[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale proszę powiedzieć: czy Juarez podpisał dokument w pańskiej obecności?- Tak.- W dalszym jednak ciągu nie rozumiem: Dlaczego napisał ten list?- Osoby, o których wspominałem, błagały go o to.- A więc Zapoteka przypuszcza, że zamierzam uciec?- Nie.On tak nie myśli.Ci jednak, którzy dobrze panu życzą, są przekonani, że to jedyny ratunek dla waszej cesarskiej mości.- Młodzieńcze, niech pan nie zapomina, o kim pan mówi!- Z całym szacunkiem dla najjaśniejszego pana.- W myśl tego pisma - przerwał cesarz - powinienem się oddać pod pańską opiekę, prawda?- Tak.- Jakże mógłbym zawierzyć moje życie tak młodemu człowiekowi?!- Juarez nie ma wątpliwości, że wywiążę się z tej misji.Wasza cesarska mość także może mi całkowicie zaufać.- Nie przyjmuję tej propozycji.Ucieczka byłaby szaleństwem! Niech pan zabierze glejt!Kurt schował dokument do portfela, nie dawał jednak za wygraną.- Uważam za swój obowiązek zwrócić uwagę waszej cesarskiej mości - powiedział - że to ostatnia rzecz, jaką Benito Juarez może zrobić dla pana.- Nie chcę mieć wobec niego żadnych długów wdzięczności.- Pozwalam sobie dodać, że został zawiązany spisek, który ma na celu obalenie Juareza.Pan będzie narzędziem.Zmuszą Zapotekę do zamordowania waszej cesarskiej mości, a następnie usuną go za to.- To brzmi jak bajka!- Taka jest jednak rzeczywistość.Ponieważ Juarez może wydać na waszą cesarską mość wyrok tylko wtedy, gdy wpadnie pan w jego ręce, spiskowcy nie cofną się przed niczym, byle cesarz Maksymilian pozostał w Queretaro!- Skąd pan o tym wie?- Zaraz wyjaśnię.Czy był tu niejaki doktor Hilario z Santa Jaga?- A co to pana obchodzi?- Otóż lekarz jest wykonawcą zleceń przywódców spisku.Jego relacje mijają się z prawdą.- Już rozumiem.Juarez obawia się o swoją prezydenturę - w tonie cesarza znów pojawiła się drwina.- Dlatego nie chce mnie schwytać i nakłania do ucieczki.- Oświadczam pod słowem honoru - Kurt mówił dalej nie zrażony - że Zapoteka napisał ten list w dobrej wierze, przychylając się do próśb kilku osób, w tym moich.Juarez nie prowadzi podwójnej gry, nie cierpi wszelkiego matactwa.Nawet wobec swych wrogów.Jeśli więc zdobył się na ten szlachetny gest, zasługuje chyba na szacunek i uznanie waszej cesarskiej mości i należy mu zaufać.Po tych słowach Kurt skłonił się i wyszedł.Cesarz nawet go nie zapytał, czy pozostanie w Queretaro, czy też opuści miasto.A przecież powinien był zatrzymać człowieka, który wszystko to, co widział w jego kwaterze, mógł wyjawić Juarezowi.Zadufany w sobie, zmarnował lekkomyślnie ostania szansę ratunku.Kurta ogarnęło przygnębienie, nie chciało mu się wracać do venty.Zatopiony w rozmyślaniach, włóczył się po mieście do wieczora.Dopiero z nadejściem mroku dotarł do zajazdu.Mały Andre czekał już na niego z kolacją.- Udało się? - zapytał.- Niestety nie.Cesarz łudzi się jeszcze, że pokona Juareza.- No to rozczaruje się gorzko.O dziewiątej wieczorem, tak jak się umówili, Emilia czekała na gości.Kilka minut przed godziną dziewiątą usłyszała pod drzwiami kroki.Po chwili, nie zapukawszy nawet, ktoś wszedł do pokoju.Obejrzała się zaniepokojona.Przestrach minął, kiedy okazało się, że to major Orbanez.Skłonił się uprzejmie.- Wybacz, seniorito, że przyszedłem bez zapowiedzenia, i to w tak nieelegancki sposób.Ale mam do pani ściśle poufną sprawę.Była dziś pani z generałem Mejią u cesarza.Jego cesarska mość nie mógł jednak z panią rozmawiać ze względu na obecność Miramona i innych osób.Chce więc teraz spotkać się z panią, przedstawić jej pewne plany i dowiedzieć się szczegółów o doktorze Hilariu.- Zaprowadzi mnie pan do cesarza?- Tak.Stosownie do życzenia najjaśniejszego pana wizyta ma się odbyć w tajemnicy.- Spełnienie woli cesarza uważam za mój obowiązek.Muszę jednak przed wyjściem powiedzieć służącej.- Proszę tego nie robić! Nikt nie powinien wiedzieć, dokąd się pani wybiera.- Pan mnie nie zrozumiał, powiem jej tylko, by przekazała gościom, których oczekuję, że wrócę za godzinę.- W porządku! Służąca jest na dole, u gospodyni.Będę na panią czekać przed domem.Kiedy Orbanez wyszedł, Emilia szybko się przebrała.Zbiegła ze schodów i przechodząc przez izbę jadalną zawołała do służącej:- Będę z powrotem za godzinę! Major stał na ulicy.- Jestem do pańskiej dyspozycji - zwróciła się do niego.- Nikt się nie domyśla, dokąd pani idzie?- Nikt.- Chodźmy więc!Emilia nie zdążyła nawet zrobić paru kroków, gdy ktoś chwycił ją mocno z tyłu.- Ratun.W tym momencie zakneblowano jej usta chustką, skrępowano ręce i nogi, a drugą chustkę zawiązano na oczach.Poczuła, że ktoś ją posadził na konia i sam usadowił się za nią, trzymając tak mocno, że nie mogła wykonać najdrobniejszego ruchu.Konie cwałowały czas jakiś po bruku, potem pędziły galopem po wiejskiej drodze.Oddychała z wielką trudnością.Wydawało się jej, że jazda trwa wieki.Nareszcie stanęli.Usunięto jej chustkę z oczu i knebel z ust.Odetchnęła pełną piersią.- Na miłość boską, co wyprawiacie ze mną?! - zawołała oburzona.- Co wam zawiniłam? Musieliście się pomylić, seniores!- O nie! Dobrze wiemy, jakiego schwytaliśmy ptaszka! - odpowiedział z ironicznym uśmiechem ten, który siedział za nią na koniu.- Czego ode mnie chcecie?- Stul pysk! Dowiesz się, gdy nadejdzie odpowiednia pora.Z takimi kobietami jak ty postępuje się bez ceregieli.Dla ciebie stryczek byłby zaszczytem! Dalej pojedziesz sama.Przywiążę cię tylko do konia, żebyś nam nie uciekła! Nie opieraj się, nie próbuj krzyczeć ani żadnych innych sztuczek, bo kulka w łeb!Jechali w milczeniu.Po blisko trzech godzinach zatrzymali się przed ventą, samotnie stojącą przy drodze.Przez okiennice przedostawało się światło.- Zobacz no, Diego - polecił pułkownik Lopez - kto tam jest w środku.Żołnierz zsiadł z konia i zajrzał przez szparę.- Kilku vaquerów, najwyżej pięciu.- Wejdźmy więc i napijmy się czegoś.Babę odwiąż i wprowadź do gospody! A ty - zwrócił się do Emilii - pamiętaj: ani mru, mru!Punktualnie o dziewiątej Kurt i Mały Andre znaleźli się w pobliżu domu Emilii.Nagle usłyszeli wołanie:- Ratun.- Ktoś wzywa pomocy - szepnął Mały Andre.- Chyba kobieta.- Nie dokończyła słowa.Pewno zakneblowano jej usta.- Biegnijmy więc! O, tam, gdzie światło latarek.- Spokojnie, poruczniku! Lepiej podkraść się i przyjrzeć z ukrycia, co się tam dzieje!Starając się iść jak najciszej dotarli do otwartej bramy.Właśnie ruszało spod niej kilku jeźdźców [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •