[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozejrzymy się - zdecydowała Kasandra.- Jesz­cze nie wiem, od czego to zależy, gdzie się znajduje­my, ale skoro jesteśmy w przyszłości, trzeba się zo­rientować, które konie wygrają które gonitwy, i w kil­ku innych równie istotnych sprawach.- Dlaczego?- Żeby po powrocie móc na nie postawić i wygrać, ma się rozumieć.- Nie wiem, jak się stawia.- Spokojnie: problemy należy rozwiązywać poje­dynczo i po kolei.Johnny wyjrzał przez brudne okno - pogoda była taka jak zwykle, a w powietrzu nie unosiły się żadne latające samochody czy inne przejawy przyszłości.Ale z drugiej strony pod stołem nie było Guilty’ego.- Dziadek abonuje gazetę o wyścigach - przypo­mniał sobie.- No, to chodźmy sprawdzić.- Gdzie? Do mojego domu?!- Przecież tam mieszka twój dziadek, prawda?- A jak spotkamy mnie?- Zawsze łatwo nawiązywałeś znajomości.Niechętnie poprowadził ją wpierw w stronę drzwi, a potem ku domowi.Ścieżki ogrodowe wysypane były jakąś pokruszoną szarą substancją, zadziwiająco po­dobną do pokruszonego betonu.Tylne drzwi zaś mia­ły ekscytująco futurystyczną barwę wypłowiałego błękitu poznaczonego abstrakcyjnym wzorkiem po złuszczonej farbie.Były zamknięte, ale jego staro­żytny klucz ciągle do nich pasował.Zaraz za drzwiami na podłodze leżał prostokąt pe­łen stojących na sztorc brązowych włosków, toteż od­ruchowo wytarł weń nogi i spojrzał na wiszące na ścia­nie urządzenie do pomiaru czasu.Wskazywało dzie­sięć po trzeciej.Przyszłość w dziwnie zaskakujący sposób przypo­minała teraźniejszość.- Jeśli znajdziemy gazetę, będziemy wiedzieli, któ­ry dziś jest - odezwała się Kasandra.- Na pewno nie.Dziadek trzyma je, aż znajdzie czas, by je przeczytać, co trwa ze dwa miesiące.A tak w ogóle wszystko wygląda normalnie.Coś mi ta przy­szłość nie bardzo jest przyszłościowa.- Masz tu gdzieś kalendarz?- W pokoju na górze.Tylko mam nadzieję, że je­stem w szkole.Kalendarz w elektrycznym zegarze twierdził, że jest trzeci października.- To przedwczoraj, jeśli wierzyć zegarowi - podsu­mował Johnny.- Nie zawsze chodzi jak trzeba.- Ty tu śpisz? - Kasandra miała wyraz twarzy ni­czym wegetarianin w fabryce parówek.- Nie tylko śpię: to mój pokój.- A ta sterta zdjęć i kserówek? - spytała, koncen­trując uwagę naturalnie na biurku, najbardziej za­śmieconym elemencie pomieszczenia.- To są pomoce do projektu z historii.Mówiłem ci o tym: zajmujemy się drugą wojną, no to ja zajmuję się Blackbury.Spróbował wejść między nią a biurko, ale była to próba z góry skazana na fiasko.Kasandra była zbyt dobra w dostrzeganiu rzeczy, których miała nie wi­dzieć.- Hej, przecież to ty?- zdziwiła się, łapiąc sepiową fotografię.- Kiedy nosiłeś mundur i miałeś taką głupią fryzurę?- To nie ja tylko dziadek, jak był trochę starszy ode mnie - warknął, bezskutecznie próbując odebrać zdjęcie, tak aby nie zniszczyć go przy okazji.- Próbo­wałem go wyciągnąć na wspominki wojenne, ale kazał mi się zamknąć.Jak na dziadka, wyjątkowo nie­uprzejmie.- Jesteś tak tutejszy, że aż trudno sobie wyobra­zić.Przecież tu nic się nie dzieje.- Raz się działo.- Johnny wyjął z kieszeni gazetę pani Tachyon i wskazał palcem.– 21 maja 1941 roku siedem minut po jedenastej w nocy Blackbury zosta­ło zbombardowane.Nazwano to Blackbury Blitz.A to jest gazeta z następnego dnia.Zobacz! - Przetrząsnął papiery na biurku i pokazał jej kserokopię.- Widzisz? Ta sama strona odbita w miejskiej bibliotece.Ale ta jest prawdziwa i w dodatku nowa!- Jeśli ona jest.z przeszłości.to dlaczego ubiera się tak dziwnie? Dlaczego nosi tenisówki?Johnny spojrzał na nią zaskoczony i zły: nie miała prawa obojętnie traktować Paradise Street!- Dziewiętnaście osób zginęło w jedną noc! - po­wiedział z naciskiem.- Nie było żadnego ostrzeże­nia! Były to jedyne bomby, jakie spadły na Blackbury przez całą wojnę.Cała ulica zniknęła, przeżyły tylko dwie złote rybki w akwarium, które podmuch wyrzu­cił na drzewo.Z wodą i z rybkami! Wszyscy na tej ulicy zostali zabici!Kasandra odruchowo wzięła jeden z leżących na biurku cienkopisów, ale nie mogła niczego napisać - był wyschnięty.Johnny był średnio szczęśliwym wła­ścicielem imponującej kolekcji zużytych cienkopisów i nie piszących piór kulkowych.A ona miała dopro­wadzający do szału zwyczaj niezwracania na niego uwagi, gdy był czymś podekscytowany.- Wiesz, że ciągle masz tapetę w Thomasa the Tank Engine?- Co? A mam.I co z tego?- Jak się ma siedem lat, to normalne, że ma się animowaną lokomotywę na tapecie.Jak się ma dziewiętnaście lat i znowu się ją ma, to zupełnie inna sprawa.Ale jak ma się trzynaście i ciągle się ma taką tapetę, to jest po prostu żałosne.Jakbym ci tak od czasu do czasu nie pomagała, to z niczego byś sobie sprawy nie zdawał.- Dziadek położył ją kilka lat temu.Gdy bywałem u nich w czasie wakacji, to był mój pokój, a filmy dla dzieci nie są ulubioną pozycją telewizyjną dziadka.Musiał akurat oglądać parę odcinków z tym gadają­cym parowozem.Niespodziewanie trzasnęły frontowe drzwi.- Dziadek? - syknęła Kasandra.- Dziadek robi zakupy zawsze w czwartek - odszepnął Johnny.- A mama o tej porze jest w pracy.- Kto jeszcze ma klucz?- Ja.Ktoś zaczął wchodzić po schodach.- Przecież nie mogę spotkać siebie! - zdenerwował się Johnny.- Pamiętałbym coś takiego! Yo-less twier­dzi, że jakby się spotkało samego siebie, to świat by się skończył alboby nastąpiło coś równie niemiłego.To byśmy oboje pamiętali!Kasandra złapała nocną lampkę i przyjrzała jej się rzeczowo.- No nie: misie! Kiedy ty wreszcie wydoroślejesz? Żeby mieć nocną lampkę w misie.- Zamknijsięzamknijsięzamknijsię wreszcie! Co chcesz zrobić?- Nic nie poczujesz.Nauczyłam się tego na zaję­ciach samoobrony.Klamka drgnęła i zaczęła się przekręcać.Na dole zadzwonił telefon.Klamka wróciła do poprzedniej pozycji, a kroki na schodach były coraz cichsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •