[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślał, że gdyby chciał do niej dołączyć, pewnie oszalałby na dobre.Tesla zrozumiała naraz wiele rzeczy - choćby atmosferę oczekiwania, którą za każdym razem odczuwała w Pętli, zwłaszcza gdy sunęła przez tamto miasto.W cyklu filmów dokumentalnych poświęconych Oppenheimerowi widziała kiedyś film pokazujący wybuch atomowy i zniszczenie owego miasta.Domy i sklepy, które tak ją zastanawiały, zbudowano wyłącznie po to, by je obrócić w perzynę, ażeby konstruktorzy bomby mogli się przyjrzeć następstwom gniewu swojego dziecięcia.Nic dziwnego, że Tesla patrzyła na tę miejscowość jak na plan filmu o dinozaurach.Jej instynkt filmowca skupił się na przycisku, który miał spowodować wybuch.To miasto naprawdę czekało na swój dzień sądu ostatecznego.Myliła się tylko co do potwora.Czy Kissoon znalazłby lepsze miejsce, by zatrzeć ślady swej zbrodni? Pożoga wybuchu spali zwłoki na popiół.Tesla wyobraziła sobie perwersyjną przyjemność, z jaką Kissoon snuł plany tego wymyślnego spektaklu, świadom, że obłok, który zabił członków Szkoły, Jest jedną z niezatartych wizji obecnego wieku.A jednak go przechytrzono.Schwytany w Pętlę przez Mary Murales, nie mógł się stamtąd ruszyć do czasu, aż znajdzie jakieś ciało, w którym będzie mógł wydostać się z matni; do tego czasu wstrzymywał moment detonacji siłą woli.Żył jak ktoś, kto własnym palcem zatyka przeciek w tamie; wie, że gdy tego zaniecha, pochłonie go żywioł.Nic dziwnego, że tak się zmieszał na dźwięk słowa "Trinity".W tym słowie zawierał się cały jego strach.Czy można było posłużyć się tymi faktami w walce przeciw Iadom? Kiedy szła do willi, przyszedł jej nagle do głowy pewien dziwaczny pomysł; nie obejdzie się Jednak bez pomocy Jaffe'a.Trudno jej było myśleć logicznie wobec tego szamba, przelewającego się przez krawędź czeluści, ale już nieraz musiała stawić czoła agresji i potrafiła sobie radzić z najbardziej niebezpiecznymi napastnikami, poczynając od producentów filmowych, a na szamanach kończąc.Ale ta agresja nasilała się, im bliżej podchodzili lad.Wolała nie myśleć o potędze ich zepsucia, widząc, że już teraz najmniejsza zapowiedź ich nadejścia może tak znacznie odmienić psychikę człowieka.Próbując odgadnąć naturę tej agresji, ani razu nie brała pod uwagę możliwości, że mogliby się posłużyć szaleństwem jako bronią.A może tak właśnie było.Wprawdzie Tesla mogła przez jakiś czas opierać się zalewowi tej ohydy, ale wiedziała, że podda się, prędzej czy później.Umysł żadnego człowieka nie mógłby bez końca opierać się podobnej agresji, i, osaczony przez bezmiar okropności, mógłby najwyżej szukać ucieczki w obłędzie.Iad Uroboros będą panować nad planetą szaleńców.Wszystko wskazywało na to, że Jaffe'a niewiele już dzieliło od ostatecznego załamania psychicznego.Tesla zastała go w drzwiach pokoju, w którym uprawiał Sztukę.Wnętrze pokoju było już całkowicie zdominowane przez potęgę bijącą od czeluści.Zaglądając przez drzwi, Tesla po raz pierwszy naprawdę zrozumiała, dlaczego Quiddity zwano morzem.O brzeg Kosmosu biły fale ciemnej potęgi, przypływ przelewał się przez krawędzie czeluści.Głębiej mignęły Tesli jakieś inne kształty - widziała Je tylko przez chwilę.Jaffe wspomniał przedtem o kroczących górach i pchłach.Jednak gdy Tesla próbowała wyobrazić sobie agresorów, jej umysł wyszukał inny obraz, to były olbrzymy.Żywe koszmary dręczące ją od najwcześniejszych lat.Jeszcze w latach jej dzieciństwa zdarzało się nieraz, że przybierały twarze jej rodziców, z czego psychoanalityk Tesli wyciągał daleko idące wnioski.Ale te olbrzymy były innego rodzaju.Nawet jeśli miały twarze - o czym wątpiła - w niczym nie przypominały rodziców, a z pewnością nie były troskliwymi rodzicami.- Widzi ich pani? - zapytał Jaffe.- Owszem.Znów zapytał, tym razem wysokim głosem, jakiego nigdy u niego nie słyszała.- Widzisz ich, tatku?- Tatku? - powtórzyła zdziwiona.- Nie boję się, tatku - dobiegło z ust Jaffe'a.- Nic mi nie zrobią.Jestem Chłopcem Śmierci.Teraz rozumiała.Jaffe nie tylko patrzył oczyma.Tommy-Raya, ale także mówił głosem tego chłopca.- Jaffe! - zawołała.- Niech pan posłucha! Potrzebuję pańskiej pomocy! Jaffe!Ponieważ nie odpowiadał, podeszła do niego i, starannie unikając widoku czeluści, poczęła go ciągnąć za podartą koszulę w stronę drzwi.- Randolph! - wołała.- Pan musi się do mnie odezwać!Uśmiechnął się szeroko.Był to uśmiech kalifornijskiego księcia - olśniewający, białozębny; zupełnie nie pasował do tej twarzy.Puściła go.- Pociechy to ja z ciebie nie będę miała.Tym razem nie miała czasu, by namawiać go do powrotu z przygody, w którą puścił się wraz z Tommy-Rayem.Będzie musiała bez jego pomocy doprowadzić do końca plan, który sama obmyśliła.Plan równie prosty w zamyśle, co wściekle trudny (jak się domyślała) w realizacji, o ile w ogóle wykonalny.Nie miała innego wyboru.Nie była wielkim szamanem.Nie umiała zamknąć czeluści.Ale mogła ją przesunąć.Już dwukrotnie dowiodła, że jest w stanie wstąpić do Pętli, a potem z niej wyjść.Zredukować siebie (i innych) do czystej myśli i przenieść ich do Trinity [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •