[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ci, którzy wyrabiali potaż i smołę, i ci, którzy zbieraniemchmielu się trudnili, i drwale, i rybitwowie, którzy zastawiali więcierzepo zarosłych wybrzeżach Rosogi, i wnicznicy, i myśliwi, i pszczołowo-dy, i bobrownicy zbierali się teraz po znaczniejszych osadach, słuchającopowiadań, udzielając sobie nowin i radząc, jak by nieprzyjaciela,jeśliby się w puszczy pokazał, wyżenąć.Kmicic, jadąc ze swym orsza-kiem, nieraz spotykał większe i mniejsze kupy tego ludu przybranegow konopne koszule i skóry wilcze, lisie lub niedzwiedzie.Nieraz teżzastępowano mu na przesmykach i pasach pytając:- Kto ty? Czy nie Szwed?133 Henryk Sienkiewicz- Nie! - odpowiadał pan Andrzej.- Niech ciebie Bóg broni!Pan Andrzej przypatrywał się z ciekawością tym ludziom żyją-cym ustawicznie w mrokach leśnych, których twarzy nie opalałonigdy odkryte słońce; podziwiał ich wzrost, śmiałość wejrzenia,szczerość mowy i wcale niechłopską fantazję.Kiemlicze, którzy ich znali, zapewniali pana Andrzeja, że niemasz nad nich strzelców w całej Rzeczypospolitej.Jakoż zauważył,że wszyscy mieli dobre niemieckie rusznice, które z Prus za skórywymieniali.Kazał im też swą sprawność w strzelaniu okazywaći zdumiewał się jej widokiem, a w duszy myślał: Gdyby mi przyszło partię zbierać, tu bym przyszedł.W Myszyńcu samym znalazł wielkie zgromadzenie.Przeszło stustrzelców trzymało ustawicznie straż przy misji, bo obawiano się, żeSzwedzi tu najpierwej się pokażą, zwłaszcza że starosta ostrołęckikazał wyciąć drogę w lasach, aby księża, w misji osiedli, mogli mieć do świata przystęp.Chmielarze, którzy swój towar dostawiali aż do Przasnysza tam-tejszym sławnym piwowarom i z tego powodu uchodzili za ludzibywałych, opowiadali, że w Aomży, w Ostrołęce i Przasnyszu roi sięod Szwedów, którzy tak już tam gospodarują jak w domu i podatkiwybierają.Kmicic jął namawiać Kurpiów, by nie czekając Szwedów w pusz-czy, uderzyli na Ostrołękę i wojnę rozpoczęli, a sam ofiarował sięich poprowadzić.Wielką też między nimi znalazł ochotę, ale dwajksięża odwiedli ich od tego szalonego czynu, przedstawiając, abyczekali, aż cały kraj się ruszy, i przedwczesnym wystąpieniem nieściągali na się okrutnej zemsty nieprzyjaciela.Pan Andrzej odjechał, ale żałował straconej sposobności.Ta mu tylko pociecha została, iż przekonał się, że byle gdzie-kolwiek prochy wybuchły, to ani Rzeczypospolitej, ani królowi niezbraknie w tych stronach na obrońcach.134 Potop t.2 Jeśli tak jest i gdzie indziej, tedyby można poczynać - myślał.I gorąca jego natura rwała się ku prędkiemu poczynaniu, alerozsądek mówił:  Kurpie sami Szwedów nie zwojują.Przejedzieszkawał kraju, obaczysz, przyjrzysz się, a potem posłuchasz królew-skiego rozkazu.Jechał więc dalej.Wyjechawszy z puszcz głębokich na rubieżeleśne, w okolicę gęściej osiadłą, ujrzał po wszystkich wioskach ruchnadzwyczajny.Po drogach pełno było szlachty, jadącej w brykach,kałamaszkach, kolasach lub konno.Wszystko to zdążało do najbliż-szych miast i miasteczek, by na ręce komendantów szwedzkichskładać przysięgę na wierność nowemu panu.Wydawano im na toświadectwa, które miały osoby i majętności ochraniać.W stolicachziem i powiatów ogłaszano  kapitulacje , warujące wolność wyzna-nia i przywileje stanowi szlacheckiemu przysługujące.Szlachta dążyła z powinną przysięgą nie tyle ochotnie, ile skwa-pliwie, bo opornym rozmaite groziły kary, a zwłaszcza konfiskatyi rabunki.Mówiono, że tu i ówdzie poczęli już Szwedzi, tak jakw Wielkopolsce, wkręcać podejrzanym palce w kurki od muszkie-tów.Powtarzano też z trwogą, że na bogatszych umyślnie rzucanopodejrzenia, aby ich złupić.Wobec tego wszystkiego niebezpiecznie było zostawać na wsi;zamożniejsi więc dążyli do miast, aby siedząc pod bezpośrednimdozorem komendantów szwedzkich, uniknąć posądzenia o prakty-ki przeciw królowi szwedzkiemu.Pan Andrzej pilnie nadstawiał ucha na to, co mówiła szlachta,a chociaż nie bardzo chciano z nim rozmawiać, jako z chudopachoł-kiem, tyle jednak wyrozumiał, że nawet najbliżsi sąsiedzi, znajomiba! i przyjaciele nie mówią między sobą o Szwedach i o nowympanowaniu szczerze.Narzekano wprawdzie głośno na  rekwizycjei rzeczywiście było o co, do każdej bowiem wsi, do każdego mia-steczka przychodziły listy komendantów z rozkazem dostawieniawielkich ilości zboża, chleba, soli, bydła, pieniędzy, i często owe135 Henryk Sienkiewiczrozkazy przechodziły możność, zwłaszcza że gdy wyczerpano jednezapasy, żądano drugich; kto zaś nie płacił, temu przysyłano egzeku-cję, która w trójnasób tyle brała.Ale minęły dawne czasy! Każdy wyciągał się jak mógł, sobie odust odejmował i dawał i płacił, narzekając i jęcząc, a w duszy myśląc,że dawniej bywało inaczej.Do czasu pocieszano się wszakże, iż gdyczasy wojenne przeminą, skończą się owe rekwizycje.Obiecywali toi sami Szwedzi mówiąc, że niech jeno król cały kraj opanuje, zarazpo ojcowsku rządzić zacznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •