[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.? Pilnował forsy.Prababcia zubożała nieco później.Ciekawa rzecz, skąd, u licha, wzięła jeszcze mienie dla babci Ludwiki.? Starczyło w końcu tego mienia na nasze mieszkania, a i dziś babcia biedy nie cierpi.Boże jedyny, ci nasi przodkowie musieli być cholernie bogaci!Zostawiłam przodków na marginesie i przeczyta­łam następną epistołę, dość krótką, ale za to komplet­ną, w której pra-prababka Justyna donosiła swojej matce o zaręczynach z lordem Blackhillem, którego wszak droga mamusia doskonale zna, bo spotykały go w Nicei i chyba nie ma nic przeciwko temu, a bab­cia również pozwala.Miała straszne przeżycia, za­nim przyjechała do Anglii, zdenerwowała się okrop­nie trucizną w sokołach, ale to się już wyjaśniło i wszystko opowie osobiście przy najbliższej okazji.No i masz, znów sokoły.!Zaraz, jej babcia to kto.? A, ta od Ludwika, Kle­mentyna de domo Dębska.Wariactwa dostanę z pew­nością przez tę mieszaninę pokoleń!Ogólnie jednak Krystyna miała rację, zgadzało się jak w banku.Ten jakiś wielki diament istniał i ta­jemniczo przepadł, a otóż właśnie nie wiadomo, czy przepadł, bo prababka Karolina wyraźnie usiłowała nas przekonać w tych dziwnych początkach listu, że nic podobnego, wcale nie przepadł, tylko jest.Ra­tunku.W każdym razie wyraźnie widać, że przepa­danie rozpoczęło się w Anglii i tam tkwią korzenie całej imprezy.Czy nie z tej przyczyny prababcia zaparła się przy bibliotece? W końcu tam właśnie, wśród książek, znalazłyśmy pierwszą, bezcenną informację.Zioła mogły stanowić tylko pretekst.Zniecierpliwiona do szaleństwa, doczekałam jed­nak samodzielnego obudzenia się Krystyny, bo i tak, niewyspana, byłaby do niczego.Samodzielne obu­dzenie się nastąpiło o jedenastej wieczorem.- No i co? - spytała z zainteresowaniem, sia­dając do kolacji, którą służba, w postaci Gastona i Pierette, celebrowała z wyraźnym upodobaniem.Widocznie bez grymasów państwa nudziło się im śmiertelnie.- Ile miałaś tych wniosków? - spytałam wzajem­nie.- Jeden czy więcej? Bo ja mam dwa.- No proszę, ja też dwa.Ale jeden jest prosty, a z drugiego jestem bardzo dumna i tylko ten liczę.No? Co ci wyszło?- Po kolei.Primo.daj tę cytrynę, nie chroń jej przede mną, cytryny stanowią tu produkt pospoli­ty.Zastanawiałam się, skąd w Polsce list, który poszedł do Anglii.Oni żadnych listów nie wyrzuca­li, przechowywali wszystkie jak leci.Przypuszczam, że pradziadek umarł, obojętnie gdzie, byle nie w Noirmont.- Bo co?- Bo w Noirmont zostałyby w Noirmont.Tak sądzę.Umarł gdzie indziej, a jego papiery wysłano do rodzinnego gniazda, chyba do wnuczki, do Przylesia.Istnieje możliwość, że gdziekolwiek jechał, woził wszystko ze sobą, ale głównie siedział w tej Anglii, zapewne miał tam jakiś dom.Do kraju nie wrócił, więc w grę wchodzi przesyłka, cała kores­pondencja i wszelkie dokumenty pojechały do Przylesia.- No więc! - wykrzyknęła Krystyna z triumfem i machnęła widelcem, z którego zleciał jej kawałek królika w sosie koperkowym, Wpadł, na szczęście, do salaterki z sałatą, nie tykając obrusa.- Też to wymyśliłam! Chociaż mam wrażenie, że Przylesie to nie po tamtym pradziadku.Ale rodzina.I z tego wniosku jestem szalenie dumna, bo nie moja dziedzina i o historii gówno wiem.Z tym że myślałam, że przyjechał i przywiózł to ze sobą, właśnie tak, jak mówisz.Dlaczego uważasz, że do kraju nie wrócił?- Bo był powstańcem styczniowym.Jak tylko wrócę, pogrzebię u Kacperskich, może coś się tam znajdzie.Intryguje mnie, jakim cudem ocalili mają­tek, jego córka, pra-pra.czekaj, muszę liczyć na palcach, pra-pra-pra-prababka Klementyna miała posag, co wynika z intercyzy ślubnej.- Skąd wiesz?- Widziałam intercyzę.Znalazłam tu rodzinne dokumenty, fantazja, możesz sobie też poczytać, jak będziesz chciała.Jej tatuś siedział w Anglii, ulic tam chyba nie zamiatał, po pierwszej wojnie światowej jeszcze mieli co tracić, a nawet po drugiej im trochę zostało.A powstańcom styczniowym skonfiskowali całe mienie.Pradziadek był emigrant, jeśli za wielką łapówę nie załatwił sobie amnestii, a ta Anglia wska­zuje, że nie załatwił, nie mógł przyjechać, bo kibitka już na niego czekała.Papiery po nim jednakże mogli przysłać, uczciwy notariusz takie rzeczy załat­wiał.- No dobrze, rozumiem.Chcesz wina?- Pewnie, że chcę.Jak ci się ono widzi?- Znakomite.Co to jest?- Nasze własne z siedemdziesiątego drugiego ro­ku.Był to najlepszy rok na wina, trochę nam zostało i wycyganiłam flachę od Gastona.Żeby nas uczcić.- Bardzo praktyczną wiedzę zyskałaś z tych do­kumentów rodzinnych - pochwaliła Kryśka, oglą­dając butelkę.- Może ja też poczytam.No, wal dalej.Ten drugi wniosek?- Zdaje się, że nie ma siły, trzeba jechać do An­glii.- Właśnie.Samo się nasuwa.Przelałam na kartę kredytową całą resztę pieniędzy, bo byłam pewna, że też na to wpadniesz.Znalazłaś tu coś jeszcze?- Owszem - powiedziałam jadowicie.- Sokoły.Kryśka o mało nie wylała wina na siebie.- No wiesz.! Ona, któraś tam prababka, zdener­wowała się trucizną w sokołach! Ja się tej lektury nauczyłam na pamięć! Co to znaczy?Wzruszyłam ramionami i przysunęłam sobie ma­rynowane oliwki.- Duch Święty jestem? Już próbowałam się po­pytać, bez rezultatu.Powiedziałam jej wszystko, co odkryłam przez czas jej nieobecności, i nic nam z tego, w kwestii sokołów, nie wynikło.Snując rozmaite przypuszcze­nia, co jedno to głupsze, skończyłyśmy kolację i na dalszy ciąg rozważań udałyśmy się do gabinetu.Ze­brałyśmy do kupy całą uzyskaną wiedzę o diamencie.- Wreszcie rozumiem prababcię - oznajmiła Kryśka.- Diament ma być podwójny, a nas jest dwie.Bliźniaczki.Pewnie omen [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •