[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaledwie Tybald podjadł i na-NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG115pił się, wnet uczuł, jak gdyby ogień krążył mu po żyłach.Co do Orlan-dyny, ta mało jadła, ale ciągle spoglądała na swego współbiesiadnika,raz rzucając mu czułe i niewinne spojrzenia, to znowu wpatrując sięweń tak złośliwymi oczyma, że młodzieniec mieszał się wyraznie.Na koniec Murzynek przyszedł sprzątnąć ze stołu.Wtedy Orlandyna wzięła Tybalda za rękę i rzekła: Piękny kawalerze, jakże spędzimy ten wieczór? Tybald nie wie-dział, co na to odpowiedzieć. Przychodzi mi pewna myśl  mówiła dalej. Widzisz to wielkiezwierciadło? Chodzmy stroić w nim miny, jak to niegdyś czyniłam wzamku Sombre Roche.Bawiło mnie wówczas porównywanie postacimojej ochmistrzyni z moją; teraz chciałabym zobaczyć różnicę, jakazachodzi między tobą a mną.Orlandyna przysunęła krzesła przed zwierciadło, po czym odpięłakrezę Tybalda i rzekła: Masz szyję prawie taką jak moja, ramiona też  lecz jakże od-mienne piersi! Przed rokiem nie byłoby jeszcze tej różnicy, ale dziśmoich wprost poznać nie mogę, takiej zmianie uległy.Zrzuć, proszę,twój pas i rozepnij kaftan.Cóż to za frędzle?.Tybald nie panował już nad sobą, poniósł Orlandynę na sofę i uwa-żał się za najszczęśliwszego z ludzi.Nagle doznał uczucia, jak gdybykto szpony zapuszczał mu w szyję. Orlandyno!  zawołał  Orlandyno, co to ma znaczyć?Nie było już Orlandyny; Tybald ujrzał w jej miejscu okropne, nieznane mu dotąd kształty. Jam nie Orlandyna  krzyknął potwór straszliwym głosem  jamLucyfer!Tybald chciał wezwać Zbawiciela na pomoc, ale szatan, który od-gadł jego zamysł, schwycił go zębami za gardło i nie pozwolił wymó-wić tego świętego imienia.Nazajutrz wieśniacy idący z jarzynami na targ do Lyonu usłyszelijęki w opuszczonej ruderze przydrożnej, dokąd wyrzucano padlinę.Weszli i znalezli Tybalda leżącego na gnijącym ścierwie.Wzięli go,zanieśli do miasta i nieszczęśliwy de La Jacquiere poznał swego syna.Położono go na łóżku; wkrótce Tybald zdawał się przychodzić dozmysłów i słabym, prawie niezrozumiałym głosem rzekł: Otwórzcie drzwi temu świętemu pustelnikowi, otwórzcie czymprędzej.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG116Z początku nie zrozumiano go, otworzono jednak drzwi i ujrzanoczcigodnego zakonnika, który rozkazał, aby go zostawiono sam na samz Tybaldem.Uczyniono zadość jego żądaniu i drzwi za nim zamknięto.Długo słyszano jeszcze napominania pustelnika, na które Tybaldodpowiadał mocnym głosem: Tak jest, mój ojcze, żałuję za grzechy i całą nadzieję pokładam wmiłosierdziu boskim.Wreszcie, gdy wszystko ucichło, otworzono drzwi.Pustelnik znikł,Tybald zaś leżał umarły z krucyfiksem w rękach.Zaledwie skończyłem tę historię, gdy wszedł kabalista i zdawał sięchcieć wyczytać z moich oczu wrażenie, jakiego doświadczyłem.Wprawdzie przygody Tybalda mocno mnie zadziwiły, ale nie chciałemtego pokazać i odszedłem do siebie.Tu znowu zacząłem zagłębiać sięnad własnymi wypadkami i prawie dawać wiarę, że szatany dla złudze-nia mnie ożywiły trupy dwóch wisielców i że kto wie, czy nie jestemdrugim Tybaldem.Zadzwoniono na obiad.Kabalista nie przyszedł do stołu.Wszyscyzdawali się być roztargnionymi, może dlatego, że sam nie mogłem ze-brać myśli.Po obiedzie wróciłem na taras.Cyganie z całym obozem znaczniejuż byli oddalili się od zamku.Niepojęte Cyganki wcale się nie ukaza-ły; tymczasem noc już zapadła i udałem się do mojej komnaty.Długoczekałem na Rebekę, ale tym razem na próżno, i nareszcie usnąłem.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG117DZIEC JEDENASTYRebeka obudziła mnie.Otworzywszy oczy, spostrzegłem pięknąIzraelitkę siedzącą na mym łóżku i trzymającą moją rękę w swych dło-niach. Dzielny Alfonsie  rzekła  chciałeś wczoraj znienacka dostać siędo dwóch Cyganek, ale krata od potoku była zamknięta.Przynoszę ciklucz do niej.Jeżeli i dziś pokażą się pod zamkiem, proszę cię, abyśposzedł za nimi nawet do ich obozu.Zaręczam ci, że uszczęśliwiszmego brata, jeżeli zdołasz donieść mu o nich coś nowego.Co do mnie dodała ze smutkiem  muszę oddalić się.Mój los.moje dziwaczneprzeznaczenie wymagają tego ode mnie.Ach.mój ojcze, dlaczegóż nieuczyniłeś mnie podobną do reszty śmiertelnych? Czuję, że jestem zdol-niejsza kochać w rzeczywistości niż w zwierciadle. Co rozumiesz przez to kochanie w zwierciadle? Nic.nic  przerwała Rebeka  dowiesz się o tym kiedyś.Terazżegnam cię, do widzenia!%7łydówka oddaliła się, mocno wzruszona, ja zaś mimowolnie po-myślałem, że z trudnością potrafi być stała dla dwojga niebiańskichblizniąt, którym była przeznaczona na małżonkę, jak mi to jej bratoświadczył.Wyszedłem na taras; Cyganie daleko już byli odeszli od zamku.Wziąłem książkę z biblioteki, ale nie mogłem długo czytać.Byłem roz-targniony i miałem głowę zaprzątniętą czym innym.Nareszcie danoznać do stołu.Rozmowa, jak zwykle, toczyła się o duchach, widmach iupiorach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •