[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wewnątrz był.dywan.A raczej dywanik, ale i tak było to dziwne znalezi-sko w kabinie ciężarówki.Pełno na nim było papierków po cukierkach, opako-wań po batonikach i innych śmieci.Nieco dalej z brudnych i tłustych otworóww podłodze wystawały trzy podobne do pedałów masywne przedmioty.W spo-rej odległości było siedzenie, a przed nim, wysoko, wielkie koło puste w środku.Jego umiejscowienie było nawet logiczne, biorąc pod uwagę, jak ciężarówką rzu-cało  człowiek w kabinie też musiał się czegoś trzymać.97  Angalo?!  zawołał cicho Masklin.Odpowiedzi nie było.Zaczął wiec zaglądać w różne zakamarki i przetrząsać śmieci.Prawie zrezy-gnował, gdy w stercie śmieci pod siedzeniem znalazł coś, co dla człowieka byłobykolejnym śmieciem.W rzeczywistości była to kurtka Angala.Sama zaś sterta przy odrobinie wyobrazni wyglądała, jakby ktoś umościł sobiew niej legowisko.Masklin przetrząsnął ją dokładniej i znalazł papier, w który zawinięte byłykanapki Angala.Nie mając nic więcej do szukania w kabinie, wziął kurtkę i wydostał się podciężarówkę, gdzie czekał tuzin nomów.Pokazał im kurtkę i wzruszył wymownieramionami. Nic więcej  oznajmił ponuro. Był tam, ale go nie ma. Co mu się mogło przytrafić?  spytał jeden ze starszych nomów. Mógł go zmiażdżyć deszcz  odezwał się z tyłu ktoś ponuro. Alboporwać wiatr. Racja, na zewnątrz mogą być okropne rzeczy  przytaknął ktoś inny. Nie! To znaczy tak, na zewnątrz są okropne rzeczy. zaczął Masklin. Aha  westchnęli pozostali..ale nie o to chodzi.Miał nie wychodzić z kabiny, a tam był zupełniebezpieczny.Mówiłem mu, żeby nie ruszał się z. Masklin zamilkł, uświada-miając sobie, że wokół jest nienaturalnie cicho.I że pozostali nie patrzą na niego,tylko na coś za jego plecami.Odwrócił się powoli.Stał tam książę de Pasmanterii otoczony przez sporą część swojej straży.Ksią-żę spoglądał na niego tak, jak Masklin zazwyczaj spoglądał na martwego szczura,po czym bez słowa wyciągnął rękę.Masklin podał mu kurtkę, którą tamten zacząłoglądać na wszystkie strony, jakby widział ją pierwszy raz w życiu.Cisza stawała się coraz cichsza, aż w końcu zaczęła wibrować. Zabroniłem mu jechać  powiedział niespodziewanie miękko książę.Mówiłem mu, że to niebezpieczne, co było głupotą z mojej strony, bo tylko bar-dziej się uparł.I co?Pytanie skierowane było do Masklina. ?  zareagował Masklin. Czy mój syn jeszcze żyje? Całkiem możliwe.Prawdę mówiąc, nie ma powodu, by nie żył.Książę lekko skinął głową.Potem popatrzył na ciężarówkę, na swoją straż,a w końcu na Masklina, który z trudem przełknął ślinę. Te rzeczy wyjeżdżają na zewnątrz, tak?  spytał. Cały czas  potwierdził Masklin.Książę ni to pisnął, ni to chrząknął, po czy powiedział:98  Na zewnątrz nic nie ma! Wiem o tym, ale mój syn wiedział coś innego.Tyjesteś przekonany, że powinniśmy wyjść na zewnątrz.Czy wtedy zobaczę syna?Masklin, zaskoczony, przyjrzał mu się uważniej i przy tej okazji spojrzałw oczy starego noma.Wyglądały niczym para nie dogotowanych jajek, co muprzypomniało, jakiej wielkości jest wszystko na zewnątrz, a jaki jest nom.A po-tem pomyślał, że przywódca powinien wiedzieć, co należy, o prawdzie i szczero-ści, i o tym, kiedy je rozróżniać.Szansa na znalezienie Angala była mniejsza niżna to, że Sklep jako całość rozwinie skrzydła i odleci, za to prawda. To możliwe  powiedział, czując się podle, ale przecież było to możliwe. Dobrze. Mina księcia nie zmieniła się ani odrobinkę. Czego potrze-bujesz? Co?!  Masklinowi opadła szczęka. Pytałem, czego potrzebujesz? %7łeby zmusić ciężarówkę do wyjechania nazewnątrz. No.teraz to najbardziej potrzebujemy ochotników. Ilu?Masklin zastanowił się błyskawicznie. Pięćdziesięciu?  zaproponował. Będziesz ich miał. Ale. zaczął Masklin i umilkł: wyraz twarzy księcia właśnie się zmieniłna zwyczajowy, czyli zły. Lepiej niech ci się uda!  syknął książę, odwrócił się na pięcie i odszedł.Tego wieczoru zjawiło się pięćdziesięciu de Pasmanterii, wytrzeszczając oczyna garaż i potykając się prawie o własne opadłe ze zdumienia szczęki.Gurderprotestował, ale Masklin zagonił wszystkich, którzy sprawiali choćby wrażenierozgarniętych, do nauki czytania. Jest ich za dużo!  jęknął Gurder. Poza tym to zwykli strażnicy, nalitość Arnolda Brosa (zał.1905). Sądziłem, że się zacznie targować i stanie na dwudziestu pięciu  przyznałMasklin. Ale i tak coś mi się widzi, że niedługo będziemy potrzebować ichwszystkich.Czytanie nie szło tak, jak się spodziewał  owszem, w książkach była ma-sa użytecznych rzeczy, ale znalezienie ich wśród rozmaitych dziwactw było na-prawdę ciężką pracą.A dziwactw było co niemiara.Na przykład dziewczynkaw króliczej norze.Naturalnie ją także znalazł Vinto..no i wpadła do tej nory, i tam był biały królik z zegarkiem.A potem zna-lazła taką małą buteleczkę i gdy wypiła jej zawartość, zrobiła się duża, naprawdęduża, a potem inną, po której znowu zrobiła się naprawdę mała  relacjonowałVinto z wypiekami na twarzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •