[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Całe to bogactwo samoobjawienia się Boga.zostało w jakiś sposób w islamie odsunięte na bok.Nie ma całego dramatu odkupienia" (PPN 82 i nast.).Wobec takiego deprecjonowania innych jest już prostą oczywistością, że "Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte" (PPN 75).Wszak byłoby z jego strony głupotą, gdyby śmiał odrzucać to, co prawdziwe.A jednak był przez całe stulecia tak ślepy, że tego nie dostrzegał i tak morderczo głupi, że to prześladował.Uderzający jest fakt, że tak wielu wciąż jeszcze nabiera się na pozbawioną samokrytycyzmu argumentację Papieża.Jakże oceniać tych polityków i mówców wyborczych, tak ochoczo przyznających "ostateczne wartości" Papieżowi, Kościołowi, chrześcijaństwu, religii? Czy oni naprawdę żyją, przynajmniej w okresie kampanii wyborczej, w średniowieczu? Czy w ogóle nie dotarła do nich od dawna prowadzona dyskusja o możliwości bezwyznaniowego, niereligijnego uzasadnienia etyki i moralności? Czy Hume, Kant, Schopenhauer to chińszczyzna, której nigdy nie mieli w ręku? Tacy mówcy powinni raz wreszcie uzasadnić, dlaczego w tak ważnej kwestii dają pierwszeństwo akurat Wojtyle.Nawet i pozornie krzepiące słowa, które Papież wygłasza do ludzi i Kościołów, nie mogą zmienić opinii o jego anachronicznym systemie.Brzmią one - umyślnie czy nieumyślnie - jak oznajmienia z pozycji siły, która ze swoimi "przedostatnimi wartościami" od czasu do czasu nachyla się współczująco do ludzi (PPN 82-S7).Wojtyła zresztą spaliłby się, gdyby innym Kościołom, niż własny, przyznawał pełną prawdę o Chrystusie.Skoro już traktuje Rzym jako centrum Kościoła powszechnego, skoro przedstawia swój Kościół jako instytucję założoną przez historycznego Jezusa i przypisuje mu ducha Bożego jako gwaranta wierności, nie może z drugiej strony tamtych wspólnot religijnych, którym odmówiono podobnie zinstytucjonalizowanej darowizny, uznawać za równorzędne Kościoły, nie mówiąc już o religiach niechrześcijańskich.I nie robi tego Wojtyła w żadnym miejscu.Po prostu uważa się za pasterza jedynego Kościoła powszechnego.Urząd pasterski, o którym mówi, z pewnością nie oznacza tylko "priorytetu miłości", jak to wyraził ówczesny przewodniczący rady EKD (Kościoła Ewangelickiego w Niemczech) biskup hanowerski Eduard Lohse na spotkaniu rady EKD z Papieżem 17 listopada 1980.Wszak hierarchia rzymska po dzień dzisiejszy nie godzi się z przyznaniem papiestwu po prostu priorytetu miłości albo czci w Kościele powszechnym.W pojęciu Rzymu być pasterzem to nieporównanie więcej.Oznacza to nie co innego niż rządy, jurysdykcję, najwyższą władzę nauczycielską, kapłańską i wykonawczą.Całkiem spora władza, nieprawdaż?Historia tych męskich rządów nad ludźmi tyle razy jednak odchodziła od wymaganej - i gadatliwie zaprzysięganej - miłości między chrześcijanami, że nie wydaje się niestosowna uwaga biskupa Lohsego, zwrócona do Papieża, o pierwotnym pragnieniu reformacji: "Przybywa Pan do kraju reformacji, która chciała nawoływać chrześcijaństwo do odnowy i zwrotu ku początkom, aby całe życie chrześcijan było codzienną pokutą.Nie inaczej niż z tym nastawieniem, które opisał był Marcin Luter, wolno nam i możemy się z Panem dzisiaj spotykać."Jednakże Papież potraktował tę chęć tylko marginesowo i zbył ogólnikowymi cytatami z Biblii konkretyzacje, które oznaczałyby jakiś postęp: "W szkole apostoła narodów Pawła uświadamia się nam, że wszyscy potrzebujemy zwrotu.Nie ma życia chrześcijańskiego bez pokuty i nie ma prawdziwego ekumenizmu bez wewnętrznego nawrócenia się." (Por.też PPN 119.)W tych pięknych słowach nie ma mowy o jakimś brzemiennym w skutki zwrocie ze strony Rzymu.Nie zdobyto się nawet na konsekwentne przyznanie winy.Ten Kościół, który nakłania miliony ludzi do spowiedzi, pokuty, skruchy, naprawiania win, bodajże zna te pojęcia jedynie wówczas, gdy odnoszą się one do innych (PPN 118), ale nigdy do siebie samego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •