[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uratowała ojca? Ja twierdzę, że go zgubiła.Tak długo był szczęśliwy, jak długo nie wiedział, co się dzieje na świecie.Śmiał się przynajmniej, a teraz będzie płakał.Nie rozumiał, co do niego mówią i słuchał godzinami, a teraz ucieka, zaledwie słowo posłyszy! Czemu się śmiejesz? Co cię tak bawi?- Nic, nic.- Więc się nie śmiej z cudzej krzywdy! Miałam przynajmniej jakieś zajęcie, a teraz co? Co ja będę robiła? Muszę się zawsze kimś opiekować, bo nie mogę tego znieść, że ludzie tak głupio żyją, a ten Bzowski już szuka mieszkania.Naradzają się z Basią, a ja nie wierna nad czym, choć Marcysia podsłuchuje pod drzwiami, ale baba głucha jest już jak pień.A niechby sobie szukała ale on zabierze Basie!- Pewnie, że zabierze.- Dobrze, dobrze, niech zabierze.Zgubi dziewczynę! Geografii będzie ją nauczał, i on, i ten drugi pomylony, ten wasz profesor.Geografia jej potrzebne jak chłopu zegarek.Mąż jej będzie potrzebny, nie geografia.Z tym wszystkim co ja będę robiła?- Niech babcia zabierze się do moich książek!Pani Tańska spojrzała ponuro:- Tego się nie doczekasz.Ktoś musi być w rodzinie, co ma wszystkie klepki w porządku.Nie zaspokojone swoje pragnienie, aby się zawsze kimś opiekować, skierowała w stronę małego Tadzia, dorodnego młodziana, syna Olszowskich, z czego wynikały srogie awantury.Babcia uparła się, że chłopaczek jest mizerny i stanąwszy nad nim jak kat nad skazańcom, wydawała rozkaz:- Chłopiec musi być głodny.Tadziu, zjedz dwa jajka!Tadzio bladł na samą myśl o tym, a pani Olszowska wołała:- Ależ, babciu, na nim ubranie pęka.- Niech pęka, a odżywiać się musi.Ja w jego wieku wypijałam dziesięć jajek na surowo!Szybko jednak zapominała o wygłodniałym szkielecie, opasłym Tadziu, bo zajęły ją dwa nadzwyczajne zdarzenia: Bzowski wyprowadzał się, a Szot się żenił.Pierwszej katastrofie nie mogła zapobiec, drugą starała się zniweczyć.- Bałwan pan jest! - krzyczała podczas niedzielnego obiadu.- Za co się pan będzie żenił? Za aktorskie pieniądze utrzyma pan żonę? Ściany będzie gryzła, nieszczęśliwa kobieta.A zresztą niech gryzie, skoro taka jest głupia, że wychodzi za pana.Ja bym za takiego jak pan ananasa nie wyszła, choćby nas było tylko dwoje na świecie.Wciąż się pan tylko śmieje jak dziedzicznie obciążony idiota.Złe tu panu było?- Strasznie, strasznie dobrze! - rzekł Szot rozrzewniony, nie zwracając uwagi na to, że babcia sypie bałwanami i idiotami.- Więc dlaczego pan ucieka? - krzyknęła babcia z wielką pasją.Nagle jakby osłabła i zaczęła mówić smutno: - Co ja warn wszystkim zrobiłam, że tak ode mnie uciekacie? Walicki umarł, chyba mnie na złość, moja wnuczka odeszła do tego pismaka, Basia odchodzi, teraz pan.Czemu to tak?- Wszyscy odchodzą, bo muszą, ale wszyscy kochamy babcię - rzekł Szot.- Muszą.muszą - powtarza pani Tańska.- Niemądre jest życie, jeśli wszyscy muszą wciąż odchodzić.Trudno.Wreszcie i ja stanę dęba i odejdę.Albo nie! Sto lat będę żyła i co mi kto zrobi?- Niech spróbuje! - krzyknął Szot bohaterskim tenorem.Znacznie pocieszyło to panią Tańska, rzekła więc życzliwie:- Przelewać się u was nie będzie, więc pamiętaj, mandrylu, abyś co niedzieli przychodził na obiad z żoną.Jak dawniej! Przyjdziesz?Szot nie odpowiadał, tylko całował jej zgrzybiałe ręce.Nazajutrz odbyło się pożegnanie z Bzowskim i Basią.Bzowski, uzdrowiony przez ten wstrząs, który w nim poruszył zakrzepłą pamięć rzeczy ukochanych, żył - zdawało się - potrójnym życiem, jak gdyby chciał nadrobić zaniedbanie.Poruszał się gorączkowo, mówił wiele, rwał się do jakiejś ciężkiej pracy.Długo mu nie mówiono o straszliwej tragedii jego żony, aby go nowy ból nie pokonał, lecz on sam na tajemnej rozmowie z Basią dowiedział się o wszystkim.Odbył z nią pielgrzymkę na grób, którego darni ze czcią dotknął ustami.Przez długie godziny Basia opowiadała mu o wszystkim.Z początku nie mógł powiązać zdarzeń i mąciła się w jego umyśle ich kolejność; powoli jednak uciszyły się rozruszane wody, wszystko stężało i zaczęło się utrwalać.Bzowski napisał dwa wzruszające listy: jeden do Williamsa, który go uratował, drugi do Dimauriaca.Najtrudniej mu było odtworzyć swoje własne dzieje po katastrofie na górskiej ścieżce.Zdarzenia sprzed lat dziesięciu tańczyły przed jego oczami-jak kłębiące się mgły, lecz nawet te okruchy opowieści, które wygrzebał z samego dna pamięci, były okropne.Zawędrowawszy w nieludzkie pustkowie omdlał z wyczerpania.W jaki sposób znalazł się w brudnej wiosce Jibarów, tego nie wie.Przypomina sobie gromadę czerwonoskórych, rosłych i silnych, niemal nagich, chociaż nielitościwe góry szczuły na nich nocami zimno jak kąśliwego psa.Wyleczyli go z ran, karmili najnędzniejszą strawą, sami nędzarze, i nauczyli rozmaitych robót.Plótł kapelusze, dźwigał ciężary, opiekował się dziećmi.Nachodziły go takie rozpaczliwe chwile, w których jakieś niejasne wspomnienia snuły się mętem przed jego zmartwiałymi oczami, lecz zapominał o nich wkrótce, jak zapomniał własnej mowy i wszystkiego, czym napełniona jest dusza ludzka.- Nauczyłem się poza tym jednej przedziwnej sztuki znanej jedynie temu zagubionemu w górach plemieniu - mówił patrząc jak gdyby w dalekość.- Jakaż to sztuka, tatusiu? - spytała Basia wesoło.- Zmniejszanie ludzkich głów - odrzekł z powagą.- Zmniejszanie.głów? - krzyknęła Basia.- Tak.Ci Indianie umieją przedziwnym sposobem kurczyć głowę zmarłego człowieka do rozmiarów głowy niemowlęcia.Każde europejskie muzeum kupiłoby taką głowę na wagę złota.- To straszne! - zawołała Basia.W tej chwili przypomniała sobie ze zgrozą, że ojciec czynił zagadkowe ruchy dokoła głowy babci Tańskiej jak gdyby ją mierzył.- Doszedłem do wielkiej wprawy - mówił on nie zwróciwszy uwagi na nagłą bladość córki.- Teraz napiszę o tym książkę, która wywoła zdumienie.Ja jeden wśród cywilizowanego świata mogę to uczynić.A wiesz.W tej chwili zaśmiał się serdecznie.- Czemu się tatuś śmieje?- Śmieję się z siebie samego.Czy wiesz, że gdy pierwszy raz ujrzałem babcię Tańską, uroiło mi się, żeby jej głowę poddać tej wesołej operacji.Coś mnie ciągnęło do tej głowy.Biedna babcia nie wiedziała, co jej grozi!Tak mu się wydawało to wesołe, że podczas pożegnalnej kolacji u pani Tańskiej przyznał się do swoich straszliwych zamiarów.- Niech mi droga babcia przebaczy! - dokończył ze śmiechem.- Już mnie to odeszło.- To wielka szkoda - odrzekła pani Tańską ku największemu zdumieniu wszystkich.- Wielka szkoda! Na Sądzie Ostatecznym będzie takie zbiegowisko, że nikt na mnie nie spojrzy, a gdybym się tam zjawiła z malutką główką, zrobiłoby się zamieszanie i cały świat by mnie podziwiał.Bzowski zamieszkał z Basią i wlazł z nieskurczoną swoją głową w gorącą pracę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •