[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O, tutaj mam coś zajmującego.Instytut Astrofizyczny Karola Mar­ksa.- Pułkownik KGB podał Gołowce plik czarno-białych fotografii.- Pierwszy zastępca przejrzał zdjęcia i odłożył je na biurko.- Puste budynki?- Prawie puste.Wewnątrz znaleźliśmy to: list przewozowy na pięć amerykańskich obrabiarek numerycznych.Świetne maszyny, niesamo­wicie drogie.- Do czego są stosowane?- Zastosowań jest wiele, na przykład szlifowanie zwierciadeł telesko­pów, pasowałoby to zresztą do alibi instytutu.Koledzy z Sarowej powie­dzieli, że takich samych maszyn używa się do produkcji elementów bomb jądrowych.- Powiedzcie mi coś jeszcze o tym instytucie.- Placówka wygląda na zupełnie oficjalną.Dyrektorem miał być je­den z czołowych astronomów w NRD.Teraz cały personel przejął Insty­tut Maxa Plancka z Berlina.Chcą budować w Chile zespół wielkich tele­skopów, projektują też satelitę do obserwacji promieniowania rentgeno­wskiego dla Europejskiej Agencji Kosmicznej.Ciekawe, bo teleskopy rentgenowskie mają wiele wspólnego z badaniami nad bronią jądrową.- Ale jak odróżnić studia naukowe od badań.- Nie da się - przyznał pułkownik.- Próbowałem sprawdzić.Nawet my sami ujawniliśmy niechcący masę informacji.- My? Jak to?- W różnych tam czasopismach naukowych ukazało się wiele artukułów o fizyce gwiazd.Jeden zaczyna się tak: “Wyobraźmy sobie wnętrze gwiazdy, w którym strumień promieniowania rentgenowskiego jest taki i taki”.Wszystko dobrze, lecz jest małe ale.Autor opisał strumień promieniowania silniejszy niż w jakiejkolwiek gwieździe - silniejszy do czternastej potęgi.- Mówcie jaśniej - przerwał Gołowko, który nie miał głowy do nauko­wego żargonu.- Ten autor opisał warunki fizyczne, w których promieniowanie jest sto tysięcy miliardów razy silniejsze niż w jakiejkolwiek gwieździe.W rzeczywistości opisywał więc wnętrze bomby termojądrowej w chwili detonacji.- I co, cenzorzy tak to zwyczajnie przepuścili? - Gołowko nie wierzył własnym uszom.- Generale, jakiego poziomu wiedzy naukowej można w końcu wyma­gać od cenzorów? Ten, który to czytał, zobaczył pierwsze zdanie, “wyobraźmy sobie wnętrze gwiazdy” i z miejsca pomyślał, ze artykuł nie narazi bezpieczeństwa państwa.Ukazało się to piętnaście lat temu, potem było mnóstwo podobnych publikacji.Zeszły tydzień dał mi naucz­kę co do naszych metod utajniania informacji.Jeżeli u nas dzieją się takie rzeczy, wyobraźcie sobie, co można wyczytać u Amerykanów! Na szczęście tylko łebski naukowiec potrafiłby pozbierać te wszystkie dane, ale takich przecież nie brakuje.Rozmawiałem w Kysztymiu z zespołem młodych inżynierów.Jeśli naciśniemy, zrobią nam analizę dostępności tego materiału w czasopiśmiennictwie naukowym.Mówią, że uwinęliby się z nią w sześć miesięcy.To oczywiście marginesowa sprawa, ale na pewno warto byłoby zamówić taką analizę.Moim zdaniem, systematycz­nie zaniedbywaliśmy dotąd problem broni jądrowej w krajach Trzeciego Świata.- Co wy mi tu opowiadacie.- zaprotestował Gołowko.- Przecież wiadomo.- Generale, sam pomagałem sporządzić trzy lata temu tamten raport.Teraz mówię, że moje wnioski były przesadnie optymistyczne.Pierwszy zastępca przewodniczącego KGB zamyślił się.- Piotrze Iwanowiczu, znam was jako uczciwego człowieka.- Uczciwy, nie uczciwy, na pewno wystraszony - odparł pułkownik.- Co jeszcze znaleźliście w Niemczech?- Już melduję.Z tej trzydziestki, która, naszym zdaniem, mogła brać udział w programie nuklearnym Honeckera, trzy osoby zniknęły, razem z rodzinami.Reszta znalazła sobie inną pracę.Dwóch uczonych z tej trójki mogło pracować nad wojskowymi zastosowaniami atomistyki, tylko że jak to sprawdzić, żeby mieć pewność? Jak tu odróżnić pokojową fizykę od prac nad bronią atomową? Ja nie potrafię.- Co z tymi, którzy zniknęli?- Jeden jest z całą pewnością w Ameryce Południowej, dwóch nie wiadomo, gdzie.Proponowałbym rozpocząć dużą operację, żeby zbadać, co się dzieje w tej ich Argentynie.- Ciekawe, co mówią Amerykanie.? - zastanowił się Gołowko.- Nic konkretnego.Prawdopodobnie wiedzą tyle, ile my, czyli niewie­le.- Pułkownik zamilkł na chwilę.- Nie wydaje mi się, żeby mieli jakiś interes w rozprzestrzenianiu broni jądrowej na inne państwa.To sprze­czne z ich oficjalną polityką.- Sprzeczne? A Izrael?- Izrael dostał od Amerykanów materiał rozszczepialny dobre dwa­dzieścia lat temu.Pluton z reaktora Savannah River i wzbogacony uran ze składów w Pensylwanii.W obu wypadkach dokonano transferu niele­galnie, sami Amerykanie musieli wszczynać śledztwo.Mówiło się wtedy, że Mossad dokonał największej akcji w swojej historii, a dopomagali w tym amerykańscy Żydzi na wysokich stanowiskach.Nikt nie trafił pod sąd, dowody i informacje pochodziły ze źródeł, których nie można było ujawnić na sali sądowej, poza tym w Waszyngtonie bali się przyznać, że w tak niebezpiecznej dziedzinie przemysłu środki bezpieczeństwa były tak mizerne.Sprawę załatwiono po cichu.Fakt, że Ameryka i Europa Zachodnia dość beztrosko sprzedawały technologię jądrową różnym państwom, kapitalizm ma swoje prawa, a tu chodziło o ogromne sumy, ale przecież my też popełniliśmy ten sam błąd względem Chin i NRD.Nie - zakończył pułkownik.- Nie przypuszczam, żeby Amerykanom zale­żało bardziej niż nam na powstaniu niemieckiej broni atomowej.- Co teraz?- Nie wiem, generale.Prześledziliśmy wszystkie nitki, na ile się dało bez ryzyka ujawnienia operacji.Myślę, że powinniśmy się teraz zająć Argentyną.No, i popytać się ostrożnie wśród niemieckiej generalicji, może się czegoś dowiemy o ich programie atomowym.- Gdyby mieli taki program, dawno byśmy o nim wiedzieli - zdenerwował się Gołowko, dodając: - Wielki Boże, co ja takiego wygaduję? Zaraz, a jakie środki przenoszenia mogłyby wchodzić w grę?- Samoloty.Po co komu rakiety balistyczne, ze wschodnich Niemiec do Moskwy nie jest aż tak daleko.Poza tym Niemcy znają naszą obronę przeciwlotniczą, prawda? Zostawiliśmy im przecież tyle sprzętu.- Piotrze Iwanowiczu, macie może jeszcze jakąś dobrą nowinę? Pułkownik uśmiechnął się bardzo smętnie i zauważył:- No, a ci wszyscy durnie na Zachodzie pieją hymny, jaki to świat teraz bezpieczny.Proces spiekania otuliny wolframowo-renowej okazał się dziecinnie prosty.Potrzebny był tylko piec mikrofalowy, przemysłowy odpowiednik urządzeń kuchennych.Oślepiająco biały, metaliczny proszek wsypano do form i podgrzano.Kiedy materiał był już gorący - o stopieniu go nie było mowy, gdyż wolfram ma bardzo wysoką odporność na ciepło -przyłożone do niego wysokie ciśnienie dokonało reszty.Za sprawą gorąca i ciśnienia proszek utworzył skorupę, która choć nie miała odporności metalu, była dostatecznie twarda do przewidzianego celu.Palestyńczycy spiekli łącznie dwanaście półkolistych elementów, którym trzeba było jeszcze nadać na maszynach odpowiedni kształt i gładkość.Gotowe elementy powędrowały na osobną półkę we wnętrzu kryjówki.Za pomocą największej maszyny obrabiano teraz największą berylo­wą skorupę, metaliczną hiperboloidę, czyli donicę o pięćdziesięciu cen­tymetrach długości i w najszerszym miejscu szeroką na dwadzieścia cen­tymetrów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •