[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza wydmami na wybrzeżu i śladami owiec między kamieniami wszystko sprawiało takie wrażenie, jakby wygląd suchego i nagiego zbocza nie zmienił się od czasów Hotu Matui.Skoro nawet fundament domu tego króla tak wyraźnie się odcinał i stanowił atrakcję turystyczną, stopień przyrostu gleby musiał być bardzo skromny i równie skromne są szansę nowych odkryć.Jakaś fala na brzegu głośniej uderzyła, ja zaś podrapałem się w głowę.Jeżeli już udało się nam tu przybyć, to powinniśmy przynajmniej zdobyć zupełnie oczywiste dowody o bezcelowości prac wykopaliskowych, zanim ruszymy; na inne wyspy przewidziane w naszym programie.Pierwsze dni upłynęły naszym archeologom na rekonesansach w różnych kierunkach, innym zaś na magazynowaniu ekwipunku i zagospodarowywaniu obozu.Na całej wyspie nie było ani jednego strumyka, lecz w kraterach trzech wygasłych wulkanów spotykało się bagna i łachy wody porosłej sitowiem.Wodę do picia i drzewo na opał musieliśmy sprowadzać z odległej o pięć kilometrów farmy owczej Vaitea, leżącej na wzniesieniu w środku wyspy.Wadłuż wybrzeża ciagnał się liczny łańcuch prastarych studzien, po mistrzowsku wykopanych i obłożonych dokładnie obrobionymi kamieniami Pierwotni mieszkańcy czerpali z nich do picia sło­nawą wodę, którą uzyskiwali w ten sposób, iż odszukiwali do­chodzące z morza żyły wodne i zatrzymywali ich bieg.Teraz do pompowania wody zbudowano wiatraki, przy nich poiliśmy ko­nie i stamtąd czerpaliśmy wodę do mycia.Nasz bosman, będący równocześnie cieślą, sklecił stoły i półki do wielkiego namiotu służącego za jadalnię; dzięki siatce przeciw moskitom mogliśmy tam spożywać posiłki i pracować bez cią­głego oganiania się przed gęstymi rojami much, dawno temu „importowanych” na wyspę.- Musimy jednak opuścić ścianę po nawietrznej stronie - zauważyła Yvonne.- Przez siatkę przelatuje mnóstwo kurzu.- Kurz? tutaj?- Zobacz - odpowiedziała przeciągając palcem po półce z książkami, na której został wyraźny ślad.Patrzyłem na ten ślad z największym zadowoleniem.Za kilka­set lat miałoby się tu do zamiatania dosyć grubą warstwę.Może więc jednak opłaci się kopać na Wyspie Wielkanocnej! Właśnie z powodu braku drzew wiatr mógł się lepiej wgryzać w skały i tumanem sproszkowanej, suchej ziemi zasypywał niżej położone tereny jak śniegiem.Większość opadała oczywiście na morze, ale część osadzała się też i na trawiastych zboczach.Archeolodzy powrócili z rekonesansów z interesującymi wia­domościami.Zauważyli stare mury, które wymagały bliższego zbadania.Pewne oznaki mogły bowiem świadczyć, że jeszcze przed przybyciem Europejczyków na wyspie działali budowniczowie należący do dwu różnych kultur.Postanowiono jednak przepro­wadzić najpierw mniejsze prace wykopaliskowe w pobliżu obozu w celu zaznajomienia się z miejscowymi warunkami, a dopiero później podjąć trudniejsze zadania.Na pierwszy ogień wybrano pięciokątny piec kuchenny Hotu Matui i znajdujący się obok fundament w kształcie łodzi.W takich wypadkach nie kopie się ani kilofem, ani rydlem, lecz małą kielnią murarską, którą milimetr po milimetrze rozgrzebuje się teren tak ostrożnie, aby niczego nie uszkodzić.Wydo­bytą ziemię przesiewa się przez gęste sito zatrzymujące wszystko, co może być godne zainteresowania.Prowadzono też dokładne pomiary głębokości, gdyż jak łatwo się domyślić, im głębiej się jakąś rzecz znajdzie, tym jest ona starsza.Tuż pod warstwą darni leżał odłamek kamiennej czary wraz z ostrzami do oszczepów i innymi ostrymi narzędziami z czarnego wulkanicznego szkła.Głębiej natrafiono na kawałki haczyków rybackich z kości ludzkich i ładnie polerowanego kamienia.Gdy wykop obok pieca Hotu Matui miał stopę głębokości, kielnia zazgrzytała o jakieś kamienie, a po ich oczyszczeniu archeo­lodzy zobaczyli, że znajduje się tam jeszcze jeden pięciokątny piec, dokładnie tego samego typu, co na wierzchu.Jeżeli ten górny został zbudowany przez Hotu Matuę, najstarszego przodka mieszkańców wyspy, kto był tu przed nim i gotował strawę tym samym sposobem? Wyspiarze nie rozumieli tego; tak oni, jak i wszyscy odwiedzający uważali ruiny na tym wzgórzu za siedzibę Hotu Matui, gdyż tu miał z całą pewnością mieszkać.Kopaliśmy coraz głębiej, znajdując dalsze kawałki haczyków rybackich, muszle, odłamki kości, węgiel drzewny i zęby ludzkie, aż doszliśmy do poziomu poniżej dolnego pieca.Powinniśmy byli już dotrzeć do zamierzchłych czasów.Lecz Bill znalazł tam piękną niebieską perłę wenecką, w której rozpoznał typ używany przed dwustu laty przez Europejczyków do handlu z Indiami.To znaczyło, że nie cofnęliśmy się jeszcze poza okres pierwszych odwiedzin europejskich.Perła mogła znaleźć się na Wyspie Wielkanocnej najwcześniej razem z wyprawą Roggeveena, czyli że nasze wykopalisko sięgało najwyżej roku 1722.Przeszukaliśmy dziennik okrętowy Roggeveena z okresu odkrycia Wyspy Wielkanocnej i stwierdziliśmy, że pierwszy mieszkaniec wyspy, który znalazł się na pokładzie jego statku, został obdarowany dwoma sznurkami niebieskich pereł, małym lusterkiem i nożyczkami.Widocznie więc niektóre z tych pereł znalazły się w królewskiej siedzibie w Anakena.Kopiąc jeszcze trochę głębiej, trafiliśmy już na czysty żwir, nie zawierający żadnych śladów po ludziach.Teraz jednak nie ulegało wątpliwości, że prace wykopaliskowe na bezleśnej Wyspie Wielkanocnej były celowe.Mogliśmy je rozpocząć na dobre.Łączyło się to z werbunkiem miejscowych robotników, gdyż kilka planowanych przez nas przedsięwzięć wymagało większej liczby ludzi niż skład wyprawy.W ciągu ostatnich dni rzadkośmy się stykali z wyspiarzami.Ojciec Sebastian usilnie nas prosił, aby obóz stanowił dla nich tabu, chyba że mieli specjalne zadanie do spełnienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •