[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz, kiedy Kate, Bill i dwójka ich małych dzieci zginęli, zabici przez chciwość i chęć zysku, pod kołami ciężarówki - wśród dymu ze ściernisk wypalanych w Oregonie - wspominamy te cudowne chwile i radujemy się w ich imieniu.Mija ponad pięć lat, odkąd utraciliśmy naszych bliskich.Pustka po nich pozostanie na zawsze, lecz - mimo smutku - robi się lżej na sercu, gdy odżywają wzrusza­jące wspomnienia ich ślubu, domowych szaleństw, rado­ści, śmiechu i wiary w trwanie.W jakiś sposób fakt, że Kate i Bili zawarli ślub na naszej barce, nadał ich krótkiemu życiu nowy sens.ROZDZIAŁ XVIIICudowna niespodziankaMniej więcej trzy lata po ślubie, gdy Rosemary i ja wracamy z letnich wojaży do domu, widzimy, że Sam, Matt i Camille, a także Tom i inni ich przyjaciele, spełnili marzenie Matta, aby w pokoju gościnnym zbudować okno wykuszowe.Cieszę się, że mnie przy tym nie było.Pewnie bym dostał apopleksji.Nawet nie zaświtało nam w głowie, że chłopcy coś knują.Pod czujnym okiem Sama przesunęli ścianę pokoju i kuchni na krawędź łodzi, powiększając pomie­szczenie o ponad pół metra.Wraz ze ścianą przeniosło się tam wielkie okno z szybami ze szlifowanego szkła.Do powiększonej kuchni wstawili okienka o wielu szy­bach.Wykuszowe okno Matta, które wysunięte jest teraz dobre pół metra nad rzekę, składa się z sześciu zachodzących na siebie, wieloszybowych skrzydeł, umo­cowanych na zawiasach, które biegną od podłogi do sufitu.Do wykusza wstawiamy stół i krzesła, które zawadzały tylko na środku pokoju.Byłoby to idealne miejsce do ślubnej ceremonii.Słowa Matta sprawdzają się co do joty: przed nami otwiera się wspaniały widok na górny i dolny bieg Sekwany.Chłopcy zbudowali nowe szafki w kuchni, wstawili też nowy piecyk gazowy oraz - cud nad cudami! - nową lodówkę i zamrażarkę.Jest też nowy podwójny zlewo­zmywak z nierdzewnej stali; wygląda jak wyjęty z czaso­pisma „House & Garden”, choć może raczej powinno się nazywać ,,Houseboats & River”.Pod zlewem ukryta jest zmywarka - luksus, którego nigdy przedtem nie posiadaliśmy, ba, nie przypuszczaliśmy, że będziemy go kiedykolwiek posiadać.Kiedy wracamy z podróży, dzieciaki bawią się w naj­lepsze.Urządzamy nowej łodzi pierwszorzędny chrzest.Trudno nam uwierzyć, jak wiele się tu zmieniło.Rosema­ry przechadza się z pokoju do pokoju, próbując przy­zwyczaić się do większej przestrzeni, zwłaszcza w kuchni.W technicznych rozwiązaniach, które zastosowali, znać rękę Sama.Strop, który wcześniej opierał się na ścianie, teraz spoczywa na dwóch podpórkach, wspoma­ganych przez belkę stropową, którą chłopcy założyli na suficie.Okna wykuszowe wychodzą bezpośrednio na Sekwanę, wystając poza boczną ścianę.Można by stąd skakać na główkę, gdyby Sekwana była tak czysta, jak to się nam obiecuje; w przeciwnym razie taki skok byłby wygodnym sposobem na popełnienie samobójstwa.Rosemary na emeryturzeRosemary będzie uczyć jeszcze tylko rok.Potem, zgodnie z francuskim prawem, musi przejść na emerytu­rę.Czy to się komuś podoba czy nie, Francuzi przestają pracować po ukończeniu sześćdziesięciu pięciu lat.Ro­semary stara się przedłużyć okres pracy, ale bezskutecz­nie.Ministre de travail twardo trzyma się przepisów i nie robi dla nikogo wyjątków.Z początku Rosemary jest przygnębiona i tym troskliwiej bierze pod swoje skrzydła ostatni wyląg przedszkolaków, jaki trafia się jej w tym roku.Mówi, że to najlepsza grupa, jaką kiedy­kolwiek miała, ale nie przypominam sobie, aby kiedyko­lwiek twierdziła coś innego Rosemary zakłada coś w rodzaju stowarzyszenia przedszkolnych absolwentów, których uczyła w ciągu minionych dwudziestu dwóch lat.Szuka adresów i szpe­ra w swoich notatkach.Niektórzy z jej wychowanków dobiegają trzydziestki.Rosemary marzy o tym, aby mieć na barce własne biuro, w którym mogłaby prowadzić swoje stowarzyszenie i pisać listy.Podsuwa pomysł, żeby takie biuro powstało na miejscu ptaszarni.Przez ostatnie dwadzieścia lat zajmowałem się hodow­lą kanarków śpiewających.Bywało, że w klatkach mie­szkało ponad pięćdziesiąt ptaków.Były moją chlubą i radością.Jednak ograniczały nas - ilekroć wyjeż­dżaliśmy do młyna lub gdziekolwiek indziej, musieliśmy znajdować kogoś, kto zająłby się ptakami.Poza tym, jako że przez ten czas kanarki krzyżowały się między sobą, coraz częściej zdarzały mi się puste gniazda, puste jajeczka i ptaki, które nie opiekowały się swoim potom­stwem; nie karmiły młodych, tak iż te umierały.Zgadzam się z Rosemary, że powinna mieć swoje biuro.Zamyślam wsadzić ptaki do mniejszych klatek albo po prostu wypuścić je na wolność, wystawiając dla nich jedzenie w karmidłach, dopóki nie polegną w boju o przetrwanie, który toczy się na świecie.To ostatnie rozwiązanie bardziej przemawia do moich odczuć, że zwierząt nie powinno się trzymać w niewoli.Buduję stanowisko do karmienia i wypuszczam wszystkie kanarki.Jest późne lato.Ptaki obsiadają drzewa rosnące przy barce, ich żółte upierzenie przebłyskuje przez zieleń liści, i śpiewają.Latają na swój prześliczny falisty sposób i uczą się unikać srok, jastrzębi, kotów i innych niebezpieczeństw, które czyhają na wolnego ptaka.Razem z Samem rozmontowujemy ptaszarnię.Sam obmyśla plany budowy biura [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •