[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego ojciec nie żył i nigdy do niego nie wróci, a matka i siostra były martwe lub zaginęły gdzieś w świecie.Baerd osunął się na kolana.Ziemia była zimna niczym w zimie.Zrobiło się chłodniej.Miecz wypadł mu z odrętwia­łych nagle palców.Spojrzał na swe dłonie w blasku gwiazd, na szczupłe dłonie chłopca, którym niegdyś był, a potem po raz drugi tej Nocy Żaru zakrył nimi twarz i rozszlochał się, jakby jego serce pękło właśnie teraz, a nie dawno temu.Elena dotarła do wzgórza i zaczęła na nie wchodzić.Zady­szała się, biegnąc, choć zbocze nie było strome.Kiedy zaczęła wchodzić do rzeki, Mattio chwycił ją za rękę.Powiedział, że przebywanie na zniszczonej ziemi po zachodzie księżyca może oznaczać śmierć, lecz Donar stwierdził, że teraz już nie.Od chwili, kiedy Baerd zmusił cienistą postać do odwrotu, Donar nie przestawał się uśmiechać.Jego twarz jaśniała pełną oszo­łomienia i niedowierzania radością.Większość Wędrowców wróciła na pole, skąd wzięli swoją broń.Byli ranni i zmęczeni, lecz upojeni zwycięstwem.Stąd zostaną przed wschodem słońca przeniesieni do domu.Zawsze się tak działo.Starannie unikając wzroku Mattia, Elena przeszła przez rzekę i poszła za Baerdem.Za sobą słyszała pierwsze pieśni.Wiedziała, co się stanie w zacisznych zagłębieniach, w ciemności tego pola po zwycięstwie Żaru.Elena poczuła, jak na samą myśl o tym szybciej bije jej serce.Domyślała się, co malowało się na twarzy Mattia, kiedy odchodziła od niego, wchodząc do rzeki.Przeprosiła go w duchu, lecz stąpała pewnie, a kiedy dotarła do połowy wzgórza, zaczęła biec, czując nagły lęk o mężczyznę, którego szukała, i o siebie, samotną wśród tej rozległej, ciemnej pustki.Baerd siedział na szczycie wzgórza, tam gdzie przed swoją ucieczką stała na tle zachodzącego księżyca spowita cieniem po­stać.Spojrzał z dziwnym przestrachem na zbliżającą się kobietę.Elena zatrzymała się nieśmiało.- To tylko ja - powiedziała, usiłując złapać oddech.Przez chwilę milczał.- Przepraszam - rzekł.- Nie spodziewałem się nikogo.Przez chwilę.przez chwilę wyglądałaś prawie dokładnie tak, jak.jak coś, co zobaczyłem, będąc chłopcem.Coś, co zmieniło moje życie.Elena nie wiedziała, co na to odpowiedzieć.Nie zastanawia­ła się, co zrobi, kiedy już tu dotrze.Teraz, kiedy go znalazła, znów poczuła się niepewnie.Usiadła przed nim na martwej ziemi.Patrzył na nią, lecz nic już nie powiedział.Zaczerpnęła głęboko powietrza i rzekła odważnie:- Powinieneś się kogoś spodziewać.Powinieneś wiedzieć, że przyjdę.- Przełknęła z wysiłkiem ślinę, czując, jak mocno bije jej serce.Przez długą chwilę Baerd siedział bez ruchu.Głowę lekko przechylił na jedną stronę, jakby wsłuchiwał się w echo jej słów.Potem się uśmiechnął.Jego młoda, zbyt szczupła twarz i zapadnięte, skrzywdzone oczy rozjaśniły się.- Dziękuję - powiedział.- Dziękuję ci, Eleno.- Po raz pierw­szy wypowiedział jej imię.Z dali dobiegał ich śpiew zgroma­dzonych na polu zboża Wędrowców.Gwiazdy świecące na czar­nym sklepieniu nieba były niewiarygodnie jasne.Elena poczuła, że się czerwieni.Spuściła wzrok, unikając jego otwartego spojrzenia.Powiedziała niezręcznie:- Na martwej ziemi jest niebezpiecznie, a ty nic o tym nie wiesz.Jesteś przecież pierwszy raz.To znaczy z nami.Nawet nie wiedziałbyś, jak wrócić do domu.- Mam o tym pewne pojęcie - odparł poważnie.- Przypu­szczam, że mamy czas do wschodu słońca.W każdym razie nie są to już martwe ziemie.Dzisiaj je odzyskaliśmy.Spójrz na ziemię, po której przeszłaś, Eleno.Odwróciła się.Z podziwu i zachwytu aż wstrzymała oddech, bo wzdłuż ścieżki, którą tu przyszła, na poprzednio nagiej zie­mi wykwitły białe kwiaty.Widziała kwiaty rozkwitające we wszystkich kierunkach od jej szlaku.Łzy zapiekły ją pod powiekami i potoczyły się po policzkach, zamazując obraz.Zobaczyła jednak wystarczająco dużo, zrozumiała.Odpowiedź Ziemi na to, co zrobili tej nocy.Delikatne białe kwiaty wschodzące w blasku gwiazd stanowi­ły najpiękniejszy widok w całym jej życiu.Baerd powiedział cicho:- Ty to sprawiłaś, Eleno.Twoja obecność tutaj.Musisz tego nauczyć Donara, Carennę i innych.Kiedy wygrywacie wojnę Żaru, nie chodzi tylko o utrzymanie pola walki.Musicie iść za Innymi i ich odepchnąć, Eleno.Można odzyskać ziemie straco­ne w poprzednich bitwach.Kiwała głową.W jego słowach słyszała echo czegoś, co wie­działa i o czym zapomniała dawno temu.Teraz to wypowie­działa:- Ziemia nigdy nie umiera naprawdę.Zawsze może się odro­dzić.Inaczej jakież byłoby znaczenie cyklu pór roku i lat? - Otarła łzy i spojrzała na niego.Wyraz jego pogrążonej w ciemności twarzy był o wiele za smutny na taką chwilę.Chciała znać sposób na rozproszenie tego smutku, i nie tylko na tę jedną noc.Baerd powiedział:- Rzeczywiście.Przynajmniej jeśli chodzi o największe spra­wy.Mniejsze mogą przepaść.Ludzie, marzenia, ojczyzna.Elena impulsywnie ujęła go za rękę.Była delikatna i szczu­pła.Leżała w jej dłoni spokojnie, lecz bez reakcji.Daleko, na wschód od rzeki.Nocni Wędrowcy śpiewali pieśni dla uczcze­nia i powitania wiosny, dla pobłogosławienia letnich plonów.Elena z całego serca żałowała, że nie jest mądrzejsza, że nie zna odpowiedzi na to, co tak głęboko i boleśnie tkwi w sercu tego mężczyzny.Rzekła:- Jeśli umieramy, to jest to część cyklu.Wracamy w innej postaci.- Była to jednak myśl Donara, jego sposób mówienia, a nie jej.Baerd milczał.Spojrzała na niego, ale nie potrafiła powie­dzieć niczego, co by nie zabrzmiało źle lub nie było cudzymi słowami.Zamiast tego, sądząc, że to jakoś pomoże mu się otwo­rzyć, zapytała:- Powiedziałeś, że znasz tę cienistą postać.Skąd, Baerdzie? Możesz mi powiedzieć? - Wypowiedzenie jego imienia spra­wiało jej dziwną, niemal zakazaną przyjemność.Lekko się uśmiechnął.Miał łagodną twarz, szczególnie kie­dy była taka młoda.- Donar, Mattio i wy wszyscy znaliście wszelkie poszlaki.Przegrywacie od dwudziestu lat, prawda? Donar powiedział, że zbytnio jestem przywiązany do przemijających bitew dnia, pamiętasz?Elena skinęła głową.- Nie mylił się - ciągnął Baerd.- Zobaczyłem tu żołnierzy Ygrathu, choć oczywiście wcale nimi nie byli, mimo że bardzo tego pragnąłem.Jednak ja też tak bardzo się nie myliłem.- Po raz pierwszy lekko uścisnął jej dłoń.- Zło żywi się samym sobą, Eleno.Zło dnia, choćby było bardzo przemijające, musi powięk­szać moc tego, przed czym tu stajecie w Noce Żaru.Musi, Ele­no, inaczej nie może być.Wszystko jest ze sobą powiązane.Nie możemy dążyć jedynie do własnych celów.Tego nauczył mnie mój najdroższy przyjaciel.Tyrani stworzyli na naszym półwy­spie zło, które sięga poza to, kto rządzi w danym roku.Owo zło przeniosło się na pole, na którym walczycie z Ciemnością w imię Światła.- Ciemność powiększa Ciemność - rzekła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •