[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- My.- Case spojrzał w blade, niebieskie oczy.- Kto „my”?- Co byś powiedział, gdybym cię zapewnił, że potrafimy wyleczyć uszkodzenia twojego mózgu?Armitage wydał się nagle Case'owi kimś wyrzeźbionym w bloku metalu: bezwładny, potwornie ciężki.Statua.Wiedział wtedy, że to tylko sen i że zaraz nastąpi przebudzenie.Armitage już się nie odezwie.Sny Case'a zawsze kończyły się taką stop klatką, a ten właśnie dobiegał końca.- Co ty na to, Case?Case spojrzał na Zatokę i zadrżał.- Powiedziałbym, że pieprzysz jak stary.Armitage skinął głową.- A potem zapytałbym o warunki.- Podobne do tych, do jakich jesteś przyzwyczajony.- Pozwól mu się trochę przespać, Armitage - wtrąciła Molly.Elementy broni leżały przed nią na jedwabiu niby jakaś kosztowna łamigłówka.- Rozłazi się w szwach.- Warunki - powtórzył Case.- Już.W tej chwili.Wciąż drżał.Nie mógł powstrzymać drżenia.Klinika była bezimienna i elegancko urządzona: kilka smukłych pawilonów oddzielonych japońskimi ogródkami.Pamiętał to miejsce.Był tu, gdy przez pierwszy miesiąc w Chibie sprawdzał wszystkie takie ośrodki.- Boisz się, Case.Naprawdę się boisz.Było niedzielne popołudnie i stał obok Molly na czymś w rodzaju dziedzińca.Białe głazy, kępa zielonych bambusów, czarny żwir zagrabiony w gładkie fale.Mechaniczny ogrodnik, podobny do wielkiego metalowego kraba, pracował przy bambusach.- Uda się, Case.Nie masz pojęcia, czym dysponuje Armitage.Za doprowadzenie cię do porządku płaci tym chłopakom programem.Tym, który dostali, żeby wiedzieli, jak to zrobić.Wyskoczą trzy lata przed całą konkurencję.Wyobrażasz sobie, ile to warte?Zaczepiła kciuki o pętle paska skórzanych dżinsów i kołysała się lekko na lakierowanych obcasach czerwonych kowbojskich butów.Wąskie noski pokrywało lśniące meksykańskie srebro.Szkła przypominały puste kałuże rtęci i wpatrywały się w niego z owadzią obojętnością.- Jesteś ulicznym samurajem - stwierdził.- Jak dawno dla niego pracujesz?- Parę miesięcy.- A przedtem?- Dla kogoś innego.Wiesz, dziewczyna pracująca.Przytaknął.- To śmieszne, Case.- Co jest śmieszne?- Zupełnie jakbym cię znała.Z tego profilu, który on dostał.Wiem, jak jesteś poskręcany.- Nie znasz mnie, siostro.- Jesteś w porządku facet, Case.To, co ci dolega, nazywa się: pech.- A co z nim? Też w porządku, Molly?Automatyczny krab ruszył ku nim, starannie wybierając drogę przez fale żwiru.Spiżowa skorupa wyglądała, jakby miała z tysiąc lat.Kiedy znalazł się metr od jej butów, odpalił błysk światła i zamarł na chwilę, analizując dane.- Zawsze, Case, zawsze i przede wszystkim dbam o własny, słodki tyłek.Krab zmienił kurs, by ją wyminąć, ale kopnęła precyzyjnie i z gracją.Srebrny czubek buta brzęknął o skorupę.Robot padł na grzbiet, ale spiżowe kończyny szybko przywróciły mu właściwą pozycję.Case przysiadł na głazie i czubkami butów kreślił linie zakłócające symetrię żwirowych fal.Szukał w kieszeniach papierosów.- W koszuli - rzuciła.- Odpowiesz mi? - Wyłowił pomiętego yeheyuana, a ona podała mu ogień cienką płytką niemieckiej stali, która wyglądała jak wyposażenie stołu operacyjnego.- No dobra.Ten facet musi coś planować, coś ważnego.Ma kupę szmalu, a nigdy przedtem nie miał.I przez cały czas dostaje więcej.- Case rozpoznał w linii ust wyraz napięcia.- A może coś ważnego planuje dla Armitage'a.- Nie rozumiem.Wzruszyła ramionami.- Właściwie sama nie wiem.Nie mam pojęcia, dla kogo i czego naprawdę pracujemy.Wpatrywał się w podwójne zwierciadła.W sobotę rano, kiedy wyszedł z Hiltona, wrócił do Taniego Hotelu i przespał dziesięć godzin.Potem wybrał się na długi spacer bez celu wzdłuż strefy ochronnej portu i obserwował, jak za łańcuchami krążą mewy.Jeśli go śledziła, robiła to fachowo.Unikał Miasta Nocy.Czekał w skrzyni na telefon Armitage'a.A teraz ten cichy dziedziniec, niedzielne popołudnie, ta dziewczyna z ciałem gimnastyczki i dłońmi iluzjonisty.- Pozwoli pan, anestezjolog już czeka.- Technik skłonił się, odwrócił i zniknął za drzwiami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •