[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wybuchnęła spazmatycznym łkaniem, wstała niezgrabnie z krzesła i wyszła tylnymi drzwiami z domu, by wypłakać się w samotności.Objęła się mocno ramionami - niewielka pociecha, ale lepsza niż żadna - i spojrzała przez łzy na zamazany, poczwórny sierp księżyca.Wszystko się zmieniło, a stało się to z szybkością cyklonu.Syn nienawidził jej, widziała to w jego twarzy.Nie był to napad złego humoru, chwilowy żal ani przejściowy wybryk niedojrzałej dorosłości.On po prostu jej nienawidził, a przecież nie tak miało być między nią a jej ukochanym chłopcem.Zupełnie nie tak.Stała na progu i płakała tak długo, że łzy zdążyły utorować sobie na jej policzkach ścieżki i płynęły szybko jedna za drugą, pochlipywania zaś zamieniły się w okazjonalne, urwane westchnienia.Nocny chłód kąsał jej gołe nogi i przedzierał się bez trudu przez cienką podomkę.Wróciła do domu i weszła na górę.Prawie minutę stała niezdecydo­wanie przed drzwiami pokoju Arniego, zanim nacisnęła klamkę i weszła do środka.Zasnął w spodniach na nie zasłanym łóżku.Wyglądał nie tyle na pogrążonego we śnie, co raczej na nieprzytomnego, jego twarz zaś wydawała się nieprawdopodobnie stara.Obserwując go w przy­ćmionym świetle wpadającym z korytarza przez uchylone drzwi, odniosła przez chwilę wrażenie, iż ma mocno przerzedzone włosy, uchylone usta zaś są zupełnie pozbawione zębów.Z jej gardła wydobył się rozpaczliwy skrzek i nie zastanawiając się pobiegła do niego.Z bliska przekonała się jednak, że to on, Arnie, i że złudzenie wywołane było przez słabe oświetlenie i jej pobudzoną ostatnimi przeżyciami wyobraźnię.Zauważyła, że nastawił budzenie na 4.30; przemknęła jej myśl, czy nie powinna wyłączyć brzęczyka i nawet wyciągnęła już rękę, ale okazało się, że nie jest w stanie tego zrobić.Poszła do swojej sypialni, usiadła przy stoliku i wzięła do ręki słuchawkę.Trzymała ją przez dłuższy czas, zastanawiając się głęboko.Jeżeli zadzwoni do Mike’a w środku nocy, gotów jeszcze pomyśleć, że.Że stało się coś okropnego?Zachichotała mimowolnie.Przecież się stało, prawda? I działo się w dalszym ciągu.Wykręciła numer Ramada Inn w Kansas City, gdzie zatrzymał się jej mąż, zdając sobie niejasno sprawę z tego, że po raz pierwszy od chwili, kiedy przed dwudziestu siedmiu laty opuściła na zawsze ponury dwupiętrowy dom w Rocksburgu, wzywa kogoś na pomoc.28.LEIGH SKŁADA WIZYTĘNie chciałbym robić zbytniego rejwachu,Ale czy opchniesz mi swój magiczny autobus, brachu?Zwisa mi, ile za niego zabulę,Ale koniecznie muszę odwiedzić moją brzydulę.Muszę go mieć.Muszę go mieć.Muszę go mieć.(Nic z tego, koleś.Cześć).The WhoPrzez większą część opowieści udało jej się przebrnąć bez problemów.Siedziała ze ściśniętymi mocno kolanami na jednym z dwóch krzeseł przeznaczonych dla gości, ubrana w ładny różno­kolorowy wełniany sweter i brązową sztruksową spódniczkę.Roz­płakała się dopiero pod sam koniec i nie mogła znaleźć chusteczki.Dennis Guilder wręczył jej pudełko jednorazówek stojące na szafce przy łóżku.- Uspokój się, Leigh - powiedział.- Ja.uuu-uuu.Nie mogę! Od tamtej pory ani razu mnie nie odwiedził.W szkole wygląda na okropnie zmęczonego.A ty powiedziałeś, że tutaj też nie był.- Przyjdzie, jak będzie mnie potrzebował - odparł Dennis.- Idiotyczne, zarozumiałe samcze pieprzenie! - prychnęła, po czym raptownie umilkła, w komiczny sposób zdumiona tym, co powiedziała.Łzy wyżłobiły sobie kręte ścieżki w jej dyskretnym makijażu.Leigh i Dennis przez chwilę spoglądali na siebie bez słowa, po czym parsknęli śmiechem.Był to jednak bardzo krótki śmiech, a w dodatku niezupełnie szczery.- Rozmawiał z nim Motopaszcza? - zapytał Dennis.- Kto?- Motopaszcza.Tak Lenny Barongg nazwał pana Vickersa, tego od poradnictwa.- Aha.Tak, chyba tak.W każdym razie przedwczoraj wezwali go tam, ale nic mi potem nie powiedział, a ja nie miałam odwagi, żeby go zapytać.W ogóle nic nie mówi.Zrobił się bardzo dziwny.Dennis skinął głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •