[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podobno jemu jednemu wolno poruszać” się wedle woli pomiędzy Królestwami Ładu i Chaosu, chociaż nigdy nie słyszałem, by nawiedzał kiedyś Ziemię.Nigdy również nie dotarło do mnie, by ktokolwiek podejrzewał go o aż tak niszczycielskie skłonności.To jedna wielka zagadka.Pewnie bardzo by mu się zresztą spodobała, gdyby wiedział, że się nad nią głowię.- Jeden jest tylko sposób, by dowiedzieć się, o co mu chodzi - uśmiechnął się blado Theleb K’aarna.- Gdyby ktoś poszedł do cytadeli.- Sam sobie idź, czarowniku! - warknął Elryk.-- Może nie cenię przesadnie swego życia, ale na paru rzeczach mi zależy.Na mojej duszy, na przykład!Theleb ruszył dalej, Elryk wciąż jednak nie ruszał się z miejsca.Yishana trwała przy nim.- Wyglądasz na osobliwie zaniepokojonego, Elryku -powiedziała.- Bo to jest niepokojące.Istnieje niebezpieczeństwo, że jeśli weźmiemy się na serio za badanie cytadeli, to wówczas możemy zostać uwikłani w jakiś spór pomiędzy Bało a jego panami, a może nawet i Władcami Ładu.Takie mieszanie się w ich sprawy może skończyć się dla śmiertelników raczej tylko w jeden sposób.Nie należy wchodzić pomiędzy szpady aż tak potężnych szermierzy.- Ale nie możemy też spokojnie stać i patrzeć, jak Bało pustoszy nasze miasta i zagarnia coraz większy obszar Jharkoru!Elryk westchnął, ale nie odpowiedział.- Nie znasz jakichś czarów, by odesłać Bało, skąd przyszedł i załatać dziurę, którą wniknął do naszego wymiaru?- Nawet Melnibonéanin nie może się równać siłą z Władcami Dawnych Światów, a na dodatek moja wiedza to tylko ułamek umiejętności przodków.Moi najważniejsi sojusznicy nie służą ani Ładowi, ani Chaosowi.To pierwiastki ognia, ziemi, powietrza i wody, to ucieleśnienia zwierząt i roślin.Są dobrymi sprzymierzeńcami w normalnej bitwie, ale mały byłby z nich pożytek, gdyby przyszło potykać się z tym diabelskim błaznem.Muszę pomyśleć.Ostatecznie, gdybym przeciwstawił się Bało, może nie wywołałbym gniewu moich patronów.Wzgórza przechodziły powoli w ciągnącą się aż po horyzont trawiastą równinę.Słońce lśniło na czystym niebie, na którym kołowały drapieżne ptaki.W oddali widniała drobna postać czarownika.Właśnie obrócił się w siodle i wołał coś, ale jego słowa nie dolatywały do Elryka.Yishana wyglądała na przygnębioną.Zgarbiła się nieco i z opuszczoną głową skierowała konia w dół, ku Thelebo-wi.Elryk ruszył za nią świadom swego niezdecydowania, jednak niezbyt tym przejęty.Ostatecznie, cóż mogło go to wszystko obchodzić, jeśli.Rozległa się muzyka.Z początku ledwie słyszalna, wypełniona jednak słodyczą.Przywoływała nostalgiczne wspomnienia, obiecywała spokój i jednocześnie nadawała życiu nowy sens.Jeśli nawet dźwięki te płynęły z jakichś instrumentów, to nie były one ziemskie.Elryk poczuł, jak muzyka przyciąga go, skłania, by zawrócił konia.Wiedział już, skąd dobiega i bez trudu oparł się jej czarowi.Yishana jednak najwyraźniej nie była na nią odporna.Z rozpromienioną twarzą obróciła się w miejscu.Usta jej drżały, łzy płynęły z oczu.Elryk słyszał już taką muzykę podczas wędrówek po nieziemskich wymiarach, wiele jej motywów znalazło odbicie w symfoniach starego Melniboné.Yishana jednak znalazła się w niebezpieczeństwie.Ruszyła już z powrotem, mijając księcia, który usiłował uchwycić cugle jej konia.Puścił je z przekleństwem, otrzymawszy niespodziewane uderzenie batem.Królowa pogalopowała na grzbiet wzgórza i błyskawicznie zniknęła po drugiej stronie.- Yishana! - krzyknął za nią w rozpaczy, ale jego głos nie przedarł się przez pulsującą muzykę.Obejrzał się z nadzieją na Theleba, ale czarownik spiesznie oddalał się.Najwyraźniej wystarczyły mu pierwsze dźwięki, by zrozumieć niebezpieczeństwo i zrezygnować z wysłuchania koncertu.Elryk pogonił za Yishana.Wciąż krzyczał, by zawróciła, ale gdy dotarł na grzbiet wzgórza, ujrzał ją pochyloną w pędzie nad końskim karkiem i gnającą ku lśniącej cytadeli.- Yishano! To pewna śmierć!Dotarła już do zewnętrznych granic przemienionego przez twierdzę terenu.Kopyta konia zagłębiły się w pył, wywołując rozchodzące się wkoło kolorowe fale.Książe wiedział już, że zbyt późno dla niej na ratunek, ale nic powściągał wodzów mając wciąż nadzieję, że dogoni Yishanę zanim ta zniknie we wnętrzu.Gdy dotarł do spustoszonego pola, ujrzał z dwanaście Yishan wjeżdżających przez tuzin bram do cytadeli.Osobliwie załamujące się światło całkowicie myliło wzrok nie pozwalając ustalić, gdzie naprawdę jest królowa.Wraz z jej zniknięciem muzyka urwała się.Elrykowi wydało się, że zaraz potem dobiegł go jeszcze słaby śmiech, ale całą uwagę musiał skupić na coraz bardziej spanikowanym koniu.Zsiadł, zapadając się po kostki w lśniącym pyle i puścił zwierzę wolno.Uciekło, rżąc przeraźliwie.Sięgnął po miecz, ale zawahał się i nie dobył broni.To diabelskie ostrze raz uwolnione z pochwy, domagać się będzie dusz i nie pozwoli schować się bez zdobyczy.Innej broni jednak nie miał.Cofnął dłoń, a Zwiastun Burzy zadrżał gniewnie.- Jeszcze nie teraz, mój drogi.Tutaj możemy natknąć się na siły przerastające nawet twoje możliwości!Albinos brodził powoli w wirującym pyle na wpół oślepiony migoczącymi barwami.Granat, srebro, czerwień, złoto, jasna zieleń, bursztyn.Brak możliwości wyczucia kierunku i odległości zaczął wywoływać mdłości.Elryk przypomniał sobie, czego doświadczył niegdyś w astralnej formie, nie znający normalnych, ziemskich wymiarów, dla której również nie istniał czas.Był to stan typowy dla Królestw Dawnych Światów.Książę przemieszczał się z wolna ku miejscu, gdzie zniknęła Yishana i miał nadzieję jedynie, że jeszcze nie pobłądził.Wszystkie lustrzane obrazy zniknęły, brama zresztą też.Pojął w końcu, że jeśli nie chce zginąć z wyczerpania w nieskończonym marszu, musi dobyć Zwiastuna Burzy, bowiem miecz potrafił się oprzeć mirażom Chaosu.Tym razem, dotknąwszy rękojeści, poczuł nagły przypływ sił.Ostrze wysunęło się z pochwy.Czarna, pokryta dawnymi runami klinga rozjarzyła się mrocznym blaskiem, przy którym bledły i znikały barwy Chaosu.Elryk wykrzyczał pradawne zawołanie bojowe swego ludu i pomaszerował w kierunku cytadeli, tnąc po drodze na odlew wijące się po bokach zjawy.Wiedział już, że brama jest na wprost, bowiem miecz dokładnie pokazywał, co jest prawdą, a co złudzeniem.Była otwarta.Książę zatrzymał się na chwilę w progu i po cichu przypomniał sobie kilka zaklęć, które mogły mu się rychło przydać.Patronujący mu bóg-demon był potęgą kapryśną i niepewną, więc trudno było liczyć nań w tej sytuacji, chyba żeby.Wiodącym od wejścia korytarzem wielkimi, wdzięcznymi susami zbliżała się złocista bestia z rubinowo-ognistymi oczami, które choć lśniące, wydawały się ślepe.Wielka, przypominająca psią morda pozostawała zamknięta.Stwór zagradzał Elrykowi jedyną drogę, książę nie miał zatem wyboru.Gdy zbliżył się do potwora, ten rozwarł nagle paszczę, ukazując koralowe zębiska.Stali tak przez chwilę obaj w ciszy, a ślepe oczy ani razu nie spojrzały na albinosa.Nagle bestia skoczyła!Elryk cofnął się, unosząc miecz, ale sama waga monstrum powaliła go na ziemię.Cielsko było bardzo zimne.Napastnik nawet nie usiłował uczynić czegokolwiek, leżał tylko, jakby chciał zamrozić ofiarę.Elryk zaczął trząść się z zimna.Naparł na cielsko.Zwiastun Burzy mamrotał coś gniewnie, aż w końcu odrąbał płat ciała bestii i potworna zaiste siła napłynęła w ramię księcia.Tak wzmocniony, wyzwolił się z pułapki.Lodowata istota nadal napierała na niego, teraz jednak zawodząc z cicha.Najwyraźniej rana dawała się jej we znaki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •