[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kogóż to wyrzucili z grobu?325  Nie wyrzucili  Reynevan myślami wciąż był gdzie indziej. Dopie-ro wyrzucą.Tak mówiła wieszczba.John Wycliffe, doctor evangelicus.Kłamca,bo kacerz, ale w goliardzkiej pieśni ten, który prawdę powie.Pochowany w Lut-terworth, w Anglii.Jego resztki będą wykopane i spalone, popioły wrzucone dorzeki Avon popłyną do mórz.Stanie się to za trzy lata. Interesujące  rzekł poważnie Huon. A inne proroctwa? Losy Europy?Zwiata? Chrześcijaństwa? Przykro mi.Tylko Wiklef. Kiepściuchno.Ale lepszy rydz niż nic.Wypieprzą, powiadasz, Wiklefaz mogiły? Za trzy lata? Zobaczymy, czy da się tę wiedzę jakoś wykorzystać.A ty, jeśli my już przy tym, czemu się tak Wiklefem.Ach.Przepraszam.Niepowinienem.W dzisiejszych czasach nie zadaje się takich pytań.Wiklef, Wal-dhausen, Hus, Hieronim, Joachim.Niebezpieczne to lektury, niebezpieczne po-glądy, niejeden już przez to życie stracił.Niejeden, pomyślał Reynevan.Faktycznie, niejeden.Ech, Peterlin, Peterlin. Wez naczynie.I chodzmy.* * *Towarzystwo za stołem podochociło sobie już tymczasem niezle, na jedy-nych trzezwych wyglądali Buko von Krossig i Szarlej.Kontynuowano obżarstwo,z kuchni przyniesiono bowiem danie drugie  kiełbasę z dzika w piwie, serwo-latkę, kiszkę westfalską i dużo chleba.Huon von Sagar namaścił siniaki i stłuczenia, Reynevan zmienił opatrunekWoldanowi z Osin.Odwinięta z bandaża spuchnięta gęba Woldana wzbudziłaogólną i hałaśliwą wesołość.Sam Woldan bardziej niż raną przejmował się heł-mem z hundsguglem, którego zapomniano w lesie, a który kosztował jakoby całecztery grzywny.Na uwagi, że hełm był zniszczony, replikował, że dałby się wy-klepać.Woldan był też jedynym, który wypił makowy eliksir.Buko, skosztowawszy,wylał dekokt na pokrytą słomą posadzkę i zbeształ Huona za  gorzkie gówno ,reszta poszła za jego przykładem.Plan zmorzenia raubritterów snem spełzł tedyna niczym.Węgrzyna i dwójniaka nie pożałowała sobie też Formoza von Krossig, znaćto było tak z pokraśniałych policzków, jak i z nieskładnej już krzynę wymowy.Gdy Reynevan i Huon wrócili, Formoza przestała słać uwodzicielskie spojrzeniaw stronę Weyracha i Szarleja, zajęła się natomiast Nikolettą, która, zjadłszy nieco,siedziała z opuszczoną głową.326  Całkiem coś ona  orzekła, taksując dziewczynę wzrokiem  nie jak Bi-bersteinówna.Niepodobna.Kibić cienka, zadek mały, a odkąd się Bibersteinowiez Pogorzelami skoligacili, córki u nich zwykle bardziej są dupiaste.Po Pogo-rzelkach nosy też w spadku wzięły perkate, a ta tu ma nos prosty.Wysoka jest,prawda, jak bywają Sędkowicówny, a Sędkowice też z Bibersteinami spiknięci.Ale Sędkowicówny czarne oczy miewają, ona zaś ma bławe.Nikoletta spuściła głowę, usta jej drżały.Reynevan zaciskał pięści i zęby. Do biesa  Buko rzucił na stół ogryzione żebro. Co to, klacz, by ją takoglądać? Cichaj! Oglądam, bo oglądam.A jeśli znajdę się czemu dziwić, to się dzi-wię.Choćby temu, że to nie młódeczka, latek ma już pod ośmnaście.Czemu tedy,ciekawość, jeszcze nie wydana? Felerna może? A mnie co do jej felerów? %7łenić się z nią mam czy jak? Pomysł nie jest zły  Huon von Sagar podniósł wzrok znad kubka.Ożeń się z nią, Buko.Raptus puellae to przestępstwo dużo drobniejsze niż porwa-nie dla okupu.Może ci pan na Stolzu wybaczy i daruje, gdy mu wraz z poślubionądo nóg padniecie.Będzie mu nijak zięcia kołem łamać. Synku?  Formoza uśmiechnęła się wiedzmie. Co ty na to?Buko spojrzał najpierw na nią, potem na czarodzieja, a oczy miał zimne i złe.Milczał długo, bawiąc się kielichem.Charakterystyczny kształt naczynia zdra-dzał pochodzenie, nie pozostawiały wątpliwości także wygrawerowane na obrze-żu sceny z życia świętego Wojciecha.Był to kielich mszalny, zrabowany zapewnepodczas słynnej zielonoświątkowej napaści na kustosza kolegiaty głogowskiej. Ja na to  wycedził wreszcie raubritter  rzekłbych chętnie: nawzajem,panie von Sagar, sami się z nią żeńcie.Ale wy wszak nie możecie, boście ksiądz.Chyba, że zwolnił was z celibatu czart, któremu służycie. Ja się z nią mogę ożenić  oświadczył nagle zarumieniony od wina PaszkoRymbaba. Udała mi się.Tassilo i Wittram parsknęli, Woldan zarechotał.Notker Weyrach przyglądałsię poważnie.Z pozoru. Pewnie  powiedział drwiąco. %7łeń się, Paszko.Dobra jest rzecz, z Bi-bersteinami parantela. O wa  beknął Paszko. A ja to co, gorszy? Chudopachołek? Skartabelczy jak? Rymbaba sum! Pakosława syn, Pakosława wnuk.Gdy my we WielkiejPolszcze i na Szląsku panami byli, Bibersteiny na Aużycach jeszcze iście wśródbobrów w błocie siedzieli, korę z drzew obgryzali i po ludzku ni be, ni me niemówili.Tfu, żenię się z nią i tyle, raz kozie śmierć.Trza tylko pchnąć kogo konnodo rodzica mego.Nie lza bez oćcowego błogosławieństwa. Będzie  drwił dalej Weyrach  nawet komu was pożenić.Słyszym, panvon Sagar duchownym jest.Może ślub dać choć zaraz.Prawda?327 Czarodziej nawet nie spojrzał na niego, zainteresowany z pozoru wyłączniewestfalską kiszką. Wypadałoby  powiedział wreszcie  zapytać wpierw główną zaintere-sowaną.Matrimonium inter invitos non contrahitur, małżeństwo wymaga zgodyobojga nupturientów. Zainteresowana  parsknął Weyrach  milczy, a qui tacet, consentit, ktomilczy, ten się zgadza.A innych głównych możem spytać, czemu nie.Hola, Tassi-lo? Nie masz chęci do żeniaczki? A może ty, Kuno? Woldan? A ty, mości Szarleju,cóżeś taki cichy? Jak wszyscy, to wszyscy! Kto jeszcze ma wolę zostać, przepra-szam za wyrażenie, nupturientem? A może wy sami?  przechyliła głowę Formoza von Krossig. Co? PanieNotkerze? Toż wam, jak miarkuję, najwyższa pora.Nie chcecie jej za żonę? Nieudała wam się? Udała, a jakże  uśmiechnął się obleśnie raubritter. Ale małżeństwo togrób miłości.Dlatego optuję za tym, by ją zwyczajnie i gromadnie wyjebać. Czas, widzę  Formoza wstała  niewiastom od stołu odejść, by mężomw męskich żartach i krotofilach nie wadzić.Chodz, dziewko, nic tu i po tobie.Nikoletta wstała posłusznie, poszła jak na ścięcie, garbiąc się, nisko pochy-liwszy głowę, usta jej się trzęsły, oczy szkliły od łez.To wszystko był pozór, pomyślał Reynevan, zaciskając pięści pod stołem.Całajej śmiałość, cały wigor, cała rezolucja to był pozór jeno, udawanie.Jakżeż słaba,krucha i marna to jednak płeć, jakżeż zdana na nas, mężczyzn.Jakżeż od naszależna.%7łeby nie powiedzieć  uzależniona. Huonie  rzuciła Formoza od drzwi. Nie każ długo na siebie czekać. A ja i zaraz idę  czarodziej wstał. Zmęczonym, zbyt wycieńczyła mnieidiotyczna gonitwa po lasach, bym mógł dłużej przysłuchiwać się idiotycznymrozmowom.Spokojnej nocy życzę towarzystwu.Buko von Krossig splunął pod stół.* * *Odejście czarnoksiężnika i niewiast stało się sygnałem do jeszcze huczniejszejzabawy i ostrzejszej wypitki.Comitiva gromko zażądała więcej wina, dziewki,które trunki przyniosły, zebrały przepisową dolę klepnięć, macnięć, szczypnięći kukśnięć, pobiegły do kuchni czerwone i pochlipujące. Po kiełbasie napijwa się! Oby nam się! Zdrowia!328  Niechaj służy!Paszko Rymbaba i Kuno Wittram, objąwszy się wzajem za ramiona, zaczęliśpiew [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  •