dokoła widział, rozważył w sercu swoim i szybko działał w nagłychwypadkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •