[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pojawiły się na scenie zbyt wcześnie.Braku ich nigdy się nie odczuje, ponieważ już istnieją, nie spętane prądami, łatwo dostępne, wspaniałe i odludne, gotowe przyjąć i ugościć największe z okrętów pływających po morzu.Te doki są godne najstarszego z rzecznych portów świata.W gruncie rzeczy mimo wszystkich krytyk, z jakimi się spotykają spółki dokowe, reszta doków nad Tamizą nie przynosi ujmy miastu o ludności liczniejszej niż ludność niektórych krajów.Rozrost Londynu jako dobrze zaopatrzonego portu odbywał się powoli, choć był godzien wielkiej stolicy— wielkiego rozdzielczego ośrodka.Nie trzeba zapominać, że Londyn nie posiada zaplecza o wielkich przemysłowych okręgach czy obszernych polach do naturalnej eksploatacji.Różni się tym od Liverpoolu, Cardiffu, od Newcastle czy Glasgow; i w tej samej mierze Tamiza różni się od Mersey, Tyne lub Clyde.Jest to rzeka historyczna i pełna romantyzmu, płynąca przez ośrodek wielkich spraw; wbrew wszelkim krytykom odnoszącym się do administracji Tamizy twierdzę, że rozwój tej rzeki odpowiada jej godności.Przez długi czas sama rzeka mogła obsłużyć zupełnie swobodnie handel zamorski i przybrzeżny.Działo się to w czasach, kiedy na odcinku zwanym The Pool, nieco poniżej London Bridge, statki zacumowane dziobem i rufą wśród najsilniejszego prądu tworzyły zwartą masę, niby wyspę pokrytą lasem chuderlawych, bezlistnych drzew; a gdy handel się rozrósł i rzeka nie mogła mu już podołać, pojawiły się St.Katherine’s Docks i London Docks, wspaniałe przedsiębiorstwa odpowiadające potrzebom czasu.To samo można powiedzieć o innych sztucznych jeziorach pełnych statków, co dążą tam i z powrotem tym wielkim szlakiem wiodącym do wszystkich części świata.Praca na brytyjskim szlaku wodnym przechodzi z pokolenia na pokolenie, trwa dzień i noc.Nic nie wstrzymuje nigdy jej bezsennej pilności prócz pojawienia się gęstej mgły, która obleka tętniącą życiem rzekę w szatę nieprzeniknionej ciszy.Wówczas wszelki ruch, wszelkie dźwięki ustają stopniowo na wiernej rzece, słychać tylko uderzenia dzwonów okrętowych, tajemnicze i przytłumione wśród białych oparów, od London Bridge prosto w dół aż do Norę, dźwięczące coraz ciszej na przestrzeni wielu mil, aż wreszcie rzeka rozszerza się w Morze Północne, a zakotwiczone statki stoją rozsiane z rzadka w bezpiecznych przesmykach między ławicami piasku u ujścia Tamizy.W ciągu długiej i przesławnej opowieści o latach znojnej służby rzeki u narodu są to jedyne jej chwile wytchnienia.W niewoliXXXIIIStatek w doku, otoczony nabrzeżami i ścianami składnic, wygląda jak więzień rozmyślający o swobodzie, jak pogrążony w smutku wolny duch, któremu narzucono niewolę.Łańcuch i tęgie liny trzymają go na uwięzi u kamiennych pachołków przy krawędzi zabrukowanego brzegu, a dokmistrz z mosiężnymi.guzikami u kurtki snuje się niby ogorzały od wichrów więzienny stróż rzucając zazdrosne, czujne spojrzenia na cumy więżące bierny statek, cichy i bezpieczny, jakby pogrążony w głębokim żalu za dniami wolności i niebezpieczeństw na morzu.Rój renegatów — nadzorców portowych, dokmistrzów, odźwiernych śluz i tym podobnych — zdaje się żywić wiele wątpliwości co do rezygnacji uwięzionego statku.Nie ma takiej ilości łańcuchów i lin, która by zaspokoiła ich troskę o bezpieczne przykucie wolnych statków do silnej, błotnistej, ujarzmionej ziemi.„Niech pan wzmocni cumę na rufie”, oto słowa zwykłe na ich ustach.Piętnuję ich jako renegatów, gdyż po większej części byli swego czasu marynarzami.Zdawałoby się, że kalectwa przywiązane do starości — siwe włosy, zmarszczki koło oczu, węzły żył na rękach — są oznakami moralnego zatrucia, bo ci stróże narzuceni okrętom skradają się po nabrzeżach, jakby rozkoszowali się skrycie zgnębieniem szlachetnych więźniów.Trzeba im więcej odbijaezy, więcej cum; trzeba im więcej szpringów, więcej szakli, więcej kajdan; chcieliby, aby statki o lotnych duszach stały się równie nieruchome jak kwadratowe bloki kamienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •